Zamiast polskiego kapitału prywatnego dominować będą w niej inwestorzy zagraniczni i państwowe firmy. Propozycja zmian w OFE, którą premier przedstawił w środę, składa się z trzech istotnych elementów. Po pierwsze, z przejęcia obligacji będących w posiadaniu OFE przez ZUS w celu ich umorzenia. Po drugie, ze stopniowego przenoszenia na 10 lat przed emeryturą aktywów z OFE do ZUS.

Po trzecie, z wprowadzenia możliwości podjęcia przez uczestników systemu nieodwracalnej decyzji o kierowaniu nowych składek w całości do ZUS. Każdy z tych elementów jest silnym uderzeniem w samą istotę filaru kapitałowego. Wszystkie trzy razem prowadzą nieuchronnie do jego likwidacji i przejęcia środków przyszłych emerytów przez państwo. Dlaczego? W wyniku realizacji pierwszego elementu propozycji rządowej (przejęcie i umorzenie obligacji) aktywa OFE zostaną z miejsca uszczuplone o połowę.

Drugi filar zamieni się w hiperryzykowny fundusz akcyjny, którego likwidacja jest jedynie kwestią czasu. Pierwsza głębsza korekta na giełdzie spowoduje bowiem masową ucieczkę z OFE do ZUS, skąd, zgodnie z trzecim elementem propozycji rządu, nie ma już powrotu. Nawet gdyby przyszli emeryci wykazali się niespodziewaną dalekowzrocznością i nie uciekali masowo z OFE, tak czy inaczej ich aktywa w końcu trafią do ZUS. Mechanizm suwaka bezpieczeństwa do tego bowiem prowadzi. W okresie 10 lat przed emeryturą ZUS będzie co roku przejmował i spieniężał na swoje potrzeby jedną dziesiątą zgromadzonych w OFE środków. W efekcie w momencie przejścia na emeryturę kapitał emeryta będzie wynosił dokładnie zero.

To oczywiście przesądza kwestię wypłat – przejedzenie aktywów przez ZUS powoduje, że nie ma co marzyć o emeryturach kapitałowych. Racją bytu każdego systemu emerytalnego są zaś wypłaty – jeżeli OFE nie będą wypłacały emerytur, nie znajdą w społeczeństwie wielu obrońców, wyłączywszy garstkę ekonomistów i czytelników specjalistycznej prasy. Jakie będą skutki takiego rozwiązania? Widać, że rząd zadbał o to, by przynajmniej w krótkim okresie chronić warszawską giełdę, która i tak na ogłoszone propozycje zareagowała 2,5-proc. spadkiem, pogłębionym jeszcze następnego dnia.

Reklama

Inwestorzy zdali sobie zapewne sprawę, że dopływ środków na warszawski parkiet zostanie istotnie ograniczony. Niewykluczone nawet, że jeśli dużo osób nie wyśle w porę stosownych deklaracji do ZUS, napływ nowych składek do OFE nie wystarczy, żeby zniwelować ubytek środków wywołany mechanizmem suwaka. Upadła więc nadzieja na budowę na bazie GPW silnego centrum polskiego kapitalizmu. Zamiast polskich korporacji z przewagą stabilnego prywatnego kapitału nastawionego na budowę długoterminowej wartości firmy, będziemy skazani na niedoskonałe substytuty. W naszej gospodarce dominować będą, jak to ma miejsce od początku transformacji i dopiero niedawno zaczęło się trochę zmieniać, firmy zagraniczne oraz przedsiębiorstwa państwowe.

Niestety, taki model rozwoju nie sprzyja szybszemu tempu wzrostu gospodarczego, które pozwoliłoby na doganianie krajów najlepiej rozwiniętych. Jedną z istotniejszych bolączek polskiej gospodarki są bowiem bardzo niskie w relacji do PKB wydatki na badania i rozwój. Co ważne, dotyczy to nie sektora publicznego, lecz przede wszystkim prywatnego. Za główną przyczynę uważa się to, że firmy lokują swój ośrodek badawczo- rozwojowy w kraju, w którym mają siedzibę i centrum kompetencyjne.

W praktyce oznacza to, że badania firm amerykańskich prowadzone są w USA, a niemieckich w Niemczech. Te firmy, nawet jeśli mają w Polsce oddziały i zatrudniają pracowników, żadnych przełomowych badań nie prowadzą. To mogłyby robić przede wszystkim polskie firmy, na co jednak potrzebny jest kapitał, który właśnie polski rząd zdecydował się lekką ręką zagarnąć. Premier mówił na konferencji prasowej, że Polsce potrzebny jest skok cywilizacyjny. Propozycja zmian w OFE jest takim skokiem, jednak niestety do tyłu. Likwidacja drugiego filaru to skazanie polskiej gospodarki na peryferyjność, której nie zmieni zapowiadany boom w państwowych inwestycjach.

Te bowiem są lepsze od zasilania setek polskich firm pieniędzmi z giełdy tylko pod jednym względem – dają większe szanse politykom na pochwalenie się konkretnymi dokonaniami, które mogą przedstawić wyborcom jako swoją własną zasługę. Muszę się przyznać, że plany rządu zaskoczyły mnie w swoim radykalizmie. Chociaż może nie powinny, zważywszy na to, jak dotąd była prowadzona wakacyjna debata o przyszłości 280 mld zł zgromadzonych w drugim filarze.

Niemal całkowicie ignorowane były głosy przeciwne, unikano konfrontacji z osobami, które naprawdę prezentują niewygodne dla rządu argumenty i wyliczenia. Jaskrawym przykładem takiego działania ze strony Ministerstwa Finansów była odmowa wzięcia udziału w debacie telewizyjnej z ekspertami KOBE, mimo zarezerwowania na ten cel czasu antenowego w telewizji publicznej. Na konferencji premiera i ministrów uderzała konsekwencja w powtarzaniu dawno już obalonych argumentów. Nie mogło oczywiście zabraknąć bezustannie eksploatowanej kliszy, że OFE nie są w stanie wypłacać dożywotnich emerytur. A PTE przyznały, że byłyby skłonne przystać na propozycję wypłat dożywotnich emerytur kapitałowych zgłoszoną i opracowaną przez ekspertów KOBE.

Premier powtórzył też fałszywą tezę o tym, że OFE przyniosły składkowiczom niższą stopę zwrotu niż ZUS, mimo że żadne niezależne od rządu analizy finansowe tego nie potwierdziły. KOBE na swoich stronach internetowych miesiąc temu opublikował stosowne obliczenia ujawniające rażące błędy metodologiczne popełnione przez analityków rządowych. Nie ma na to reakcji, bo rząd wie, że na debacie z ekspertami może tylko stracić, więc zamiast tego cynicznie wykorzystuje to, iż przeciętny zjadacz chleba nie jest w stanie lub nie ma czasu prześledzić stosownych obliczeń. Jaki będzie tego finał? Walec legislacyjny zatrzymać może tylko prezydent lub Trybunał Konstytucyjny.

Z tej perspektywy zablokowanie zgłoszonych przez premiera propozycji może być łatwiejsze, niż się rządowi wydaje, gdyż dla konstytucjonalistów złamanie zasad państwa prawa jest tu aż nadto widoczne. Pozostaje tylko kwestia znalezienia 50 odważnych posłów lub skorzystania ze wsparcia którejś z dysponujących prawem skargi konstytucyjnej instytucji państwowych. Szczególnie istotna mogłaby być tu rola rzecznika praw obywatelskich, który jak dotąd milczy. Może ożywiona na nowo dyskusja publiczna skłoni go do zabrania głosu.