Po drugie, ograniczenie wzrostu wydatków publicznych podczas ożywienia gospodarczego (polityka antycykliczna). Po trzecie, konieczność współfinansowania inwestycji ze środków z Unii Europejskiej. Jak łatwo zauważyć, realizacja drugiego celu powinna prowadzić do osiągnięcia pierwszego. Niemniej, cel trzeci komplikuje nieco wyzwanie.
W kontekście konsolidacji fiskalnej ciekawe badania opublikowała w ubiegłym roku Komisja Europejska. Jan in ’t Veld przeprowadził obliczenia dotyczące skutków zacieśnienia fiskalnego w krajach strefy euro („Fiscal consolidations and spillovers in the Euro area periphery and core”). Wynikają z nich dość intuicyjne wnioski, że ograniczenie deficytu fiskalnego za pomocą zmniejszenia wydatków ma w krótkim terminie bardziej negatywne efekty dla wzrostu gospodarczego niż w przypadku dostosowania po stronie dochodów (wyższe podatki). Dodatkowo, jeśli kilka krajów dokonuje ograniczenia deficytu jednocześnie, to następuje zwiększenie negatywnych efektów dla wzrostu.
Na szczęście nie dotyczą nas problemy strefy euro, które wzmacniają negatywne efekty dostosowania fiskalnego w przedstawionym w badaniach modelu. Sektor prywatny nie musi dokonywać zmniejszenia skali zadłużenia, a stopy procentowe mogłyby (jeśli trzeba) być obniżone. We wspomnianym badaniu są to dwa czynniki wzmacniające negatywne efekty konsolidacji fiskalnej dla wzrostu gospodarczego. Ponieważ niektóre kraje strefy euro mogłyby pozwolić sobie na zwiększoną ekspansję fiskalną zarówno ze względu na pozycję wyjściową, jak i zaufanie rynków finansowych, poprzez dodatkową stymulację fiskalną z ich strony można by obniżyć skalę negatywnych efektów.
Oczywiście Polska do takich krajów nie należy. Mimo że początek roku pokazał wciąż duże zainteresowanie inwestorów polskimi obligacjami, z pewnością daleko nam do krajów o wysokim ratingu i wciąż zaliczamy się do krajów rozwijających się. Z drugiej strony jednak nie należymy do tych krajów z grupy emerging, które są szczególnie narażone na odpływ kapitału, czyli do „wrażliwej piątki” (Brazylia, Indie, Indonezja, RPA, Turcja). Mamy relatywnie niskie zadłużenie, niewielki deficyt obrotów z zagranicą (a nawet nadwyżkę w wymianie dóbr i usług), stabilną sytuację polityczną. Ten ostatni czynnik grał dość istotną rolę podczas wyprzedaży aktywów niektórych z krajów „wrażliwej piątki”, a globalni inwestorzy wydawali się zapominać przez jakiś czas o tym ryzyku.
Reklama
Jakie więc wnioski płyną dla Polski, kraju będącego w kontekście rynków finansowych gdzieś pomiędzy rozwiniętymi i rozwijającymi się, który został dotknięty przez kryzys w relatywnie mniejszym stopniu?
Wydaje się, że podobnie jak w przypadku wniosków przedstawionych przez in ’t Velda dla krajów strefy euro (przy zachowaniu odpowiednich proporcji) kluczowe jest ograniczenie deficytu, ale w skali gwarantującej utrzymanie (czasami bardzo kapryśnego) zaufania rynków i jednocześnie niezagrażającej ożywieniu gospodarczemu. Ożywienie to zresztą wydaje się obecnie w Polsce czynnikiem bardzo wspierającym konsolidację fiskalną. Już zeszłoroczny deficyt był raczej poniżej niż powyżej 4,5 proc. PKB, czyli na wyraźnie niższym poziomie, niż zakładała niedawna prognoza rządowa (to oczywiście większy deficyt, niż rząd planował pierwotnie, ale wydłużenie przez Komisję Europejską terminu dla Polski na redukcję nadmiernego deficytu wydaje się wskazywać na zrozumienie nawet po tej stronie, że problemy budżetowe w 2013 r. wynikały z czynników cyklicznych). Również budżetowe założenie wzrostu gospodarczego (choć już nie inflacji) na rok bieżący jest konserwatywne. Biorąc pod uwagę ten czynnik oraz słowa nowego ministra finansów, że „czas na wydawanie jest wtedy, kiedy wzrost jest rozczarowujący, a nie wtedy, kiedy odbija”, można uznać, że jesteśmy na dobrej drodze do wyjścia z procedury nadmiernego deficytu. Ważne również, aby na tym nie poprzestać i ustalić wiarygodną średnioterminową strategię polityki fiskalnej. Doświadczenia „wrażliwej piątki” pokazują, że inwestorzy w przyszłości mogą mieć mniej tolerancji dla ewentualnych błędów w polityce makroekonomicznej.
ikona lupy />
Maciej Reluga główny ekonomista Banku Zachodniego WBK / Dziennik Gazeta Prawna