Z lotu ptaka wygląda to tak: prezes Rezerwy Federalnej w zasadzie dał do zrozumienia, że ograniczenie luzowania ilościowego jest w planach, oraz że prawie pewne jest zmniejszenie skali zakupów przed końcem roku i całkowite (potencjalne) zakończenie programu gdzieś w połowie 2014 r. Najciekawsze jest to, że po raz pierwszy od bardzo dawna sformułowania użyte w przygotowanym wcześniej oświadczeniu wskazywały na to, że Rezerwa dostrzega pojawienie się lepszej dynamiki w gospodarce amerykańskiej, a wraz z nią możliwość pewnego ograniczenia postawy akomodacyjnej, którą stosowała w ostatnich latach. Więc chociaż faktycznie możemy zobaczyć ograniczenie ilości papierów kupowanych co miesiąc, podwyżka oficjalnych stóp procentowych nadal wydaje się być daleko poza zasięgiem radaru. Nie trzeba dodawać, że szkody zostały wyrządzone. Ci, którzy mają długie pozycje na dolarze amerykańskim, dziś rano znów się uśmiechają, a posiadacze długich pozycji na indeks S&P 500 już nie bardzo.

Jeśli chodzi o inne zagadnienia, to w najprawdopodobniej ostatnim swoim oficjalnym wystąpieniu, w swej przemowie w Mansion House Mervyn King, odchodzący szef Bank of England (BoE), sprawił bardzo wyraźne wrażenie, że dalszego luzowania ilościowego dla Wielkiej Brytanii nigdy nie odłożono na bok, i że jest ono wręcz prawdopodobne. To ciekawe, biorąc pod uwagę, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy on sam zmienił zdanie, przechodząc od bycia zwolennikiem luzowania i głosowania odpowiednio za nim do głosowania przeciwko takim propozycjom. Ale śmiem twierdzić, że przychyla się on do teorii, że są dwa rodzaje problemów na świecie: jego problemy i czyjeś problemy. Jeśli chodzi o Mervyna Kinga, to oczywiście to teraz problem jego następcy, Marka Carney’a, więc szczerze mówiąc traktowanie Kinga poważnie teraz (inaczej niż zawsze) jest jeszcze trudniejszym zadaniem.

Oprócz tego dane z Chin przedstawione przez HSBC/Markit ponownie okazały się słabsze, czego efekt uboczny odczuły towarowe pary walutowe, jak również różne metale i rynki towarowe. Wygląda na to, że słabnie globalny popyt, któremu przewodzą Chiny, a jeśli już, to coraz szybciej. Dziś rano światowe rynki akcji wyglądały kiepsko, co zrozumiałe, jednak S&P 500 nadal próbuje jeszcze zaczekać (na razie).

Jak do tej pory dane dziś rano napływające z Europy były mieszane; odczyty PMI były nieco lepsze, nadal jednak kształtowały się poniżej tak ważnego poziomu 50 pkt. Jeśli już, to najważniejszym wnioskiem wydaje się być pewna konwergencja między Niemcami a resztą Europy, gdyż Niemcy najwyraźniej nieco spowalniają. Interesujące jest jednak to, że dane dotyczące sprzedaży detalicznej w Wielkiej Brytanii były znacznie lepsze, niż oczekiwano, co wyniosło kurs GBP/USD odrobinę wyżej. Przy czym „odrobinę” jest tutaj kluczowym słowem, gdyż w tej chwili indeks dolara amerykańskiego (DXY) nadal dominuje w ogólnej dynamice rynku.

Reklama

Na dzisiejsze popołudnie planowana jest publikacja takich danych, jak cotygodniowe dane na temat wniosków o zasiłki dla bezrobotnych w USA, sprzedaż domów i co najważniejsze, wskaźnik opracowywany przez Rezerwę Federalną z Filadelfii. W rzeczywistości jednak biorąc pod uwagę tło nakreślone wczoraj przez Bena nie spodziewałbym się zbyt wielkiej reakcji, chyba że oczywiście odczyty będą znacznie odbiegać od oczekiwań.

Jeśli chodzi o pary walutowe, cóż... Ewidentnie moja gra z AUD/CHF nie do końca się udała, gdyż dolar australijski dostał łupnia z powodu umocnienia się dolara amerykańskiego i oczywiście ze względu na kiepskie dane z Chin. Wydaje się, że AUD/USD zagubił się teraz w oceanie nieszczęścia, a dno nie znajduje się ani trochę bliżej, niż nawet dwa tygodnie temu. Uczciwie, z ręką na sercu nie mam wyraźnego pomysłu, do jakiego poziomu może dość, więc na chwilę obecną powstrzymam się przed próbą podawania poziomów.

EUR/USD cierpi zgodnie z ogólną sytuacją dolara amerykańskiego, ale mimo wszystko znajduje się obecnie w swym szerszym, komfortowym zakresie, przetestowawszy
i pokonawszy górne granice. W kontekście spadków kolejny poziom o jakiejkolwiek wartości to 1,3130, ale kupujących jest bardzo mało, a dziś z samego do szaleństwa wyprzedaży dołączyły kolejne nazwy rezerw. Jakieś odważne dusze mogą rozważyć kupowanie tej pary, ale nie widzę po temu powodów...

Kurs GBP/USD wygląda równie krucho, a 1,5380 to na chwilę obecną ostateczna granica spadków. Zamknięcie notowań dziennych poniżej tego poziomu otwiera dużo bardziej bolesne perspektywy dla grających na wzrosty funta, a docelowo możemy zejść co najmniej do 1,5250. Jeśli chodzi o wzrosty, powyżej poziomu 1,5530 pojawią się oferty, a sytuacja podobnie będzie trudna.

USD/JPY zrobił, co miał zrobić – znowu bardziej z powodu dolara amerykańskiego niż odnowionej wiary w Abenomikę. Co ciekawe, poziom 98,30 znów ma kluczowe znaczenie, tak jak zaznaczyliśmy po drodze z powrotem poniżej poziomu 100. Jak do tej pory okazał się on także ekstremalnym maksimum ku górze przy tym ruchu, a sprzedający ulokowani pomiędzy nim a 98,50 na chwilę obecną ograniczają zmiany tego kursu. Zlecenia stop zaczynają się pojawiać powyżej wspomnianych poziomów, a jeśli zostaną uruchomione (chociaż nie są wielkie), mogą nas sprowadzić do 99,00 lub w okolice.

Złoto. To wszystko. Chociaż nie, serio... Właściwie to nie, nie będę nawet zawracać sobie głowy.

Czas na przegrupowanie, moi drodzy, droga wolna, została ustalona na najbliższy czas. Rynek spot będzie dla was bolesny, a opcje (dzięki większemu wolumenowi) są nadal marginalnie za drogie, jednak mimo wszystko oferują lepszą wartość w stosunku do ceny niż rynek spot, jeśli odpowiednio dobrze poszukacie.

Kaski włóż i powodzenia.