Dwa europejskie regiony (narody?) Katalonia i Szkocja szykują się do niepodległościowych referendów.Jak radzić sobie z separatyzmami? Próby odpowiedzi podjął się pewien ekonomista.
Klaus Abbink, pracujący na australijskim Monash University, zaczął od próby odtworzenia separatystycznego konfliktu w warunkach laboratoryjnych. Pojechał więc do Katalonii i na uniwersytecie w Barcelonie zorganizował eksperymentalną grę. Uczestniczących w niej studentów podzielił zgodnie z ich lokalną przynależnością na dwie grupy. W grupie A znalazły się osoby pochodzące z różnych regionów Hiszpanii, ale nie z Katalonii, w grupie B byli sami Katalończycy. Gra przebiegała według scenariusza, jaki zazwyczaj przybierają konflikty narodowościowe wewnątrz demokratycznego państwa. Regionalna mniejszość domaga się więcej autonomii. Inicjatywa leży jednak po stronie większości (reprezentującej interesy kraju). To on proponuje jakąś formę nowego ułożenia spraw. Może to być rozwiązanie z przedziału od 1 do 10. Dolna granica oznacza zachowanie status quo, górna – pełną niepodległość. Oczywiście gracz A najbardziej preferowałby rozwiązanie 1, a gracz B odwrotnie, szczytem jego marzeń jest 10. Większość (A) oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że wistując wysoko (powiedzmy 2 albo 3), ryzykuje, że mniejszość rozwiązania nie przyjmie i problem wybuchnie na nowo natychmiast albo za jakiś czas. Teoretycznie obie strony powinny spotkać się dokładnie w połowie. To znaczy A proponują 5, a B to akceptują. I wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Nie trzeba tracić cennych zasobów na dalszą separatystyczną szamotaninę polegającą na strajkach, protestach, a nierzadko aktach terroru po jednej stronie, a po drugiej – na zwiększonych nakładach na bezpieczeństwo.
Tyle że w praktyce ta kompromisowa 5 nigdy się nie udaje. Pokazał to również eksperyment Abbinka. Jego studenci po zakończeniu gry mieli otrzymać pieniężną gratyfikację w zależności od osiągniętego wyniku (tzn. A dostawali najwięcej za 1, a prawie nic za 10, a u B było dokładnie odwrotnie). W praktyce grupa A wistowała zawsze zbyt wysoko, co irytowało grupę B, która rozwiązanie odrzucała. Zaczynała się walka, która kosztowała uczestników dodatkowe ujemne punkty pomniejszające ich końcowy zysk. Ale nawet wyposażeni w tę wiedzę barcelońscy studenci cały czas popełniali te same błędy. I konflikt eskalował.
Abbink wyciągnął z tego badania kilka wniosków. Po pierwsze, już na wstępie trzeba porzucić płonne nadzieje, że zwaśnione strony spotkają się wpół drogi. Po drugie, można pomyśleć o zatrudnieniu zewnętrznego mediatora. Doświadczenie pokazuje, że i takie rozwiązanie po pewnym czasie przestaje działać (tak stało się na Bliskim Wschodzie). Po trzecie, warto odwrócić sekwencję zdarzeń. I pierwszy ruch oddać stronie słabszej.
Reklama
Wracamy w ten sposób do katalońskich i szkockich zapowiedzi organizacji niepodległościowego referendum w roku 2014. Sytuacja jest o tyle ciekawa, że rządy Hiszpanii i Wielkiej Brytanii odniosły się do tych ambicji na dwa zupełnie różne sposoby. O ile Londyn obiecuje Szkotom pełną współpracę przy organizacji głosowania, Madryt zapowiada obstrukcję tego zamiaru przy użyciu środków prawnych i ekonomicznych. Która z tych strategii okaże się bardziej racjonalna pod względem minimalizacji negatywnych kosztów sporu po obu stronach? Odpowiedź na to pytanie będzie miała kluczowe znaczenie dla pozostałych ruchów separatystycznych w Europie.