Konsolidacja finansów publicznych w Unii Europejskiej musi pozwalać na pewną elastyczność – oświadczył wczoraj niemiecki wiceminister finansów. To pierwszy sygnał wskazujący, że Berlin może poluzować swoje twarde stanowisko w sprawie polityki oszczędnościowej.

– Reguły nie są niezmienne. One mówią, że musimy pozostać na drodze konsolidacji. One są bardzo, bardzo ostre, ale oczywiście muszą uwzględniać zewnętrzne szoki – powiedział wczoraj Steffen Kampeter.

Była to reakcja na wypowiedź przewodniczącego Komisji Europejskiej Jose Barroso, który przyznał, że przeprowadzane w wielu krajach cięcia osiągnęły swój limit i nawet jeśli ta polityka jest słuszna, nie sposób jej prowadzić bez minimum politycznego i społecznego poparcia.

Którędy wyjście z kryzysu?

Reklama

To z kolei był głos w szerszej dyskusji nad tym, czy oszczędności budżetowe przyczyniają się do wyjścia z kryzysu czy raczej go pogłębiają. Coraz więcej państw, a także MFW, skłania się raczej ku temu drugiemu stanowisku i podkreśla konieczność dbania o wzrost gospodarczy. Niemcy jak do tej pory twardo broniły cięć i stawiały je jako warunek pomocy finansowej dla zadłużonych państw.

Nie należy się jednak spodziewać radykalnej zmiany stanowiska Berlina. Kampeter zasygnalizował raczej gotowość wydłużenia czasu, jaki poszczególne kraje mają na zrównoważenie budżetów, niż zrezygnowanie w ogóle z tego wymogu. Szczególnie że za pięć miesięcy w Niemczech odbędą się wybory parlamentarne i kanclerz Angela Merkel nie może sobie pozwolić na to, co w oczach wyborców zostałoby uznane za fundamentalne ustępstwo wobec państw korzystających z pomocy.

>>> Czytaj też: Wielki odwrót od strategii cięć? Europa skłania się ku stymulacji