Historia, bogactwo, ludzie, pogoda. Ale odwróćmy na chwilę ten problem. I zastanówmy się, co trzeba zrobić, żeby nasza stolica (albo dowolne większe polskie miasto) była ładniejszym i po prostu bardziej przyjaznym miejscem do mieszkania. Paryż tonie w wiośnie i słońcu. A urbaniści i architekci, z którymi przez kilka ostatnich dni miałem okazję rozmawiać, mają dla nas kilka inspirujących rad. Po pierwsze, mówią, trzeba skończyć z ubóstwianiem własności prywatnej w przestrzeni miejskiej. Własność pozostaje fundamentem przestrzeni miejskiej. To oczywiste. Ale władza publiczna, np. samorząd, musi mieć narzędzia do planowania lepszego miasta.

Choćby przepisy o przymusowym wywłaszczeniu (oczywiście za odszkodowaniem). Takie prawo było w Polsce przed wojną. Albo ściśle egzekwowane przepisy, że domy czy biurowce można budować tylko tak, by pasowały do istniejącego otoczenia. To nie jest jakieś urzędnicze szaleństwo. To konieczność. Aby to osiągnąć, trzeba zacząć mówić o interesie wspólnym. Bo miasto to nie jest zestaw działek do sprzedania. To pewna całość, w której wszyscy musimy wspólnie żyć.

Po wtóre, należy ustanowić mechanizmy zapobiegające tworzeniu gett. I to wcale nie tych najbiedniejszych. Wielkim polskim problemem są dziś raczej wątpliwej użyteczności projekty, jak warszawskie miasteczko Wilanów czy Służewiec Przemysłowy. Gdzie albo się tylko śpi, albo tylko pracuje, ale gdzie nie ma miasta. Bo miasto, żeby żyć, musi mieć i sklepy, i lokale, i mieszkania, i biura. I trochę biednych, i trochę bogatych. I tu znów są potrzebne regulacje.

Po trzecie, polskie państwo musi ruszyć gorący temat budownictwa socjalnego. Dziś jest tak, że miasto umywa ręce. Oddaje na przykład zrujnowaną przedwojenną kamienicę razem z lokatorami dawnemu właścicielowi. I niech on się teraz martwi. A to nie jest rozwiązanie. Ani dla lokatorów, którym nowi właściciele podnoszą czynsze, ani dla kamienic czy willi, na których remonty biednych mieszkańców nie stać, ani nawet dla rynku nieruchomości. Ktoś może powiedzieć, że to zestaw pobożnych życzeń. Może. Ale również przejaw pewnej tęsknoty do tego, co jest standardem w całej rozwiniętej Europie, do której przecież pretendujemy. Potrzeba nam mobilizacji, by wymuszać na naszych politykach, samorządowcach, mediach i biznesie myślenie w kategoriach dobra wspólnego, byśmy umieli się domagać lepszego miasta. Mamy do tego prawo.

Reklama