Choć kończące się dziś w Egipcie dwudniowe referendum konstytucyjne dalekie jest od standardów demokratycznych, jest szansa, że przyniesie pogrążonemu od trzech lat w chaosie krajowi odrobinę stabilizacji. A w stabilizowaniu Egiptu kluczową rolę odegra generał Abdulfatah as-Sisi, któremu wysoka frekwencja otwiera drogę do ubiegania się o prezydenturę.
To, że projekt nowej konstytucji zostanie przyjęty, jest niemal pewne. Wojsko zrobiło wiele, by dokument został przyjęty, włącznie ze zdelegalizowaniem rządzącego do niedawna Bractwa Muzułmańskiego, zastraszaniem przeciwników i intensywną kampanią na rzecz konstytucji. Dlatego najistotniejszą sprawą jest to, ile osób pójdzie zagłosować. Wysoka frekwencja będzie legitymizowała wojskowy przewrót z lipca zeszłego roku, podczas którego gen. as-Sisi obalił islamistycznego prezydenta Muhammada Mursiego.
– Wynik „tak” przy wysokiej frekwencji da rządowi legitymację, której tak potrzebuje. Przedstawi to za dowód, że proponowana przez niego droga do stabilizacji i pokonania terroryzmu cieszy się dużym poparciem – mówi Bloombergowi egipski politolog Zijad Akl. I nawet niereprezentatywność komisji konstytucyjnej nie zmienia faktu, że nowa ustawa zasadnicza jest lepsza od kilku poprzednich – ogranicza kadencje prezydenta do dwóch i umożliwia jego wcześniejsze odwołanie, uznaje islam za religię państwową, ale ogranicza jego wpływ na stanowienie prawa, wprowadza szerszy zakres wolności obywatelskich. Obawy budzi jedynie zachowanie dużych wpływów wojska – armia musi aprobować ministra obrony, a jej budżet będzie poza cywilną kontrolą.
Reklama
Na razie Egipcjanom te obiekcje nie przeszkadzają, bo wojsko postrzegają jako siłę, która uwolniła ich od rządów – demokratycznie wybranego, ale odrzucanego przez znaczną część społeczeństwa – Bractwa Muzułmańskiego. A generała as-Sisiego, który pełni obecnie funkcję wicepremiera i ministra obrony, jako jedynego człowieka mogącego przywrócić porządek. Jeśli się zdecyduje na start w wyborach prezydenckich na wiosnę, co jest prawdopodobne, to powinien je z łatwością wygrać.
59-letni as-Sisi, który studiował na akademiach wojskowych w Wielkiej Brytanii i USA, uchodzi za człowieka charyzmatycznego. Nie jest typem surowego i oschłego wojskowego – często się uśmiecha, przemawia w emocjonalny sposób. Przy tym bardzo dobrze panuje nad własnym wizerunkiem i uważa na to, co mówi. Kiedy w sierpniu 2012 r. został mianowany – zresztą przez Mursiego – zwierzchnikiem sił zbrojnych i ministrem obrony, uchodził za człowieka związanego z Bractwem Muzułmańskim. Jak się okazało, zupełnie niesłusznie.
Zadanie, które przed nim stoi, nie będzie łatwe. Egipt – największe państwo arabskie i kluczowy sojusznik USA w regionie – od obalenia w lutym 2011 r. Husniego Mubaraka jest pogrążony w niemal permanentnym kryzysie politycznym, a co kilka miesięcy wybucha nowa fala antyrządowych demonstracji. W opłakanym stanie jest też gospodarka, której dodatkowo zaszkodziły rządy islamistów. Ale są też przesłanki dające nadzieję. Od 3 lipca, gdy armia obaliła Mursiego, indeks kairskiej giełdy wzrósł o 40 proc., zaś rentowność jednorocznych egipskich obligacji spadła z 15 do 11 proc. Nawet inwestorzy wyczekują silnego człowieka, który uporządkuje Egipt.