O powtórce z ubiegłorocznych aukcji, gdy papiery MF sprzedawały się na pniu, nie ma mowy. Ale o porażce – też nie. Po prostu MF, w czasie gdy przez główne rynki długu przetacza się korekta, szukał chętnych na dwie serie obligacji długoterminowych, postrzeganych przez inwestorów jako bardziej ryzykowne. Dla przykładu: rentowność niemieckich obligacji dziesięcioletnich wynosiła wczoraj 1,47 proc. w porównaniu z 1,31 proc. na koniec grudnia.
Mimo to zgłoszony popyt na polskie papiery był wart prawie 4,9 mld zł, a wielkość sprzedaży zmieściła się w założonych przez MF widełkach (3–5 mld zł). Rentowność, jaką ministerstwo uzyskało na aukcji, była nadal niska. Dla dziesięcioletnich papierów wyniosła 3,847 proc., a więc mniej niż jeszcze dwa tygodnie temu. Dla obligacji zapadających w kwietniu 2029 r. rentowność wyniosła wówczas 3,896 proc.
W opinii Marka Kaczora, dilera obligacji w PKO BP, krajowy rynek wraca teraz do równowagi i nie ma mowy o zmianie trendu – co najwyżej o korekcie, która niebawem się skończy. – Uważam, że trend wzrostowy cen obligacji trwa i ministerstwo nie będzie miało problemu ze zrealizowaniem swojego planu sfinansowania już w I kw. połowy tegorocznych potrzeb pożyczkowych – uważa Kaczor.
O plan MF nie obawia się także Arkadiusz Urbański, analityk Pekao. Jednak według niego ministerstwo może być zmuszone do zmiany taktyki – czyli sprzedaży obligacji o krótszych terminach zapadalności.
Reklama
– Tego typu papiery sprzedają się lepiej w czasach, gdy rentowność zaczyna rosnąć. A tego się właśnie spodziewam – mówi. I dodaje, że zyski, jakie przyniosły obligacje inwestorom w 2012 r., są raczej nie do powtórzenia. Zwraca uwagę, że cena dziesięciolatek w ubiegłym roku wzrosła o ponad 30 proc., a taka stopa zwrotu na rynku długu jest zjawiskiem rzadkim.