Rozpoczął się karnawał, czyli najlepszy okres dla i tak przeżywającej bardzo dobre chwile branży MICE (od ang. Meetings, Incentives, Conference, Events, czyli spotkania, promocje, konferencje, wydarzenia). Według branżowego pisma MICE Poland w grudniu i styczniu obroty działających na tym rynku firm rosną średnio o 25–35 proc. W tym roku organizowanie przyjęć może być jeszcze korzystniejsze. Organizacje skupiające przedsiębiorców tej branży prognozują bowiem, że podczas całego 2013 r. obroty rynku przekroczą 800 mln zł i wzrosną o ok. 25 proc.
Według Polskiej Organizacji Turystycznej w ub. roku tylko liczba uczestników organizowanych głównie na zlecenie korporacji wyjazdów integracyjnych wzrosła trzykrotnie. Organizacja imprez na zlecenie osób prywatnych nie jest rejestrowana. Jednak specjaliści są przekonani, że ożywienie, które związane jest głównie z organizacją wielkich imprez marketingowych, dotyczyć będzie także urządzających mniejsze przyjęcia okolicznościowe zleceniodawców prywatnych. – To rynki równoległe – twierdzi Adam Walicki z białostockiego Instytutu Badań i Analiz Vivade. – Jeśli pojawia się moda na organizowanie przyjęć, to dotyczy ona zarówno firm, jak i osób prywatnych i trwa co najmniej kilkanaście miesięcy.

Zapach zabawy

Aby firma działająca w branży MICE miała klientów, musi zapewniać im coraz bardziej wyszukane rozrywki. Rosnącą popularnością cieszy się wynajmowanie na imprezy, specjalnie do tego przystosowanych limuzyn, a także tzw. party busów – turystycznych lub miejskich autobusów wycofanych z użytku, przystosowanych do organizacji imprez. – Wrażenia z takiej odbywającej się w ruchu miejskim imprezy na długo pozostają w pamięci uczestników, dlatego popyt na nie jest coraz większy – mówi Mateusz Jaworski z organizującej takie przyjęcia firmy CrazyGuides.
Reklama
Inwestycje związane z uruchomieniem komunikacyjno-imprezowej działalności do małych jednak nie należą. Największym wydatkiem, co oczywiste, jest kupno samego wehikułu. Ceny nowych autobusów rzadko spadają poniżej miliona, ale używane, w zależności od roku produkcji, stanu i przebiegu, można kupić na popularnym portalu aukcyjnym za 15–75 tys. zł. – Nie warto jednak wybierać najtańszego autobusu, którego przebieg jest większy niż 800–900 tys. kilometrów - twierdzi Karol Cybuch z bydgoskiej firmy BuzzzParty. – Zużycie części bywa tak duże, że trzeba zainwestować majątek w bieżące utrzymanie. Trudno także w najniższym przedziale cenowym znaleźć maszynę, która ma sprawne i w miarę komfortowe zawieszenie. Podczas przyjęcia klienci tańczą i przechadzają się z drinkami po pokładzie. Jeżeli autobus trzęsie się na wybojach, a pasażerowie są po alkoholu, trudno im utrzymać równowagę.
Latem dużą popularnością szczególnie młodszych imprezowiczów cieszą się przyjęcia organizowane na pokładzie wycofanych z użytku londyńskich piętrusów. Tego typu maszynę można kupić, oczywiście z drugiej ręki, za około 50 tys. zł. Bus party mogą być tam organizowane na ostatnim, nie mającym dachu piętrze.
Drugą istotną inwestycją jest przebudowa samego wehikułu. Przede wszystkim standardowe siedzenia powinny być zastąpione przez wygodne, obszyte najlepiej pluszem kanapy. W party busie muszą się znaleźć stoliki do konsumpcji oraz kontuar niewiele różniący się od stacjonarnego. Dobrze, gdy jest szklana, zapewniająca lepsze warunki do tańca podłoga. Do tego dochodzi kupno profesjonalnego sprzętu nagłaśniającego, świateł stroboskopowych, emitującej przyjemne zapachy dymiarki oraz ekranu LCD, na którym podczas wycieczki emitowane są filmy. Zdaniem właścicieli tego typu firm, wartość inwestycji rzadko jest niższa niż 50–70 tys. zł. – Jedna z krakowskich agencji wynajmuje krążący po mieście, zabytkowy tramwaj – mówi Cybuch. – Jego wnętrza przystosowane zostały specjalnie na wieczory przedmałżeńskie: ściany i fotele wyłożone są czerwonym pluszem, w suficie zamontowano sprzęt muzyczny. Z tego co wiem, jego usługi są bardzo chwalone.

Didżej za kółkiem

Ale spodziewane przychody z imprezowej działalności mogą być naprawdę wysokie. Zazwyczaj wehikuły wynajmowane są na godziny. W warszawskiej firmie HotPartyBus.pl dwugodzinne wynajęcie mieszczącego na pokładzie maksymalnie 42 osoby kombinatu uciech kosztuje 2 tys. zł, za pięć klienci płacą 3 tys. Dwunastogodzinna impreza z limitem 100 przejechanych kilometrów kosztuje natomiast 4 tys. zł. Za każdą rozpoczętą, poza wykupionym grafikiem, godzinę pobierana jest dodatkowa opłata w wysokości 400 zł. Podobne są ceny w innych dużych miastach. Poza nimi bywają nawet o 20–50 proc. niższe.
Organizacja imprez nie musi być jedynym obszarem działalności party busu. Dodatkowe zyski właściciel może czerpać, udostępniając klientom dodatkowe usługi. Najczęściej w tego typu wehikułach popyt jest na wykonywane podczas przyjęcia usługi wizażu, fryzjera, masażystów. Na samą imprezę korzystnie wpływa także zatrudnienie zawodowego didżeja, który serwuje profesjonalnie dobraną do nastroju i poszczególnych faz przyjęcia muzykę (koszt wynajęcia takiej osoby to około 200–500 zł za wieczór).

Spółka z lokalem

Party bus może generować dodatkowe dochody także jako atrakcyjna przestrzeń reklamowa (poważnym odbiorcą usług party busów są koncerny urządzające imprezy dla swoich najlepszych klientów, podczas których w firmowe barwy malowany jest cały pojazd). Tego typu nośniki wynajmowane są chętnie przez producentów alkoholi, ale także biura podróży. Przychody z tego tytułu, w zależności od wykorzystanego miejsca, przemierzanych tras, jak i renomy, mogą wynieść od kilkuset do nawet kilkudziesięciu tys. zł miesięcznie. Korzystne zarówno dla właściciela party busa, jak i klientów jest także, jak uważają eventowi przedsiębiorcy, nawiązanie współpracy z jednym bądź kilkoma klubami nocnymi, w których uczestnicy po zakończonej przejażdżce albo w jej trakcie, mogą kontynuować zabawę. – Największym powodzeniem cieszą się miejsca nieco bardziej frywolnej rozrywki, takie jak kluby go-go, czy zatrudniające profesjonalne tancerki, a jeszcze lepiej – ze striptizem – mówi Mateusz Jaworski z CrazyGuides. – Ale często wybierane są także puby, dancingi czy też zwykłe restauracje.
Goście mogą w takim miejscu otrzymać specjalne zniżki, a właściciel party busa – liczyć na podział zysków z szefem lokalu, wynikający z dostarczenia klientów „w ilości hurtowej”. – Rozliczenia zależą zazwyczaj od wysokości pozostawionej przez klientów w lokalu kwoty – mówi Rafał Chojnacki z BuzzzParty. – Wynoszą najczęściej około 10 proc. wartości utargu.
Zarabianie pieniędzy może być, jak widać, bardzo przyjemnym zajęciem.