Pojawia się na izbie przyjęć, często nie wiedząc nawet, że jest to szpital prywatny. Przy wejściu mija tabliczkę z napisem NFZ, świadczącą o tym, że podmiot ma podpisaną umowę z Narodowym Funduszem Zdrowia i dla osób ubezpieczonych oferuje bezpłatne usługi.
Nieco inaczej wygląda sytuacja w przypadkach operacji czy zabiegów planowych. Wówczas można spokojnie zastanowić się nad wyborem szpitala, poszukać opinii o danej placówce i lekarzach w niej pracujących. Rozważyć tryb zabiegów w ośrodkach jednodniowych.
Niestety bardzo częstym kryterium, które determinuje wybór placówki, jest czas oczekiwania na operację. Wielomiesięczne kolejki w ośrodkach oferujących usługi w ramach NFZ przyczyniają się często do decyzji o wyborze płatnego zabiegu, wykonywanego w dogodnym terminie i przez wybranego specjalistę. Dylematów takich nie mają osoby, które wykupiły dodatkowe ubezpieczenie albo takie, które od razu decydują się na zabieg komercyjny.
Podobnie jak w nagłych przypadkach wszyscy pacjenci planowo leczeni w placówkach publicznych, niepublicznych i prywatnych oczekują dobrej usługi. I mają do tego prawo.
Reklama
Jednak wszędzie zdarza się, że pacjenta trzeba odesłać do bardziej wyspecjalizowanych placówek. Nie jest to domena szpitali prywatnych, to statystyka i system. Szpitale objęte są systemem referencyjności, który determinuje zakres udzielanych świadczeń. W placówkach należących do pierwszego poziomu chorzy leczeni są na podstawowych oddziałach, takich jak chirurgia ogólna, interna, pediatria, ginekologia z położnictwem. Pacjent z zawałem serca jest z nich automatycznie przekazywany do szpitala z drugim lub trzecim stopniem referencyjności, gdzie znajduje się oddział kardiologiczny. I nie jest ważne, czy szpital podstawowy jest publiczny, czy też nie. Takie są zasady działania systemu.
Podobnie jest z powikłaniami. Jeśli zakres możliwości danego szpitala się wyczerpuje, trzeba poprosić o pomoc bardziej wyspecjalizowaną jednostkę. Niezależnie od struktury właścicielskiej.
W systemie funkcjonują także szpitale jednodniowe, które specjalizują się w wybranej dziedzinie medycyny. Zabiegi przeprowadzane w tym trybie są tańsze, także w wycenach NFZ, a pacjent nie musi pozostawać kilka dni w szpitalu. Placówki te działają w trybie planowym, stąd w przypadkach nagłego pogorszenia stanu zdrowia pacjent musi czasami skorzystać z ostrego dyżuru w innej placówce.
Tak wygląda system opieki szpitalnej w Polsce, na który w 2013 r. Narodowy Fundusz Zdrowia przeznaczy blisko 30 mld zł. Sektor niepublicznych szpitali liczy ponad tysiąc placówek, ale w większości są to małe jednoprofilowe podmioty. Publicznych szpitali jest ponad 700, ale są wielokrotnie większe.
Szpitale prywatne nie są jednak dużym graczem na tym rynku, tylko połowa z nich ma kontrakty z NFZ. Łączna wartość tych kontraktów stanowi około 7 proc. wydatków NFZ na szpitalnictwo, podczas gdy w Europie Zachodniej sięga kilkudziesięciu procent.
W Polsce podmioty te są jednak poddawane nieustającym atakom, a opinia publiczna zamiast koncentrować się na poprawie systemu leczenia pacjenta przy nieustającym braku środków, skupia się na piętnowaniu prywatnych placówek za to, że próbują na usługach medycznych zarobić, zamiast popadać w długi.
Prywatne szpitale nieustannie oskarżane są o selekcjonowanie pacjentów i wybieranie tylko korzystnie wycenionych procedur. Jednak według informacji przygotowanych przez Ogólnopolskie Stowarzyszenie Szpitali Prywatnych na podstawie danych NFZ drugim najczęściej zakontraktowanym przez niepubliczne placówki zakresem jest interna, powszechnie uznawana za nierentowną. A wśród popularnych w tym sektorze oddziałów znajduje się także chirurgia ogólna czy anestezjologia i intensywna terapia.
Sektor prywatny dobrze wypada także w zestawieniach przedstawionych przez NFZ pod koniec ubiegłego roku i dotyczących udziału świadczeń zabiegowych w oddziałach. Według tych danych w oddziałach chirurgii ogólnej udział dużych zabiegów w szpitalach niepublicznych wynosi 49 proc. i jest porównywalny do placówek klinicznych, gdzie sięga 56 proc. Natomiast udział zabiegów kompleksowych w ginekologii onkologicznej wynosi w placówkach niepublicznych 65 proc., podczas gdy w klinicznych 14 proc.
Zamiast przyczepiać kolejną łatkę sektorowi prywatnemu, należy uzmysłowić sobie, że jest to poważny partner, który od wielu lat systematycznie inwestuje ogromne środki na rozwój i modernizację szpitali i przychodni, aby zapewnić jak najlepszą opiekę pacjentom w ramach NFZ oraz usług komercyjnych. Setki milionów złotych inwestowane są co roku z prywatnych kieszeni i na własne ryzyko biznesowe. Wydatki te nie obciążają budżetów samorządów czy też budżetu państwa, powiększając dług publiczny, tworzą za to nowe miejsca pracy.
Prywatny sektor medyczny od 2000 r. modernizuje polską służbę zdrowia: buduje nowe szpitale i przychodnie, przejmuje i modernizuje już istniejące, dokonuje zakupów sprzętu medycznego, wprowadza nowe technologie. Jako pierwszy wdrożył standard ISO. Nie jest wrogiem szpitali publicznych, jest uzupełnieniem systemu.
W ciągu około 10 ostatnich lat sześciu największych członków OSSP zainwestowało łącznie już ponad 1,3 mld zł, z czego na 2011 r. przypadło blisko 180 mln zł, a na 2012 r. 200 mln zł. Są to: Lux Med, Polsko-Amerykańskie Kliniki Serca, EMC Instytut Medyczny, Enel-Med, Grupa Nowy Szpital oraz Mavit. Firmy te mają łącznie 50 szpitali i zatrudniają ponad 16 tys. osób.
Niepubliczne placówki starają się ustrzec błędów medycznych, powikłań. Bardzo zależy im, żeby nie stracić dobrej reputacji, na którą trzeba pracować latami. Oczywiście jak wszędzie zdarzają się czarne owce, które lepiej omijać szerokim łukiem.
O czym ma więc myśleć człowiek, stojąc w progu szpitala? O tym, że otrzyma dobrą usługę medyczną, nieważne, kto będzie właścicielem tego szpitala.