Ankieta była internetowym kwestionariuszem, który miał określić stosunek Europejczyków do gazu łupkowego i ich oczekiwań co do potrzeby uregulowania rozwiązań dotyczących wydobycia gazu. Polscy politycy zorganizowali silny lobbing i wsparcie akcji wypełniania ankiety. Efektem było to, że sprzyjający łupkom Polacy byli najliczniejszą grupą, która wypełniała kwestionariusz. Blisko dwie trzecie ankiet popierało wydobycie łupków w pełni lub z pewnymi ograniczeniami. Jednak Komisja w ostatecznym raporcie zastosowała ważenie głosów, przez co nieliczne ankiety z państw takich jak Malta czy Grecja, niezainteresowanych tego rodzaju paliwem, ważyły więcej niż tysiące głosów z Polski. W efekcie wydźwięk raportu jest odwrotny od wyników ankiety. Głosi, że 64 proc. respondentów wypowiedziało się przeciwko. – Problemem jest też to, że raport z ankiety jest przedstawiany, jakby był reprezentatywnym efektem konsultacji w tej sprawie – mówi eurodeputowana PO Lena Kolarska-Bobińska.
Już gdy tylko powstała ankieta, polscy europarlamentarzyści wskazywali, że wiele pytań było zadanych z antyłupkową tezą. To samo twierdzili specjaliści od badania opinii publicznej.
Ankieta jest objawem wojny prowadzonej na unijnym forum między zwolennikami a przeciwnikami eksploatacji tego gazu. A choć kryzys oraz sukces branży wydobycia łupków w USA osłabiają ich przeciwników w UE, to ich lobby jest nadal silne. W październiku Parlament Europejski ma kolejny raz podejść do przyjęcia dyrektywy środowiskowej, która ma wprowadzić restrykcyjne zapisy dotyczące środowiskowej oceny wydobycia łupków. Pod koniec roku Komisja może pokazać kolejne pomysły na regulacje. Raport z ankiety może być argumentem do ich wprowadzenia. Polska stoi na stanowisku, że szczególne regulacje nie są tu potrzebne.
Reklama