Suche liczby przytaczane w raporcie NIK pokazują skalę zaniedbań na różnych szczeblach samorządowych. Jak wynika z kontroli, tylko 12 proc. obszarów zagrożonych powodziami jest ujętych w planach zagospodarowania przestrzennego. I co gorsza, tylko w jednej trzeciej z tych 12 proc. wprowadzono zakazy inwestycji lub zapisano jakieś ograniczenia.
Wprawdzie co trzecia z odwiedzonych przez kontrolerów NIK gmin podejmowała z własnej inicjatywy działania, by zabezpieczyć mieszkańców przed skutkami powodzi, ale izba uważa, że są one niewystarczające. – W naszej ocenie były to pojedyncze działania, nietworzące kompleksowego systemu, który w istotny sposób przyczyniałby się do poprawy bezpieczeństwa ludzi i mienia w przypadku powodzi – mówi rzecznik izby Paweł Biedziak.
W raporcie znajduje się również diagnoza przyczyn takich zaniechań. Chodzi o brak precyzyjnych przepisów, które zobowiązywałyby gminy do ograniczenia inwestycji na obszarach zagrożonych. Problemem jest również opieszałość regionalnych zarządów gospodarki wodnej, które nie wspierają gmin w opracowywaniu studiów ochrony przeciwpowodziowej pomocnych w zarządzaniu takimi terenami.
Reklama
Tylko podczas powodzi, które przeszły przez nasz kraj w maju i czerwcu 2010 r., poszkodowanych zostało 70 tys. rodzin, a 811 gmin poniosło straty. Ich wartość szacuje się na 12 mld.

Jak przyjdzie powódź, braknie piasku

Lokalne władze źle planują gospodarowanie terenami zagrożonymi powodziami oraz masowo wyrażają zgodę, aby na tych obszarach inwestować. Tak brzmią główne zarzuty Najwyższej Izby Kontroli wobec samorządów

NIK-owcy prześwietlali działania przeciwpowodziowe w 24 urzędach miast, gmin i 6 starostwach. Bezpośrednią przyczyną kontroli były katastrofalne powodzie z 2010 r., których skutki dotknęły ponad 200 tys. osób, a straty dotknęły 18 tys. budynków mieszkalnych, 800 szkół i 160 przedszkoli, ponad 10 tys. km dróg oraz 1,6 tys. mostów. Na podstawie kontroli powstał katalog głównych grzechów popełnianych przez samorządy w dziedzinie zabezpieczenia przed powodzią.

Prawne zaniechania

Przepisy utrudniają samorządom ograniczanie i odmowy wznoszenia inwestycji na terenach zagrożonych wielką wodą. Zgodnie z literą prawa jest to możliwe dopiero po przekazaniu lokalnym władzom przez prezesa Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej map zagrożenia powodziowego i ryzyka powodziowego. Te jednak są dopiero sporządzane i ograniczenia inwestycyjne samorządy mogą wprowadzać na podstawie studiów ochrony przeciwpowodziowej – ale takie opracowania powstały dla niewielkiej liczby zagrożonych obszarów. W efekcie organy samorządu wydawały najczęściej indywidualne decyzje o warunkach zabudowy bez uwzględniania zagrożeń powodziowych. Kontrolerzy odkryli także przypadki, w których gminy miały dokładne informacje o zagrożeniach powodziami, ale nie wykorzystywały ich przy tworzeniu planów i wydawaniu decyzji.

Brak ostrzeżeń

W 8 spośród 24 kontrolowanych samorządów miast i gmin lokalne studia uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego nie miały żadnych zapisów dotyczących ograniczania inwestycji. W 22 decyzjach o pozwoleniu na budowę nie zawarto zapisów informujących inwestorów o lokalizacji na terenach powodziowych. W efekcie NIK-owcy odkrywali domy i zakłady, które wybudowano, mimo że poziom posadzki znajdował się poniżej poziomu lustra wody stuletniej, która była opisana w miejscowym planie. W kontrolowanym okresie łącznie samorządy wydały 31 202 decyzje o pozwoleniu na budowę, z czego co dziesiąta dotyczyła obiektów na terenach zagrożonych. W Nowym Sączu 23 decyzje dotyczyły takich właśnie inwestycji i w żadnej nie informowano inwestorów o ewentualnych skutkach i zagrożeniach. W Toruniu w 26 przypadkach nie zawarto takiej informacji na 30 zbadanych decyzji. Dobre praktyki NIK-owcy stwierdzili w urzędzie miejskim w Krakowie i starostwie powiatowym w Płocku, gdzie we wszystkich decyzjach znajdowały się takie informacje.

>>> Czytaj też: Gminy walczą z powodzią. Z biurokracją już nie muszą

Bezpieczeństwo mieszkańców

Tylko w siedmiu kontrolowanych urzędach miast i gmin NIK-owcy stwierdzili, że podejmowały ona działania techniczne i finansowe mające na celu zwiększanie bezpieczeństwa mieszkańców przed skutkami powodzi. W ramach tych działań gminy odbudowywały cieki wodne, dofinansowywały modernizację wałów, przejmowały administrowanie urządzeniami hydrotechnicznymi. Dokładnie w połowie urzędów prowadzono monitoring wody w punktach pomiarowych, sprawdzano stan wałów i zbudowano systemy ostrzegania ludności o zagrożeniach powodziami. Ale zdaniem NIK-owców nawet te działania były jednostkowe, i tak naprawdę nie tworzyły przemyślanego systemu bezpieczeństwa. W dwóch samorządach brakowało w magazynach nawet wymaganej prawem ilości piachu, np. było tylko 5 ton spośród 40, które powinny być. Nie wiadomo było nawet, kto odpowiada za administrowanie magazynem.

Wnioski i zalecenia

NIK-owcy skierowali do szefów wszystkich kontrolowanych jednostek wystąpienia pokontrolne, w których sformułowano aż 55 wniosków. Głównie dotyczyły podjęcia działań, by uaktualniać zgodnie z prawem studia uwarunkowań, kierunków zagospodarowania przestrzennego. Inspektorzy apelują również o usprawnienie procedur wydawania decyzji o lokalizacjach. Wnioskują przy tym o zamieszczenie w podejmowanych decyzjach informacji o występowaniu zagrożenia powodziami.

>>> Czytaj też: Poszkodowane przez powódź powiaty skarżą się na biurokrację

12 mld zł straty w powodzi z 2010 r.

2013 od tego roku państwa UE powinny mieć mapy zagrożenia powodziowego

29 proc. kontrolowanych gmin podejmowało działania, by zabezpieczyć mieszkańców