Turecka lira – druga najmocniej tracąca na wartości waluta świata w tym roku – nieznacznie odrabiała wczoraj straty w oczekiwaniu na nadzwyczajne posiedzenie banku centralnego. Jednak podniesienie stóp procentowych, czego powszechnie się spodziewano, nie rozwiąże problemów tureckiej gospodarki.
Od początku roku lira straciła 5,9 proc. w stosunku do dolara. Po części jest to spowodowane tym, że w związku ze spodziewanym ograniczeniem przez Fed programu skupowania obligacji inwestorzy generalnie wycofują się z rynków wschodzących – na czym traci również złoty – ale Turcja dostarcza im też własnych powodów do obaw. W grudniu z rządu Recepa Tayyipa Erdogana ustąpiło trzech ministrów zamieszanych w wielką aferę w sektorze budowlanym, który jest jednym z fundamentów tureckiej gospodarki.
Bank centralny tydzień temu pozostawił stopy na niezmienionym poziomie, ale ponieważ interwencje na rynku walutowym nie zatrzymały deprecjacji liry, zdecydował się na nadzwyczajną sesję. Decyzja o podniesieniu bądź nie stóp procentowych miała zostać ogłoszona wczoraj około północy, czyli już po zamknięciu giełd, ale analitycy nie mieli wątpliwości, że jest to nieuniknione – takiej odpowiedzi udzielili przedstawiciele 29 z 30 tureckich i międzynarodowych banków przepytanych przez Reutersa. Sugerował to też szef banku centralnego Turcji Erdem Basci.
>>> Czytaj więcej o drastycznej podwyżce stóp procentowych w Turcji
Reklama
Problem w tym, że taka decyzja byłaby nie na rękę Erdoganowi. Podniesienie stóp powinno zatrzymać spadek kursu liry i zahamuje inflację, która ma wynieść na koniec roku 6,6 proc., ale też spowoduje spowolnienie wzrostu PKB. A ten wprawdzie będzie wyższy niż w zeszłym roku i wyniesie 4 proc., ale to wciąż daleko do wyniku z lat 2010–2011, gdy turecka gospodarka rozwijała się z prędkością 8 proc. rocznie. Spowolnienie jest tym bardziej niekorzystne dla rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), że czekają ją wybory. 30 marca lokalne, a w sierpniu prezydenckie, w których zresztą Erdogan może wystartować osobiście. Tymczasem zeszłoroczne protesty na placu Taksim w Stambule pokazały, że AKP nie cieszy się już tak bezwarunkowym poparciem, jak jeszcze kilka lat wcześniej.
Dlatego premier próbował naciskać na władze banku centralnego, mówiąc, że podniesienie stóp jest nieislamskie, a wspierające go media pisały o szantażu ze strony nowojorsko-londyńskiego lobby. Ale tego typu presja stawia pytania o niezależność banku centralnego, co tym bardziej odstrasza inwestorów. – Ze wszystkich rynków wschodzących Turcja jest chyba najbardziej podatna na zawirowania. Jej problemem jest brak przejrzystości w polityce. Kiedy problem polityczny jest sprzężony z rynkowym, to sygnał, by wycofywać pieniądze – mówił Nigel Rendell z firmy doradczej Medley Global Advisors.