Prawie każdy zdaje sobie sprawę, że współczesny sport wyczynowy jest w dużej mierze sprzężony z działalnością biznesową. Rzadko jednak zastanawiamy się, gdzie płyną zarobione na boiskach pieniądze.

Odpowiedzi nasuwają się natychmiast. Wydaje się, że największymi beneficjentami ogromnych systemów finansowych współczesnego sportu są właściciele klubów, sportowcy i trenerzy. Mało jednak mówi się o instytucjach, które w dużym zakresie biorą udział w podziale zysków. To coraz potężniejsze agencje menedżerskie, reprezentujące sportowców i kluby oraz fundusze inwestycyjne, dzięki mechanizmowi tzw. third-party ownership (TPO).

Sposób funkcjonowania agencji menedżerskich jest bardzo dobrze widoczny na przykładzie piłki nożnej. Największą i najbardziej wpływową instytucją tego typu jest obecnie portugalska Gestifute, której właścicielem jest superagent Jorge Mendes. Jego biografia jest jednym z najbarwniejszych przykładów drogi „od zera do bohatera” w sportowym biznesie. Zaczynał jako didżej w dyskotece, następnie był właścicielem wypożyczalni wideo i nocnego klubu. W swoim lokalu w 1997 roku spotkał bramkarza Nuno Espirito Santo, któremu pomógł się wydostać z usiłującego go zatrzymać klubu Vitória Guimaraes.

Mendes uświadomił sobie, że sprawne poruszanie się w środowisku piłkarskim może być bardzo dochodowe. Charakteryzuje je bowiem znaczna ilość gotówki, której przepływ nie jest tak precyzyjnie kontrolowany przez instytucje, jak w innych dziedzinach gospodarki. Potwierdzeniem tego jest fakt, że FIFA, organizacja zarządzająca światową piłką nożną, jest notorycznie oskarżana o korupcję i nadużycia finansowe. Największy skandal towarzyszący tej instytucji dotyczył wyborów gospodarza piłkarskich Mistrzostw Świata w 2022 roku. Prawo organizacji imprezy od FIFA otrzymał Katar, co było zdaniem wielu komentatorów wynikiem korupcyjnej działalności działaczy z naftowego kraju.

Gestifute ma obecnie podpisane umowy o współpracy z wieloma gwiazdami światowej piłki nożnej, w tym Cristiano Ronaldo, Angelem Di Marią, Jamesem Rodriguezem, Tiago Silvą i Diego Costą. Nazwiska te nie mówią wiele osobom, na co dzień nie interesującym się sportem, jednakże ich wartość rynkowa pokazuje skalę piłkarskiego biznesu. Wartość rynkowa Cristiano Ronaldo to 120 mln euro, Di Marii 65 mln, Falcao 55 mln, a Thiago Silvy 40 mln (dane w euro, za portalem transfermarkt.pl).

Reklama

>>> Czytaj również: Mundial, czyli gospodarczy samobój. Mistrzostwa świata pogłębiły recesję w Brazylii

Jak działają agencje menedżerskie?

Jak działa współczesna agencja menedżerska? Dawniej głównym zadaniem piłkarskich agentów było pośredniczenie w transferach zawodników z jednego klubu do drugiego (transakcje kupna-sprzedaży). Polegało to na tym, że agencja (lub menadżer) reprezentował interesy zawodnika w rozmowach z obecnych i przyszłym klubem (pracodawcą), negocjując kwotę transferu (jeżeli gracz ma ważny kontrakt, to klub starający się go zakupić musi zapłacić za niego tzw. sumę odstępnego), warunki nowego kontraktu, zakwaterowania, ubezpieczenia itp. Niektóre umowy piłkarzy z klubami zawierają specyficzne zapisy, na przykład dotyczące zakazu jazdy na motocyklach, albo uprawiania sportów ekstremalnych.

Zawodnicy są obecnie skupieni w agencjach, których zakres obowiązków znacznie się poszerzył. Ich działalność polega na kompleksowej opiece nad sportowcami. Do zadań agencji należy kontrolowanie sytuacji finansowej graczy, prowadzenie księgowości, kwestie związane z nieruchomościami, zakwaterowaniem, ubezpieczeniem, wizerunkiem itd. Agencja pobiera stałą opłatę od swoich klientów, ale też partycypuje w zyskach ze sprzedaży graczy. Zazwyczaj jest to procent (prowizja) od ceny transferu – podaje tygodnik „Piłka Nożna”. Menedżerom zależy więc na promowaniu i trosce o wizerunek sportowców. Agencje dysponują często prawami do wizerunku sportowców. Połowa praw do czerpania zysków z marketingowego potencjału Cristiano Ronaldo (na przykład ze sprzedaży koszulek z nazwiskiem piłkarza na plecach) jest rocznie warta kilkadziesiąt milionów euro.

Agencje i ludzie z nimi związani często mają wiele wspólnego także z klubami. Jorge Mendes na przykład, jest blisko związany z portugalską drużyną Sporting Braga, w którym gra wielu jego klientów. Lobbuje więc na ich rzecz u właścicieli drużyn i trenerów, by wpłynąć na polepszenie sytuacji graczy w klubach, co wpływa na podniesienie ich wartości na rynku transferowym, czyli potencjalnych zysków agencji również. Najważniejszym przykładem nielegalnej „symbiozy” na linii trener-agent jest duet: Jose Mourinho-Jorge Mendez. Mourinho jest klientem Mendesa, ale na tym współpraca się nie kończy. Agent „wpycha” trenerowi do drużyn które prowadzi całe tabuny zawodników. W innym biznesie obaj Portugalczycy byliby już być może podejrzani o klasyczny konflikt interesów, ale w sporcie przedsiębiorcy mają większe pole do popisu. Brakuje bowiem odpowiednich instytucji kontrolujących, które nadzorowałyby prawidłowość transakcji przeprowadzanych w branży.

Piłkarze na giełdzie

O tym, że na sporcie można zarabiać są przekonane także fundusze inwestycyjne. Inwestowanie funduszy w udziały w piłkarzach nazywa się third-party ownership (TPO). Mechanizm ich funkcjonowania polega na tym, że kluby o kiepskiej kondycji finansowej nawiązują współpracę z funduszem inwestycyjnym lub inwestorem, który nabiera część praw do zawodnika, odpowiadającą procentowi udziału w kosztach zakupu. Fundusze zarabiają, jeżeli zawodników udaje się z kolei wytransferować dalej po wyższej cenie.

Pomysł inwestycji finansowych mocno podzielił środowisko piłkarskie. Co prawda przyczyniły się do rozkręcenia rynku transferowego, ale wzbudziły przy tym masę kontrowersji. FIFA zamierza zakazu tego typu inwestycji – poinformował Forbes.pl.

Taka współpraca instytucji finansowych i klubów piłkarskich jest korzystna dla obu stron. Pozwala na dywersyfikację ryzyka inwestycyjnego i możliwość tańszego pozyskania zawodnika przez klub.

TPO cieszy się największą popularnością w Europie i Ameryce Południowej, czyli na największych piłkarskich rynkach, czytamy w Forbesie. O dużej skali inwestycji niech poświadczą największe transakcje z ostatniego okna transferowego (okresu w którym kluby mogą dokonywać wymian zawodników). Najdroższy był transfer Luisa Suareza z Liverpool FC do FC Barcelony (88 mln euro), James Rodriguez kosztował Real Madryt 80 mln euro (transfer z AS Monaco) z kolei Angel Di Maria przeszedł z Realu Madryt do Manchesteru United za 75 mln euro. Warto zauważyć, że Rodriguez i Di Maria należą do agencji Mendesa… Koło się zamyka.