Nie ma wielu europejskich przywódców, którzy przyjmują twardszą postawę wobec agresji prezydenta Władimira Putina wobec Kijowa niż estoński prezydent Toomas Hendrik Ilves. Jego współczucie dla Ukrainy ma jednak swoje ograniczenia – estoński prezydent uważa bowiem, że Ukraina nie zrobiła wystarczająco dużo, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo. Estonia – uważa Ilves – jest pod tym względem bardziej odpowiedzialna i dlatego będzie bezpieczniejsza.

Toomas Hendrik Ilves, który dorastał w New Jersey i ukończył Columbia University, mówi po angielsku z idealnym amerykańskim akcentem (mieszkańcy Estonii uważają nawet, że ich prezydent mówi lepiej po angielsku niż po estońsku). Gdyby nasza rozmowa nie toczyłaby się w skromnej rezydencji w Tallinie, która służy jako mieszkanie dla estońskich prezydentów, oraz gdyby Ilves nie nosił swojej słynnej muszki, łatwo można by go wziąć za amerykańskiego pracownika administracyjnego – szczególnie oburzonego brakiem akceptacji Rosji dla pozimnowojennej hegemonii Ameryki na świecie.

Ale obawy estońskiego prezydenta są o wiele łatwiejsze do zrozumienia niż te amerykańskie. Estonia to malutki kraj, który liczy 1,3 mln mieszkańców, leży przy granicy z Rosją i jest domem dla 300 tys. etnicznych Rosjan, z których 130 tys. posiada rosyjskie paszporty.
Zatem gdy Putin drażnił się z Zachodem, naruszając przestrzeń powietrzną NATO, Ilves – szef estońskich sił zbrojnych – nie miał innego wyjścia jak tylko zacząć się martwić. „Postrzegamy to jako bardzo agresywną postawę połączoną z agresywnym zachowaniem, które sprawia, że wszyscy stają się nerwowi. Ale bycie sąsiadem Rosji jest dla nas bardziej bezpośrednie niż dla krajów, które mają pewne bufory. Niemcy mają Polskę i Obwód Kaliningradzki, Włochy mają Bałkany” – tłumaczył Ilves.

Pozbawiona geograficznych granic Estonia poświęcała zatem swój czas i wysiłki na budowę granic innego typu, z których najważniejszą z nich jest członkostwo kraju w NATO. Według estońskiego prezydenta artykuł 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, który wzywa kraje NATO do pomocy militarnej, gdy jeden z nich zostanie zaatakowany, skutecznie zniechęca Rosję do agresywnych działań wobec państw bałtyckich. „Artykuł 5 ma kluczowe, egzystencjalne znaczenie dla NATO, ponieważ jeśli Sojusz nie obroniłby Estonii, to oznaczałoby że każdy pojedynczy kraj może liczyć tylko na siebie, a jedynym krajem, który wówczas mógłby sobie samodzielnie poradzić, byłyby Stany Zjednoczone” – uważa Ilves.

Reklama

Według estońskiego prezydenta, gdy jego kraj uzyskał niepodległość po upadku Związku Radzieckiego, Tallin z członkostwa w NATO uczynił swój główny filar strategii bezpieczeństwa. Było to zadanie trudne, ale udało się je zrealizować po 15 latach. W przeciwieństwie do Estonii, Ukraina nigdy nie weszła na tę ścieżkę, gdy Rosja pozostawała militarnie słaba. „Ostatnio spotkałem się z kilkoma Ukraińcami, którzy powiedzieli mi << Macie szczęście. Jesteście niepodlegli i właśnie dołączyliście do NATO>>”.

„Musieliśmy na to pracować. Ciągłe reformy, ciągłe inspekcje, przyglądające się wszystkiemu, co robiliśmy na drodze do Unii Europejskiej. Byłem wtedy ministrem spraw zagranicznych przez 5 lat, a postarzałem się w tym okresie o 10” – odpowiedział Ilves.

Kolejną barierą Estonii przeciw rosyjskiej agresji jest relatywny dobrobyt w kraju. W ciągu ostatnich 20 lat estoński PKB per capita wzrósł sześciokrotnie do poziomu 18 tys. dol. (w tym samym czasie analogiczny ukraiński wskaźnik wzrósł tylko trzykrotnie – do poziomu 3 tys. dol.). W efekcie prezydent Ilves jest przekonany – co potwierdzają moje inne rozmowy z innymi urzędnikami z Tallina – że etniczni Rosjanie z Estonii nie będą piątą kolumną Putina w sytuacji, gdy Rosja podjęłaby próbę prowokacji przeciw władzy, tak jak miało to miejsce na Ukrainie.

Cytując ostatnie pogardliwe uwagi Putina, że ukraińska armia przegrywa z w Donbasie z rolnikami i górnikami, którzy stanęli do walki o swoje ziemie, Ilves dodaje: „Górnicy w Donbasie zarabiają 150 euro miesięcznie. Górnicy w Estonii, na obszarze, gdzie dominują Rosjanie, uzyskują od 1800 do 2000 euro miesięcznie i dzięki temu nigdy nie będą chcieli być częścią <<Matki Rosji>>”.

Estoński prezydent jest świadomy faktu, że Putin jest popularny wśród rosyjskiej mniejszości w Estonii, ale jak uważa, to za mało, aby wywołać powstanie. „Najlepszym sposobem, aby to zrozumieć, jest spojrzenie na inne diaspory na świecie. Ogólnie rzecz biorąc, jeśli chodzi o kwestie polityki wewnętrznej swojego kraju pochodzenia, przeważnie są konserwatywni. Ale jeśli zapyta się Polaków czy Ormian w USA, czy chcą wracać do swoich ojczyzn, odpowiadają, że zdecydowanie nie. Czyli wspierają patriotyczne ruchy w kraju, ale jednocześnie nie chcieliby się tam znaleźć”.

Pomimo jednak, że Estonia odrobiła swoja posowiecką pracę domową lepiej niż Ukraina, to nie można zupełnie wykluczyć rosyjskiej inwazji. „Na Ukrainie zastosowano model Suddetenlandu” – twierdzi Ilves, nawiązując do polityki Hitlera z lat 30. XX wieku. „[…] ale wciąż jeszcze wiele może się zdarzyć. Jest jeszcze Polska, prawda? Możemy mieć jeszcze atak zbrojny”. Aby temu zapobiec, estoński prezydent – w przeciwieństwie do większości europejskich przywódców – popiera pomysł wysyłania uzbrojenia na Ukrainę, aby siły separatystów nie mogły przeć dalej na zachód.

„Oczywiście jest wiele powodów, aby nie wysyłać broni na Ukrainę. Ale co zatem zamierzamy zrobić? A może po prostu poczekamy, aż za trzy lata Rosja będzie graniczyła z Polską?” – pyta Ilves.

Toomas Hendrik Ilves nazywa hybrydową wojnę Putina jednym z najgłupszych militarnych działań, jakie kiedykolwiek podjęto. Rosyjska agresja tylko wzmocniła w Ukraińcach uczucia narodowe, co sprawi, że Rosji będzie bardzo trudno zająć kolejne terytoria siłą.
Choć Ilves ma wiele uznania dla ducha walki na Ukrainie, to odniosłem wrażenie, że chciał również pokazać pewną winę Ukraińców. Kraj ten płaci teraz za swoje błędy – zbyt wolne tempo reform i wysiłki, aby dołączyć do zachodnich instytucji. Wcześniej Kijów nie pracował wystarczająco ciężko, więc teraz musi walczyć.

W przeciwieństwie do Ukrainy, Estonia wykonała ciężką pracę i jest dziś lepiej zabezpieczona na wypadek trudnych okoliczności. Kraj ten zrobił wiele, aby zatrzeć wszelkie ślady sowieckiej przeszłości. Estonia zawsze prezentowała się raczej jako kraj północnoeuropejski, a nie wschodnioeuropejski. Stolica kraju – Tallin – wygląda dziś jak miasto skandynawskie, a nie postsowieckie.

Sąsiadująca z Estonią Finlandia pracuje właśnie nad tym, aby wprowadzić u siebie wymyślony przez Estończyków system e-rządu, który połączy oba kraje bardziej niż jakiekolwiek inne kraje w Europie.

Ostatecznie twarde stanowisko Ilvesa wobec rosyjskiego ekspansjonizmu nie jest zwykłym podążaniem za USA, jak mogłoby się wydawać biorąc pod uwagę jego życiorys. To raczej próba zachowania estońskich osiągnięć i wykorzystania ich do ochrony kraju.

>>> Czytaj też: Głęboka recesja przygniotła Rosję. Kryzys dotknął nawet Putina i ...wódkę