W 2000 r. było to tylko 6,5 proc. Natomiast Stany Zjednoczone zleciały na łeb, na szyję z 29,2 proc. udziału w światowym eksporcie dóbr high-tech do obecnych 9,6 proc.

Rany boskie! Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z nieprawdopodobnym wręcz przetasowaniem, narodzinami świata, w którym w ciągu dekady amerykańska myśl techniczna prawie odstąpiła pole chińskiemu smokowi.

HSBC uspokaja, że statystki są sztucznie nadmuchane przez „umiędzynarodowienie handlu”. Jednak nie mówi, jak bardzo. Światło na te ogromne sukcesy Chińczyków rzuca np. Yuqing Xing w pracy „China’s High-Tech Exports: Myth and Reality” – Chińczycy najpierw importują półprodukty (zgodnie z tym, co nam mówi raport HSBC, udział Chin w imporcie dóbr high-tech wzrasta wraz z eksportem – z 6,9 proc. w 2000 r. do 17 proc. obecnie). Następnie te części są składane przez chińskich robotników i eksportowane z powrotem do krajów rozwiniętych. Przykładowo, Chiny wyeksportowały 108,5 mln laptopów w 2009 r., co dało im w tej kategorii pierwsze miejsce na świecie. W sumie ich wartość wyniosła 52,5 mld dol. albo 14 proc. całkowitego eksportu chińskiego dóbr high-tech. Jednak Chińczycy mieli w tej wartości udział relatywnie niewielki – złożenie laptopa z zaimportowanych części to raptem około 3 proc. ich wartości. Dla iPhone’ów 3G wygląda to podobnie: eksport wart 4,6 mld dol. ale wartość dodana w Chinach to tylko 3,6 proc.

Jednak dla statystyk międzynarodowych to bez znaczenia – liczy się finalna wartość wyeksportowanego produktu, a nie tylko wartość dodana w kraju. Ostatecznie około 82 proc. eksportu chińskiego w dziedzinie high-tech to właśnie produkty złożone z półproduktów. Taka praca nie wymaga jednak skomplikowanej myśli technicznej, a tylko pracy ludzkich rąk. Na razie zatem możemy odetchnąć z ulgą. Statystyki statystykami, ale Chiny jeszcze nie przodują, jeszcze Amerykanie trzymają się mocno. Ktoś powie: a co nam do tego, który imperializm gospodarczy wygrywa? Niech ten ktoś szybko odpowie sobie na pytanie, czy lepiej byłoby zostać nowym stanem USA czy nową prowincją Chin. Złudzenie, że nigdy nie nadejdą czasy, w których podobne pytania mogą okazać się aktualne, pryska właśnie na granicy rosyjsko-ukraińskiej.