Najpierw do zapowiadanej rekonstrukcji rządu (jesień), potem do zbliżających się wyborów parlamentarnych, w końcu do poprawy koniunktury gospodarczej. W efekcie jesteśmy świadkami pozorowanych ruchów (albo takich, które przedstawiane jako uszczelnianie systemu, nie są niczym innym jak dokręcaniem śruby fiskalnej). Czekamy więc na konieczne, sztandarowe zmiany, zyskujemy wydmuszki i prowizorkę. Klasycznym przykładem strusiej polityki są działania (a w zasadzie ich brak) względem KRUS i rolników. Kasa to instytucja, która wymaga pełnej reformy.

Wobec rolników zmiany miało wymusić orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego. W 2010 r. zdecydował, że składki zdrowotne na ich leczenie nie mogą być opłacane przez budżet państwa i dał rządowi 18 miesięcy na zmianę przepisów. Ten sprowadził ją do farsy. W efekcie zamiast porządnej ustawy, która spowodowałaby, że rolnicy zapłacą na leczenie tyle, ile pozostali pracujący, kolej - ny rok z rzędu obowiązuje prowizorka: ci z gospodarstwami do 6 hektarów w ogóle nie płacą składki, a pozostali złotówkę za każdy hektar powyżej tego poziomu. W efekcie za 1,5 mln osób ubezpieczonych w KRUS budżet przekazuje do NFZ zaledwie 1,8 mld zł rocznie. W puli, jaką dysponuje NFZ (66,8 mld zł – przychody funduszu planowa - ne na przyszły rok), to niewiele. Za udzie - lenie pomocy medycznej fundusz musi zapłacić tyle samo szpitalowi czy porad - ni, niezależnie od tego, czy pacjentem był rolnik, urzędnik czy pracownik sklepu. Tyle że w przypadku rolników oznacza to, że robi to na koszt pozostałych