Mimo to, na tak zwanym "szarym rynku" już w ciągu pierwszej pół minuty obrotu akcjami poczty sprzedano ich 10 milionów.

Cena od razu skoczyła z nominalnej 3 funty i 30 pensów do ponad czterech i pół funta. Akcjonariusz, który sprzedał swój cały przydział, wart 750 funtów, zarobił w ciągu tej pół minuty... 270. Przeciwny tej prywatyzacji sekretarz generalny związku pocztowców Billy Hayes powiedział BBC:

"Moim zdaniem to jest klęska. Gdybym sprzedał swój dom i następnego dnia ktoś by go wystawił na rynek o 38 proc. drożej, krew by mnie zalała."

150 tysięcy pracowników Poczty Królewskiej dostało za darmo 10 proc. udziałów i oni mogli również zarobić na prywatyzacji. Ale Billy Hayes twierdzi, że dyrekcja i rząd nie przekupią ich w ten sposób i związek przeprowadzi na dniach głosowanie w sprawie strajku.

Reklama

Część brytyjskich ekonomistów również zastanawia się, czy poczta nie została sprzedana zbyt tanio. Ale inni podkreślają, że firma dopiero w zeszłym roku po raz pierwszy od lat wypracowała zysk, że nie ma jasnej strategii walki z konkurencją na rynku przesyłek i pozostaje obciążona ustawowym obowiązkiem obsługi całego kraju po jednej i tej samej cenie, przez 6 dni w tygodniu.

>>> Czytaj też: Prywatne firmy pocztowe dopuszczone do przetargów