Mieliśmy ostatnio do czynienia z wydarzeniem artystycznym bez precedensu. „Warszawa 1935” to realizowany z niebywałym pietyzmem przez prawie trzy lata 20-minutowy film, który po raz pierwszy pokazuje stolicę Polski z okresu międzywojennego.
Obraz robi niesamowite wrażenie. Pokazuje, jakim miastem była Warszawa, jak ją idealnie zaplanowano i jak wiele brakuje tej dzisiejszej do tamtej, która już nie istnieje.
Współczesne miasta pozbawiono myśli przewodniej, pewnego ideowego kręgosłupa. Tak, tak – miasta także mają, a właściwie powinny mieć, coś takiego jak ideowość. Trzeba je planować krok po kroku, ale z rozmachem – by stały się wielkomiejskie. Także dzisiejsza Warszawa.
Reklama
Odbudowana po wojnie już według nowego sznytu, nieporównywalnie gorszego od przedwojennego, do dziś w pewnym stopniu opiera się na fragmentarycznych oraz przypadkowych niepasujących do siebie elementach. Budynkach wniesionych ad hoc według politycznej potrzeby chwili i ze słabej jakości materiałów. Ale nikt się tym nie przejmował, bo władza mogła budować, jak chciała.
Dzisiaj jest inaczej. W Warszawie od kilku lat planowanie strategicznych zmian ma się nieźle, choć problemem pozostaje m.in. pamiątka, którą pozostawił nam po sobie komunizm – absurdalnie wielki plac w centrum. Kiedyś był potrzebny do defilad i pochodów, ale teraz? Mnogość idei, która przyświeca wprowadzeniu tu zmian, idzie w parze z pechem, jaki zawisł nad placem Defilad. Planowano tu wzniesienie wielkich biurowców, które miały zasłonić Pałac Kultury i Nauki. Planowano także zbudowanie niższych budynków i Muzeum Sztuki Nowoczesnej. I jak się okazuje, to nie pomysł architektoniczno-urbanistyczny jest problemem tego miejsca, lecz duchy przeszłości blokujące jego zabudowę. Spuścizna dekretu Bieruta pozostawia wiele części placu z nieuregulowanym stanem własnościowym, a zmiana funkcji tej części stolicy przez władze komunistyczne pozbawiła ją umożliwiającej gęstą zabudowę infrastruktury podziemnej. To dzisiaj największe bolączki władz Warszawy.
Część działających w Warszawie deweloperów od wielu lat stara się tworzyć jakość nie tylko architektoniczną, lecz także urbanistyczną, tworzyć nie tylko gmachy, ale i miasto. Sam chcę się do nich zaliczać. Wiem, że takie działanie nie jest łatwe, także z przyczyn finansowych. Budynek, który jest miastotwórczy, który ożywia okolicę architekturą i otoczenie swoimi funkcjami, nie jest ani tani, ani łatwy do wzniesienia. Jednak podejmujemy się tych prac, by budować stolicę – już inną niż ta pokazana w filmie „Warszawa 1935”, ale dorównującą jej prestiżem.
Przykładów nowej przemyślanej architektury jest coraz więcej. Nowe oblicze placu Unii Lubelskiej z budynkiem biurowo-usługowym o nazwie Plac Unii, który nawiązuje do planowanego tu przed wojną budynku Polskiego Radia, stanie się niebawem jedną z miejskich bram łączących Śródmieście z Mokotowem. Radykalna modernizacja fabryki wódek Koneser tchnie życie w czekającą na metro i impuls modernizacyjny Pragę. Patrząc na Marszałkowską z „Warszawy 1935”, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że w Centrum Praskim Koneser odtworzony będzie dokładnie tamten klimat, ale we współczesnej formie. Ulice handlowe, biura, mieszkania, zieleń i meble miejskie oraz wypełniający to wszystko spacerowicze w otoczeniu XIX-wiecznej zabudowy – tak będzie wyglądała nowa Praga.
Ale i centrum ożyje. Marszałkowska dostanie impuls do zmian poprzez ożywienie jej tradycji handlowych. Powstanie tu wkrótce nowoczesny dom handlowy w miejscu dzisiejszego Sezamu. Na tyłach Nowego Światu już funkcjonuje niemal wyjęta z przedwojennego filmu Rezydencja Foksal, w której mieszkać nie powstydziliby się najwybitniejsi profesorowie, przemysłowcy i urzędnicy państwowi II Rzeczypospolitej.
Przed Warszawą jeszcze długa droga do przedwojennej świetności. Najważniejsze, aby nie stanąć w pół drogi, by kiedyś znów zobaczyć Warszawę wielką.