Przepisy nie obligowały ich do systematycznej kontroli przetworzonych produktów spożywczych, zabrakło koordynacji między poszczególnymi krajami, a za oszustwo importerom nie grożą konsekwencje prawne. Wczoraj ministrowie UE odpowiedzialni za bezpieczeństwo obrotu żywnością rozpoczęli prace nad uszczelnieniem systemu, który w tak skandaliczny sposób zawiódł.
Mająca swoją siedzibę w Dublinie unijna Food and Veterinary Office (FVO) to tylko szczyt bardzo rozbudowanej struktury kontrolnej. – Poza pracownikami administracji na ich zlecenie pracuje około stu inspektorów. Jednak ich rolą nie jest kontrola samych zakładów, a jedynie tego, jak swoje zadania wykonują służby sanitarne poszczególnych krajów UE – tłumaczy DGP Frederic Vincent, rzecznik komisarza ds. zdrowia UE.
W samej Francji inspektorów sanitarnych jest 1,7 tys., niewiele mniej (1,4 tys.) zatrudnia brytyjska Food Standards Agency (FSA). Łącznie w 27 krajach Wspólnoty pracuje 7,5 tys. ekspertów odpowiedzialnych za kontrolę bezpieczeństwa żywności.
Reklama
Ta armia ekspertów nie jest jednak w stanie poradzić sobie z coraz bardziej zintegrowanym i skomplikowanym rynkiem żywności w UE. Unijne przepisy zapewniają dość ścisłą kontrolę obrotu zwierzętami hodowlanymi: od czasu choroby wściekłych krów w latach 90. do każdej krowy, a także konia jest przypisany paszport określający jego pochodzenie, miejsce wypasu, zmianę właściciela. Ale sprawa się komplikuje, gdy mięso staje się składnikiem produktów przetworzonych. Tak właśnie było w przypadku afery z koniną, którą odkryto w Irlandii dopiero pół roku po wprowadzeniu mięsa na rynek.
Zgodnie z oficjalną wersją koninę z Rumunii sprowadziła zarejestrowana na Cyprze firma Draap Trading. Ta odsprzedała ją francuskim firmom przetwórstwa spożywczego Spanghero i Comigel, które już jako przetworzoną wołowinę rozprowadziły ją do Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji i kilku innych krajów UE. Tu fałszywe produkty wołowe zostały wprowadzone do handlu pod tak znanymi markami jak Findus czy Aldi. I gdyby nie alarm podniesiony przez Irlandczyków, jeszcze długo nie byłyby skontrolowane przez lokalne służby sanitarne. Te nie prowadzą systematycznie tego typu badań w nadziei, że renomowane marki same kontrolują dostawców.
– Z powodu kryzysu konsumenci oczekują coraz niższych cen żywności, a sieci dystrybucji nie zamierzają ograniczać marży zysku. Skutek: godzą się na coraz mniej pewnych, ale tańszych dostawców – ostrzega w tygodniku „The Economist” Bryan Roberts z agencji konsultingowej Kantar Retail.
Tymczasem afera zatacza coraz szersze kręgi. Wczoraj Ikea przyznała, że w słynnych kulkach mięsnych sprzedawanych w sklepach meblowych aż 13 krajów UE wykryto koninę. Została ona sprowadzona jako wołowina z Czech.
Bruksela wierzy, że dodatkowe regulacje zaradzą temu problemowi. Do końca roku ma zostać przyjęta dyrektywa, która wymusi zamieszczanie informacji o pochodzeniu każdego rodzaju mięsa na każdym opakowaniu żywności wprowadzonej do handlu w Unii. Pytanie, czy będzie komu skutecznie skontrolować prawdziwość tych informacji.
  • 2 tyle razy w minionych 6 latach podrożała w UE wołowina
  • 3 nawet tyle razy konina jest tańsza od wołowiny na rynku hurtowym