W rozmowach biorą udział Witalij Kliczko, Arsenij Jaceniuk i Ołeh Tiahnybok. Władze reprezentuje sam prezydent oraz członkowie grupy roboczej, między innymi, nowy szef jego Administracji Andrij Klujew.

Przywódcy opozycji podkreślili, że zgodzili się na rozmowy tylko ze względu na apel Rady Kościołów, a także na to, że Ukrainie grozi rozlew krwi. Jednocześnie nie wierzą w dobrą wolę władz, które oskarżają o chęć wprowadzenia stanu wyjątkowego.

Ostatnie takie rozmowy odbyły się w czwartek i nie doprowadziły do porozumienia. Władze zażądały wycofania demonstrantów z ulicy Hruszewskiego, gdzie od niedzieli trwa walka o dostęp do dzielnicy rządowej. W zamian rządzący mieli dać gwarancje, iż w ciągu 3 dni zostaną wypuszczeni z aresztów wszyscy zatrzymani. Oficjalnie władze miały ogłosić, że Berkut i inne formacje podległe MSW nie mogą stosować broni palnej. Żadna ze stron nie spełniła jednak tych warunków - opozycja nie wycofała się z ulicy Hruszewskiego, zajmowane są przy tym siedziby lokalnych władz, a kolejni działacze Majdanu są skazywani na dwumiesięczny areszt.

Wczoraj jednak, właśnie w czasie spotkania z Radą Kościołów i Organizacji Religijnych, Wiktor Janukowycz zapowiedział wprowadzenie zmian do antydemokratycznych ustaw i zmiany w rządzie. Mają być one przyjęte we wtorek na nadzwyczajnym posiedzeniu parlamentu.

Reklama

Zaufania nie mają też władze do opozycji. Szef MSW Ukrainy nazwał działania protestujących daleko posuniętym ekstremizmem. Oskarżył też przeciwników władz o gromadzenie broni palnej. Witalij Zacharczenko w specjalnym oświadczeniu podkreślił, że prowadzone w nocy rozmowy z opozycyjnymi posłami nie przyniosły żadnego skutku. Jego zdaniem opozycja nie jest w stanie wpłynąć na radykalnie nastawionych protestujących, ale też nie chce się od tych działań odciąć.

Tymczasem poza stolicą kraju jest bardzo niespokojnie. Winnica, Czernihów i Połtawa - w tych miastach udało się dziś opozycjonistom zdobyć siedziby Administracji Obwodowych. Wcześniej demonstranci zdobyli je - między innymi - w Iwano-Frankowsku, Równem, Tarnopolu, Lwowie i Chmielnickim.

W Czernihowie, sto kilometrów na północ od Kijowa, siedzibę Administracji szturmowało około 2 tysięcy osób. Starała im się przeszkodzić milicja wspierana przez miejscowych dresiarzy, tak zwanych, tituszków. Demonstranci apelowali do funkcjonariuszy, aby przechodzili na ich stronę, a „sportowców” nazywali „prostituszkami”.

W Winnicy, w centralnej części kraju, do siedziby Administracji wtargnęło około tysiąca osób. Tam milicja nie stawiała oporu, gdy ludzie poprosili funkcjonariuszy, żeby wyszli, ci to zrobili. „Uważam, że to jest godne zachowanie, żeby nie bić własnych ludzi. Daje to nadzieję, że w milicji jest większość dobrych, normalnych ludzi, którzy są po stronie narodu” - powiedział jeden z manifestantów.

W Połtawie ani przedstawiciele Administracji Obwodowej ani milicja nie stawiali oporu. Protestujący powołali miejscową Radę Narodową, która zdecydowała o zakazie działalności Partii Regionów prezydenta Janukowycza i Komunistycznej Partii Ukrainy. Maja się odbyć rozmowy z szefem połtawskiej Administracji Odwodowej. Ludzie żądają jego rezygnacji. Po raz pierwszy nadchodzą informacje o protestach z Użgorodu przy granicy ze Słowacją.

O ile protesty na wschodzie kraju są nieliczne, to antyrządowe manifestacje poparli masowo kibice z tych regionów, między innymi, z Dniepropietrowska (Dnipro), Charkowa (Metalist), Doniecka (Szachtar), Ługańska (Zoria), Symferopola (Tawria) i Odessy (Czornomorec). Oprócz tego demonstracje popierają kibice połtawskiej Worskli i kijowskiego Dynama, a także klubów z zachodniej Ukrainy.

>>> Czytaj też: Rewolucyjna atmosfera na Ukrainie: protestujący zajmują budynki administracji