Brytyjski samolot transportowy dokonał minionej nocy drugiego zrzutu pomocy dla uchodźców w masywie Sinjar na północy Iraku. Do udziału w akcji humanitarnej przeznaczono też osiem brytyjskich myśliwców bombardujących Tornado. Ale brytyjscy politycy nadal odżegnują się od interwencji zbrojnej, jaką de facto podjęli już Amerykanie.

Samoloty Tornado - obecnie wyposażone do działań zwiadowczych - mogą w każdej chwili zmienić przeznaczenie i podjąć u boku Amerykanów naloty na bojowników ISIL w Iraku. Ale kto miałby podjąć taką decyzję? Premier David Cameron i wicepremier Nick Clegg odmawiają przerwania wakacji. Ster akcji w Iraku spoczywa w rękach ministra spraw zagranicznych Philipa Hammonda, który przewodniczył wczoraj posiedzeniu komitetu bezpieczeństwa Cobra, ale nie ma prawa podejmować decyzji o interwencji zbrojnej.

>>> Czytaj też: Ludzkość sama się unicestwi? Sztuczna inteligencja może być gorsza niż bomba atomowa

Klęska humanitarna skłania Brytyjczyków do pomocy

Reklama

Premier David Cameron nie tylko sam nie wrócił z urlopu, ale nie zgodził się też na odwołanie z wakacji Izby Gmin. Rok temu posłowie odrzucili rządowy wniosek o zgodę na interwencję w Syrii, ale teraz mogliby wymusić na rządzie akcję zbrojną.

Zmieniły się bowiem nastroje w społeczeństwie. W obliczu kryzysu humanitarnego po raz pierwszy od 2003 roku więcej Brytyjczyków opowiedziało się w sondażu za interwencją w Iraku niż przeciwko. "Ale rząd boi się jednak posłać żołnierzy do walki z dżihadystami przed przyszłorocznymi wyborami" - powiedział "Timesowi" były brytyjski przedstawiciel w dowództwie NATO w Europie generał Richard Shirreff.

>>> Czytaj też: Zobacz, jak zabezpieczyć biznes przed ryzykiem politycznym na Wschodzie