To coraz większy problem w Europie dotykający głównie młodych ludzi. W sytuacji pozbawionego granic rynku wewnętrznego do jego rozwiązania potrzebne są wspólne przepisy UE – powiedziała wiceprzewodnicząca Viviane Reding, unijna komisarz ds. sprawiedliwości.
Proponowane zmiany to na pierwszym miejscu przyspieszenie procedur. Obecnie objęcie jakiejś substancji zakazem zajmuje dwa lata. Komisja chce, by skrócić ten czas do 10 miesięcy, a w „wyjątkowo poważnych sytuacjach” możliwe będzie wycofanie substancji z rynku ze skutkiem natychmiastowym na okres roku. Dziś Komisja musi czekać na sprawozdania z oceny ryzyka, zanim przedstawi wniosek w sprawie ograniczeń dotyczących danej substancji.
System kontroli ma zostać zracjonalizowany. Substancje, które stwarzają umiarkowane zagrożenie, zostaną objęte ograniczeniami na rynku konsumenckim, a substancje stanowiące duże zagrożenie – pełnymi ograniczeniami rynkowymi. Teraz UE może albo nałożyć pełne sankcje, albo w ogóle nie reagować. W efekcie wobec niektórych dopalaczy Unia nie podjęła żadnych działań.

>>> Czytaj również: Rynek narkotyków w Unii kwitnie. Napędza go kryzys gospodarczy

Reklama
W ostatnich latach w UE wykrywa się średnio jedną nową substancję psychoaktywną tygodniowo. Od 1997 r. w państwach członkowskich wykryto ponad 300 substancji, a ich liczba w latach 2009–2012 potroiła się (z 24 w 2009 r. do 73 w 2012 r.).
Eksperci pozytywnie odnoszą się do propozycji Komisji, ale wątpię, by udało się całkowicie wyeliminować dopalacze. – Problem dopalaczy jest szczególnie obecny m.in. w Niemczech, Hiszpanii oraz Rosji i to będzie się rozszerzało. To dlatego, że nie tylko przestępcy, lecz także handlarze uznali to za świetny biznes. Najgroźniejszy jest napływ substancji z Chin, bo tam nie ma nad tym żadnej kontroli – wskazuje w rozmowie z DGP prof. Mariusz Jędrzejko z Mazowieckiego Centrum Profilaktyki Uzależnień.

>>> Czytaj też: Dopalacze wciąż popularne w Polsce. Rośnie popularność marihuany