KIO to wyspecjalizowany organ quasi-sądowy powołany do rozstrzygania odwołań w sprawach przetargów. Jego atutem jest szybkość – wydanie wyroku zajmuje zazwyczaj nie dłużej niż 15 dni. To ważne zwłaszcza teraz, gdy izba została zasypana odwołaniami w sprawie przetargów śmieciowych. Jeśli nie zostaną szybko rozpoznane, gminy nie zdołają zawrzeć umów przed 1 lipca, kiedy to rusza śmieciowa rewolucja.
Tymczasem KIO groził całkowity paraliż. Przez kilka miesięcy premier nie powołał bowiem jej prezesa. We wtorek zaś Anna Chudzik, jedyny wiceprezes, zachorowała i poszła na zwolnienie. A to oznaczało, że nie było komu wyznaczać terminów rozpraw i powoływać składów orzekających. A kolejne odwołania, także w sprawach śmieciowych, wciąż wpływały.
W czwartek opisaliśmy tę sytuację i ostrzegaliśmy, że skutki mogą być katastrofalne. Dzień później premier powołał Pawła Trojana na prezesa izby. Już rano wręczono mu nominację.
Reklama
– Z satysfakcją należy przyjąć informację o powołaniu prezesa izby na stanowisko wakujące od 1 marca. Niewątpliwie rozwiązuje to problemy związane z bieżącym funkcjonowaniem izby – mówi Małgorzata Stręciwilk, rzecznik prasowy KIO.
Już w piątek nowy prezes zaczął wypełniać swe obowiązki. A to oznacza, że KIO zachowa ciągłość orzekania. Rozprawy są wyznaczane bowiem z kilkudniowym wyprzedzeniem i te z bieżącego tygodnia zdążyła jeszcze wyznaczyć wiceprezes Anna Chudzik.
Próbowała ona zresztą ratować sytuację, upoważniając trzech członków izby do przejęcia jej obowiązków, na wypadek gdyby premier dalej zwlekał z nominowaniem prezesa. Prawnicy jednak ostrzegali, że to rozwiązanie wątpliwe pod względem prawnym i że uczestnicy rozpraw mogliby podważać ważność wyroków wydanych przez tak wyznaczone składy orzekające. Dzięki piątkowej decyzji Donalda Tuska nie będzie takiego ryzyka.