Europosłowie chcą, by nowe samochody sprzedawane w 2020 r. spalały średnio 3,9 litra paliwa na 100 km, a w 2025 r. zeszły poniżej 3 litrów. Obecnie nowe samochody kupowane w Europie spalają średnio 5,5 litra.
– To rozwiązanie przyczyni się do tworzenia nowych miejsc pracy w branżach zaawansowanych technologii – ocenia Wojciech Makowski z Instytutu Spraw Obywatelskich, członek europejskiej sieci Transport i Środowisko, która lobbuje za ograniczeniem emisji CO2 przez koncerny.
Jednak koncernom motoryzacyjnym to się nie podoba. – Nie możemy w nieskończoność redukować zanieczyszczeń emitowanych w silnikach, bo na tym etapie pociąga to za sobą zbyt wysokie koszty – mówi Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.
Przypomina, że już dziś niektóre modele nie są dostępne w Europie – za to wciąż są sprzedawane w Azji, Afryce czy Ameryce. Tam przepisy środowiskowe są o wiele mniej restrykcyjne.
Reklama
Najwięcej modeli, które są przeznaczone na rynki o mniej restrykcyjnych warunkach homologacyjnych niż Europa, ma w swojej ofercie Toyota. – Ze względu na ograniczony potencjał popytu na samochody tego typu i koszt dostosowania ich do potrzeb emisji w Europie nie są oferowane na naszych rynkach. Przykładami takich pojazdów są Toyota Highlander oferowana w RPA czy Camry w Rosji – mówi Maciej Gorzelak, starszy specjalista ds. PR w Toyota Motor Poland.
Z tych samych powodów z importu modeli CX7 i CX9 zrezygnowała Mazda. – Obecnie największym SUV-em oferowanym przez nas jest model CX5 – mówi Magdalena Węglewska, dyrektor PR w Mazda Motor Poland.
Jednak są też koncerny, które zapewniają, że wszystkie produkowane auta mogą sprzedawać w Europie. Do tej grupy należą m.in. Hyundai, Audi oraz Volvo. – Wszystkie nasze modele spełniają europejskie normy dotyczące tych emisji. Niektóre nawet z ogromną rezerwą, ale podejmujemy kolejne kroki, aby jeszcze bardziej obniżyć emisję CO2 – deklaruje Stanisław Dojs z Volvo Auto Polska. Zapowiada, że niedługo oferowane przez koncern silniki sześciocylindrowe będą zastąpione gamą mocnych jednostek VEA o czterech cylindrach. – Najmocniejsze odmiany będą miały napęd hybrydowy – dodaje Dojs. Nie kryje, że inwestycje w innowacje oznaczają wyższe ceny aut.
Eksperci oceniają, że po wprowadzeniu nowych obostrzeń samochody mogą być droższe średnio nawet o 4 tys. zł. Według Instytutu Spraw Obywatelskich efekt podwyżki zostanie skompensowany korzyściami wynikającymi z niższych kosztów eksploatacji auta. – Oszczędności na paliwie sprawią, że dodatkowe inwestycje zwrócą się w ciągu 2–3 lat – uważa Wojciech Makowski.
Według niego przeciętny polski kierowca zaoszczędzi na benzynie ok. 1,5 tys. zł rocznie. A jeszcze lepiej mają mieć kupujący samochody na raty. Według ISO będą oni oszczędzać od początku, bo podwyżka miesięcznej raty będzie od początku kompensowana przez niższe rachunki za paliwo.