Cała rosyjska konstrukcja propagandowa dotycząca Ukrainy opiera się na tezie, że to nowe władze w Kijowie złamały porozumienie zawarte 21 lutego z Wiktorem Janukowyczem. Zdaniem Moskwy oznacza to, że Janukowycz pozostaje prezydentem, Krym nie musi przestrzegać konstytucji Ukrainy, a Rosja – zawartych ze „starą” Ukrainą umów. Odtwarzamy przebieg wydarzeń z 21 lutego, rozmawiając m.in. z Ołeksijem Haraniem, uczestnikiem dyskusji przedstawicieli Majdanu z reprezentantami Zachodu. To on usłyszał z ust Sikorskiego, że opozycjoniści zginą, jeśli nie zgodzą się na ugodę z prezydentem.
Szefowie dyplomacji Polski Radosław Sikorski, Niemiec Frank-Walter Steinmeier i Francji Laurent Fabius przyjechali na rozmowy z Janukowyczem dzień wcześniej (przedstawiciel Paryża szybko z Kijowa wyjechał). Sytuacja była dramatyczna, w ciągu kilkudziesięciu godzin zginęło ponad 90 demonstrantów, większość od strzałów snajperów. Janukowycz był zdecydowany rozpędzić Majdan.
Tymczasem rozmowy ekipy Janukowycza z liderami opozycji Arsenijem Jaceniukiem, Witalijem Kłyczką i Ołehem Tiahnybokiem utknęły w martwym punkcie. W sumie odbyło się siedem spotkań. Jak relacjonował szef nacjonalistycznej Swobody w rozmowie z „Fokusem”, Janukowycz był do każdego z nich znakomicie przygotowany. – Dysponował portretami psychologicznymi każdego z nas – opowiadał Tiahnybok. Z jego słów wynika też, że administracja grała w dobrego i złego policjanta. Tym pierwszym był jej szef Andrij Klujew, tym drugim – prezydencki prawnik Andrij Portnow.
Pierwsza informacja jest paradoksalna – z naszych rozmów wynika, że to właśnie Klujew był głównym jastrzębiem administracji Janukowycza. – Portnow z kolei to nie tyle zdolny prawnik, ile zdolny prawnik typu ukraińskiego. To ważne rozróżnienie: Portnow najlepiej umiał naginać prawo na potrzeby Janukowycza czy naciskać na sędziów – opowiada nam były funkcjonariusz ukraińskich służb specjalnych. Warto dodać, że Portnow zaczynał jako główny prawnik ekipy Julii Tymoszenko.
Reklama
– Gdy dochodziliśmy do kompromisu – relacjonował kulisy rozmów z Janukowyczem Tiahnybok – to Portnow mówił: „Nie, Wiktorze Fedorowyczu, to kapitulacja, nie idźmy na to”. A gdy wchodziliśmy w ślepą uliczkę, Klujew nieoczekiwanie proponował, byśmy poszli na ustępstwa – dodawał. W ten sposób rokowania przy ul. Bankowej trwały, a na ulicy zaczęli ginąć ludzie. W tym momencie pojawiają się przedstawiciele Zachodu.

>>> Już za późno na groźby Merkel? To Schroeder uzależnił Niemcy od rosyjskiego gazu

Błąd opozycji

– Gdyby nie Sikorski i Steinmeier, Majdan byłby czysty. Były przygotowane milicyjne ciężarówki, zorganizowano miejsca w szpitalach i aresztach. Po wyłapaniu radykałów z Majdanu chcieliśmy negocjować porozumienie z umiarkowaną częścią opozycji – opowiadał nam współpracownik administracji Janukowycza. – Ale uwierzyliśmy w dobre intencje Sikorskiego. Nikt po naszej stronie nigdy już mu nie zaufa – dodawał.
Po wielogodzinnych rozmowach udało się ułożyć kompromis, z którym następnie liderzy opozycji poszli na Radę Majdanu, w której skład wchodzili politycy, działacze społeczni i kulturalni. Jaceniuk, Kłyczko i Tiahnybok przynieśli na obrady dokument, którego pierwszy punkt zakładał przywrócenie konstytucji z 2004 r., a więc w wersji odbierającej prezydentowi znaczną część uprawnień. Kompromis zakładał też, że następnie parlamentarzyści przyjmą nową konstytucję, po której Janukowycz poda się do dymisji. Miałoby to nastąpić nie później niż w grudniu tego roku.
– Od razu powiedzieliśmy, że Majdan tej ugody nie przyjmie. Można było ludzi przekonywać, ale i tak by tego nie kupili. Janukowycz, który posłał na ludzi snajperów i miałby jeszcze pół roku nami rządzić? – pyta retorycznie politolog z Akademii Kijowsko-Mohylańskiej Ołeksij Harań, członek Rady. Profesor wskazuje przy tym, że projekt ugody był niejasny. – Była mowa o komisji konstytucyjnej, rządzie koalicyjnym, nowej ordynacji wyborczej czy nowym składzie Centralnej Komisji Wyborczej. Ale żadnych szczegółów, co te stwierdzenia miałyby konkretnie znaczyć – wskazuje. – My mielibyśmy dać Janukowyczowi gwarancje władzy może nawet do grudnia, a w zamian niczego nie otrzymywaliśmy – wspomina Harań.
Po pewnym czasie na zebranie przyszli też Sikorski ze Steinmeierem. – Powiedzieli: „To było najlepsze, co mogliśmy osiągnąć, musicie to przyjąć”. Zapytałem, czy możemy do tego tekstu wnieść konkretyzujące go poprawki. Sikorski odpowiedział: „Nie, tylko ten tekst. Przyjmujecie albo nie. Ale jeśli nie przyjmiecie, weźmiecie na siebie odpowiedzialność za rozlew krwi” – mówi Ołeksij Harań. – Trzeba oddać zachodnim dyplomatom, że Janukowycz rzeczywiście poszedł na wielką rzecz, na reformę konstytucji – dodaje.
Politolog przyznaje, że podczas dyskusji z zachodnimi ministrami majdanowcy mieli poczucie, że są stawiani przed faktem dokonanym. – Otwarcie im powiedziałem: „wykręcacie nam ręce” – mówi. Doszło do głosowania. Wynik: 34:2 na korzyść kompromisu. Głosowanie przebiegało za zamkniętymi drzwiami, więc Harań nie chce nam powiedzieć, kto powiedział „nie”. Liderzy opozycji i ministrowie wrócili do Janukowycza, by podpisać formalne porozumienie (którego przedstawiciel Rosji Władimir Łukin zresztą ostatecznie i tak nie podpisał).
– Powiedziałem ministrom, że zorganizowali nam tu drugie Monachium. Usłyszałem to, co wszyscy wiemy – relacjonuje Harań. „To, co wszyscy wiemy” przez przypadek zarejestrowały kamery brytyjskiej stacji ITV News. – Jeśli tego nie poprzecie, będziecie mieli stan wojenny, armię, wszyscy zginiecie – powiedział Haraniowi polski minister.
Przed opozycją stało jednak jeszcze jedno, niezwykle trudne zadanie: przekonać ludzi na Majdanie, że kompromis jest niezbędny. Na jego przedstawienie na wielkim placu zdecydował się Kłyczko. – Zdawał sobie sprawę, że straci popularność, ale poszedł. Liderzy byli w trudnej sytuacji. Janukowycz w każdej chwili mógł wznowić scenariusz siłowy. W tych warunkach to było maksimum, które można było osiągnąć – wspomina Harań. O tym, że Harań ma rację, świadczy szczegółowy plan oczyszczenia Majdanu ujawniony jeszcze w lutym przez deputowanego Hennadija Moskala.
Kłyczko został wygwizdany. – Jeśli kogoś obraziłem, przepraszam. Ale powiem szczerze: robię wszystko dla swojej ojczyzny. Niczego nie potrzebuję, poza jednym: nowoczesnym krajem, w którym chcę żyć – mówił ze sceny, a potem, otoczony przez dziennikarzy, tłumaczył, że dymisja Janukowycza jest nierealna, więc trzeba myśleć o możliwych krokach. Gdy Kłyczko stał na scenie, wbiegł na nią dziennikarz śledczy stacji Hromadśke TB Dmytro Hnap i wprost oskarżył go i pozostałych liderów o zdradę ideałów rewolucji. A Wołodymyr Parasiuk, setnik lwowskiej sotni Samoobrony Majdanu, zapowiedział, że jeśli do następnego ranka Janukowycz nie odda władzy, Majdan pójdzie na szturm Bankowej.
– Rozejm trzeba było podpisać, bo Janukowycz użyłby siły. Porozumienie mówiło o wyborach nie później niż w grudniu, a zatem zgodnie z wszelkimi procedurami można je było rozpisać choćby na maj. I pewnie taki był plan – wskazuje w rozmowie z DGP politolog z Fundacji Inicjatywy Demokratyczne Marija Zołkina. – Opozycja popełniła błąd komunikacyjny. Zanim wyszła na scenę, powinna zebrać wszystkich setników Samoobrony, wytłumaczyć im ten plan i za ich pośrednictwem przekazać go ludziom – dodaje.
Tymczasem tego samego wieczoru Rada Najwyższa wypełniła swoją część umowy: przegłosowała zmianę konstytucji, odwołała skompromitowanego szefa MSW i uchwaliła amnestię dla protestujących. Janukowycz w panice uciekł do Charkowa, nie wracając nawet po rzeczy osobiste do rezydencji w Meżyhirju. Berkut i wojska wewnętrzne rozpierzchły się, a Samoobrona zajęła rządowy kwartał w kijowskim Peczersku.
Według naszego źródła w administracji Janukowycza ochrona Bankowej zaczęła porzucać służbę jeszcze w trakcie rozmów prezydenta z ministrami. Jego zdaniem mogła to być próba sprawdzenia wiarygodności gwarantów porozumienia. Innego zdania jest deputowany partii UDAR Ołeksandr Moczkow. – Cały system wisiał na kilku osobach z tzw. rodziny, zaufanych ludzi Janukowycza i jego syna Ołeksandra. Gdy padło kilka kart z góry, cały domek się posypał, włącznie z siłowikami – wskazuje w rozmowie Moczkow.

Unijne pustosłowie

Janukowycz podczas wtorkowej konferencji w Rostowie nad Donem powtórzył, że uważa się za legalnego prezydenta Ukrainy, a decyzję parlamentu z 22 lutego, który odsunął go od władzy ze względu na odstąpienie od wykonywania obowiązków szefa państwa, za bezprawną. Rzeczywiście ukraińska konstytucja przewiduje tylko trzy sposoby skrócenia kadencji prezydenta: jego śmierć, dobrowolną rezygnację lub impeachment. Przy tym ta ostatnia możliwość jest czysto teoretyczna, bo żaden z prezydentów nigdy nie zdecydował się na przyjęcie przepisów konkretyzujących procedurę impeachmentu.
Z kolei separatyści z Krymu utrzymują, że skoro parlament w Kijowie naruszył procedury, odsuwając Janukowycza, nie czują się związani umowami z Ukrainą. Prezydent Rosji Władimir Putin dodaje do tego jeszcze jeden argument: po Euromajdanie na Ukrainie powstało nowe państwo, a zatem wszystkie stare umowy z nią zawarte są nieważne. To karkołomna interpretacja prawa międzynarodowego, zastosowana wcześniej jedynie wobec Rosji sowieckiej po 1917 r.

>>> Ławrow: Krym dla Rosji znaczy więcej niż Falklandy dla Wielkiej Brytanii

– Janukowycz skarży się na złamanie umowy? Przecież sam ją unieważnił! – oburza się Ołeksij Harań. – Pierwszym punktem było przywrócenie starej konstytucji w ciągu 48 godzin. Janukowycz jej w wyznaczonym czasie nie podpisał, a zamiast tego zniknął z przestrzeni publicznej. Rosja też nie powinna się powoływać na porozumienie, skoro jej przedstawiciel odmówił jej podpisania – wskazuje politolog.
Z perspektywy czasu nasi rozmówcy nie mają wątpliwości, że kompromis z 21 lutego był najlepszym wyjściem z możliwych, a Sikorski ze Steinmeierem osiągnęli ogromny sukces. – Owszem tamta rozmowa z Sikorskim może nie była najprzyjemniejsza, może powinien rozmawiać z nami w innej formie, ale proszę, żebyście dokładnie przekazali moje słowa: to, że Janukowycz nie poszedł na ostateczną pacyfikację Majdanu, jest wielką zasługą Sikorskiego. To jemu zawdzięczamy, że krew się już więcej w Kijowie nie polała – mówi Ołeksij Harań.
Politolog z pewnym zakłopotaniem konstatuje fakt, że po Kijowie na szefa polskiego MSZ spadła nad Wisłą fala krytyki, a Ewa Stankiewicz z Solidarnych 2010 przywiozła nawet na Majdan transparent „Przepraszamy za Sikorskiego”. – Sikorski za nic nie musi nas przepraszać. Podczas dyskusji na posiedzeniu Rady z nim polemizowałem, ale dziś go poproszę: niech pan kontynuuje swoją pracę na rzecz Ukrainy, by na unijnym forum nie skończyło się na tradycyjnym brukselskim pustosłowiu. Do załatwienia są dwie rzeczy: sankcje przeciwko Rosji i pomoc finansowa dla Kijowa – apeluje. Jego zdaniem tyle wystarczy, by uratować europejski wybór Ukraińców.

>>> Ukraina chce być drugą Polską. Zachód wykorzysta nasz model rozwoju. Czytaj więcej