Serwis streamingowy od Apple wystartował z końcem czerwca. W tym tygodniu Tim Cook, prezes Apple poinformował, że serwis ma 15 mln użytkowników, z czego 6,5 mln płaci jeden z dwóch abonamentów – standardowy za niecałe 10 dol., lub rodzinny za niespełna 15 dol.

15 mln w trzy miesiące? Sporo mediów technologicznych okrzyknęło ten wynik imponującym. Firma tego kalibru co Apple nie zdradza takich liczb przypadkowo – starannie dobiera sytuację, w której może się pochwalić. Tak było i w tym przypadku. Jednak wynik aż taki rewelacyjny nie jest.

Nadmuchany sukces?

- Tempo nie jest imponujące – mówi dr Piotr Turek, muzyk, ekspert rynku cyfrowej muzyki. Z kilku powodów. - Po pierwsze sam iTunes ma ponad 800 milionów klientów, co oznacza, że Apple było w stanie skonwertować mniej niż 1% bazy muzycznej do streamingowej usługi – mówi dr Piotr Turek.

Reklama

- Po drugie Apple zastosował trzykrotnie dłuższy okres darmowy, niż inne serwisy. 3 miesięczny okres próbny, za darmo. 6,5 miliona osób, które płacą obecnie za usługę, to grupa, która dzieli się na tych, którzy świadomie się na to zdecydowali, oraz na tych, którzy zapomnieli wyłączyć usługę przed początkiem okresu płatnego – tłumaczy dr Piotr Turek.

- Następne 8,5 miliona osób nadal jest w okresie darmowym. Ciekawe, ile z nich zdecyduje się na pozostanie i płacenie za muzykę – mówi dr Turek. Wreszcie, posiadacze iPhone’ów są niejako zmuszeni do korzystania z rozwiązań technologicznych Apple, a od wprowadzenia na rynek iPhone’ów 6, sprzedaż ma się dobrze jak nigdy dotąd.

Jak ten wzrost wypada na tle konkurencji? I dobrze, i źle. Spotify szczyci się 75 mln użytkowników, z których 20 mln płaci. Ale też Spotify na rynku funkcjonuje od 2008 r. Przy szwedzkim serwisie produkt Apple wypada blado.

Z drugiej strony kolejny ważny gracz - Deezer może pochwalić się 16 mln użytkowników, z których 37 proc. korzysta z opcji abonamentowej, czyli niespełna 6 mln. Zatem Apple w trzy miesiące osiągnął więcej, niż Deezer w ciągu niespełna ośmiu lat.

Muzyka za reklamy

- Był serwis, który rozrastał się zdecydowanie szybciej, niż Apple Music, czyli Napster – mówi dr Piotr Turek. Jak dodaje, z dzisiejszej perspektywy widać pewne podobieństwa: we wszystkich wymienionych serwisach, artyści nie mają udziału (lub mają marginalny) w przychodach. Użytkownicy zaś w większości konsumują muzykę za darmo, w modelu freemium – okrojona funkcjonalność, z gorszą jakością dźwięku w zamian za wysłuchiwanie reklam.

- Różnica polega na tym, że Napster nie był własnością wielkich wytwórni muzycznych, więc został uznany za nielegalny i zabity przez branżę muzyczną. W Spotify i Apple Music, udział właścicielski mają główne wytwórnie (Sony, Warner, Universal), zatem przynajmniej one czerpią z tego serwisu korzyści – dodaje dr Turek.

Jednak Apple Music w żadnym razie nie jest serwisem ułomnym i stanowi poważną konkurencję. Nawet, a może zwłaszcza – dla Spotify.

Nieuchronna ewolucja muzyki

Choć streaming nie jest niczym nowym, temu rynkowi daleko do nasycenia. Już sam fakt, że Apple dopiero w tym roku wszedł w tę branżę może na to wskazywać. Czego by o tej firmie nie mówić – wie, czego oczekują klienci i jak na tym zarobić.

Widać to też w liczbach. Z badania Nielsen SoundScan wynika, że w 2014 r. liczba odtworzeń w serwisach streamingowych wyniosła 164 mld (wzrost o niemal 60 mld względem 2013 r.). Jednocześnie spadła sprzedaż cyfrowych albumów muzycznych – o 9 proc., do 117,6 mln, podobnie spadła sprzedaż pojedynczych piosenek w formie cyfrowej – do 1,2 mld. To wskazuje, że streaming zmienia nasze przyzwyczajenia – zamiast kupować na własność, płacimy za dostęp. Wciąż występuje wielka dysproporcja między tradycyjną a cyfrową sprzedażą muzyki (i dostępu do niej).

Tylko w Polsce – jak wynika z wyliczeń ZPAV, w 2014 r. sprzedaż tradycyjna wyniosła 279 mln zł, a cyfrowa – 69 mln zł. Jednak od kilku lat ta pierwsza wartość się kurczy, druga rośnie. - Spotify jest głównym czynnikiem wzrostu rynku muzycznego na świecie – mówi Przemysław Pluta, szef Spotify na Europę Środkową i Wschodnią. Za zasługę streamingu uważa fakt, że ludzie młodzi zaczęli płacić za muzykę, podczas gdy wcześniej po prostu pobierali ją z internetu, zwykle z nielegalnego źródła.

Jednak rynek muzycznego streamingu ma swoje ułomności, z którymi wciąż nie potrafi się uporać. Po Np. – kwestia wynagrodzenia artystów.

Artyści na marginesie

Przychód Spotify w 2013 r. wyniósł niespełna 747 mln euro, w 2014 r. przekroczył miliard euro. Jednak firma każdy rok kończyła ze stratą operacyjną. Spotify ok. 70 proc. przychodów oddaje posiadaczom praw do utworów. Stawka za pojedyncze odtworzenie (po 30. sekundzie utworu) wynosi średnio 5 centów. Inne serwisy streamingowe stosują modele rozliczeń oparte na podobnych zasadach.

Jako że Spotify jest największym graczem, to na nim skupiała się wielokrotnie krytyka artystów, m. in. Taylor Swift. – Ta sama piosenkarka na szczęście publicznie zareagowała, gdy Apple nie chciał płacić stawek za odtworzenie w okresie próbnym. Zareagowała nie wytwórnia, nie organizacja zbiorowego zarządzania prawami autorskimi (OZZ), a artystka – wspomina dr Turek.

Skoro przychody rosną, Spotify i inne serwisy rozwijają się dzięki zastrzykom gotówki od inwestorów, to gdzie wędrują te pieniądze? - Do właścicieli treści, a więc przede wszystkim do Sony, Warner i Universal, które łącznie posiadają około 15% akcji tego serwisu – mówi dr Turek. - Artyści nie widzą za wiele pieniędzy, skoro zostaje dla nich kilka-kilkanaście procent do podziału na miliony twórców na całym świecie – kwituje dr Turek. A przecież po drodze opłacić trzeba koszty utrzymania i rozwoju serwisu, tantiemy zbierane przez OZZ.

- Do tego momentu wypłaciliśmy ponad 3 miliardy dolarów do przemysłu muzycznego, a tylko w pierwszym kwartale tego roku odpowiadaliśmy za 10% przychodów wytwórni w Stanach Zjednoczonych. A będzie tego więcej – mówi Przemysław Pluta.

- Oczywiście pojawiają się głosy krytyki, jednak mimo wszystko większość artystów jest zadowolona ze Spotify. Jaki procent tego, co przekazujemy trafia do artystów? To kwestia wewnętrzna pomiędzy artystą a wytwórnią/ agregatorem. Spotify nie zawiązuje bezpośrednich umów z artystami, więc nie możemy wyjaśnić w jaki sposób artyści są opłacani przez wytwórni – dodaje Przemysław Pluta.