Taki szokujący przekaz usłyszeli szwedzcy politycy z ust amerykańskiego ambasadora w Sztokholmie, Marka Brzezińskiego. Wypowiedź ambasadora sprzed miesiąca dopiero wczoraj ujawnił sztokholmski dziennik "Svenska Dagbladet".

Słowa te podziałały na czołowych polityków kraju jak zimny prysznic - stwierdza gazeta. Jednym z kanonów szwedzkiej polityki było i jest nieprzyłączanie się do żadnych ugrupowań polityczno-wojskowych. Równocześnie, mając na uwadze swoje strategiczne znaczenie oraz powiązania gospodarcze i polityczne, a nawet związki służb specjalnych, Szwecja zawsze liczyła na wsparcie militarne ze strony Stanów Zjednoczonych i NATO w sytuacjach kryzysowych. W zbliżaniu się do Sojuszu Atlantyckiego, Sztokholm ograniczył się jednak tylko do członkostwa w programie "Partnerstwo dla Pokoju".

>>> Integracja to nie jest wcale gra, w której wszyscy wygrywają. Ten model najlepiej służy silnym gospodarkom. To one napisały te reguły. A mniejsi mogli je przyjąć albo odrzucić – przekonuje polski ekonomista Leon Podkaminer.

Żadne gwarancje nie zastąpią 5. paragrafu statutu NATO

Reklama

Okazuje się, że to nie wystarczy. Żadna z umów o współpracy nie zawiera takiej gwarancji bezpieczeństwa, jaką stanowi 5. paragraf statutu NATO - Traktatu Północnoatlantyckiego.

Ambasador Mark Brzeziński na spotkaniu z czołówką szwedzkich polityków przypomniał, że NATO od dawna czeka na przystąpienie Szwecji do Sojuszu, jednak wciąż bezskutecznie. "Polityka odwlekania decyzji na ostatnią minutę okazuje się błędna. Podobnie jak w wypadku ubezpieczenia domu nie pomaga zakup polisy ubezpieczeniowej, gdy budynek już płonie" - spuentował swoje oświadczenie ambasador USA w Sztokholmie.

Mark Brzeziński jest młodszym synem profesora Zbigniewa Brzezińskiego, w latach 1977-1981 doradcy prezydenta Jimmy'ego Cartera do spraw bezpieczeństwa narodowego.