Takie wyliczenia podają eksperci z Narodowej Akademii Nauk Ukrainy (NANU).

Ryzyko ekonomiczne wygląda na najważniejszy powód, dla którego premier Mykoła Azarow wstrzymał przygotowania do podpisania umowy na rozpoczynającym się dzisiaj szczycie w Wilnie, co doprowadziło do masowych protestów w całym kraju. Wyliczona przez NANU kwota opiera się na porównaniu kosztów dostosowania gospodarek Polski, Czech, Słowacji i Węgier do unijnych norm. Według szacunków ekspertów umowa nałożyłaby na Kijów konieczność wdrożenia nawet 2/3 wspólnotowego dorobku prawnego. Tylko dla producentów żywności oznacza to konieczność dostosowania się do 250 norm i standardów, których w większości ukraińska produkcja na razie nie spełnia.

Do tego trzeba też doliczyć koszty rosyjskiej zemsty na Kijowie za ewentualne podpisanie umowy, która ostatecznie udaremniłaby starania Kremla o włączenie Ukrainy do firmowanej przez Rosję Unii Celnej. Gdyby Rosjanie zrealizowali wszystkie swoje groźby, wprowadzając np. blokadę handlową lub podnosząc cła na ukraińskie produkty, straty ukraińskiej gospodarki mogłyby wynieść w przyszłym roku 8 mld euro. Przedsmak takiej sytuacji widzieliśmy już w sierpniu, gdy Moskwa wprowadziła embargo na import ukraińskich czekoladek.

Niezależni eksperci wątpią w prawdziwość aż tak wysokich kwot, zwłaszcza że wyliczeń dokonano na polecenie rządu Mykoły Azarowa. – Nie wiem, skąd wzięli te cyfry, a także akurat te ramy czasowe (2013–2017 – red.). Teraz jakoś handlujemy z UE bez unijnych standardów. Z kolei jeśli ich nie przyjmiemy, pozostaniemy outsiderem i nie zobaczymy inwestycji – kręci głową ekonomista Wasyl Jurczyszyn, cytowany przez dziennik „Siegodnia”. Tym niemniej olbrzymie koszty dostosowania się do unijnego prawa są faktem.

Reklama

Potwierdzają to wtorkowe słowa Aleksandra Kwaśniewskiego. – Unia stara się teraz stworzyć jakiś pakiet ekonomiczny, który byłby pomocą dla Ukrainy, tylko jest zbyt późno – powiedział były prezydent na antenie Radia Zet. Jego słowa potwierdzają nasze informacje, że nieformalne negocjacje między Brukselą a Kijowem wciąż trwają i dotyczą właśnie ukraińskich żądań dodatkowych pieniędzy w zamian za stowarzyszenie. W tym kontekście należy odczytywać słowa prezydenta Wiktora Janukowycza z przedwczorajszej rozmowy z ukraińskimi telewizjami.

Ukraina przede wszystkim powinna posiadać zasoby ekonomiczne dla implementacji tej umowy – oświadczył Janukowycz. Tymczasem program Partnerstwa Wschodniego takich środków nie gwarantuje. W latach 2010–2013 Ukraina pozyskała z tego źródła jedynie 526 mln euro. Zachodnie instytucje finansowe potwierdzają te rachuby. – Podpisanie porozumienia z UE doprowadziłoby do zaostrzenia relacji handlowych z Rosją. Ten krok (zerwanie przygotowań do zawarcia umowy – red.) w krótkim terminie oddala ryzyko bankructwa Ukrainy – mówił Régis Chatellier, analityk z Société Générale.

Finanse Kijowa są bowiem w dramatycznym stanie. Między styczniem a wrześniem produkcja przemysłowa spadła o 5,2 proc., kraj znajduje się w recesji, a Naftohaz, gazowy monopolista, bez regularnych dotacji z budżetu byłby już bankrutem. Tymczasem tylko na obsługę długu w latach 2014–2015 Ukraina potrzebuje 15 mld dol. Starania o pomoc z Międzynarodowego Funduszu Walutowego spełzły na niczym. W tej sytuacji rosyjskie uderzenie w ukraiński eksport mogłoby być śmiertelne. W ten sposób rosyjski szantaż pokonał półtoraroczne przygotowania do podpisania umowy z UE.

>>> Polecamy: W jakim kierunku pójdzie Kijów? Oto cztery scenariusze dla Ukrainy