Spowolnienie gospodarcze w sytuacji, gdy rząd chce, by Polska już w roku 2012 weszła do strefy euro, jest wiadomością bardzo złą.
- Naturalne jest, że w czasie spowolnienia gospodarczego deficyt budżetu państwa się zwiększa - przyznaje prof. Witold Orłowski z PricewaterhouseCoopers.
Tymczasem, aby przyjąć euro trzeba, między innymi spełnić kryterium fiskalne polegające na ograniczeniu deficytu budżetowego poniżej 3 proc. Wydaje się, że w tej chwili ten wymóg nie stanowi dla nas żadnego problemu, bo poziom deficytu budżetowego spadł do ok. 2 proc. PKB, a budżet państwa na koniec roku będzie miał prawdopodobnie kilkanaście miliardów złotych deficytu, zamiast zapisanych w budżecie 27 mld zł. Na czym więc polega zagrożenie?
Zatwierdzony przez Komisję Europejską Program Konwergencji zakłada, że w kolejnych dwóch latach nasza gospodarka będzie się rozwijała w tempie 5 proc. Tymczasem realny wzrost gospodarczy w kolejnych dwóch latach może być nawet o połowę mniejszy. W konsekwencji nasz dochód narodowy w 2010 roku będzie niższy o ok. 50 mld zł w porównaniu z przyjętymi założeniami.
Reklama
- W takiej sytuacji będzie trudniej wprowadzić euro. Gospodarka spowalnia, a wtedy zawsze maleją wpływy budżetowe, a rosną wydatki np. socjalne - przyznaje prof. Orłowski.
- W przyszłym roku dochody budżetu państwa będą sporo niższe od założeń, nawet o 10-15 mld zł - dodaje prof. Stanisław Gomułka główny ekonomista BCC.
Z kolei Marcin Piątkowski z Akademii im. Leona Koźmińskiego zwraca uwagę, że nawet rząd ma świadomość, że możemy nie spełnić kryterium fiskalnego przystąpienia do strefy euro.
- W mapie drogowej euro rząd zostawił sobie furtkę i rozważnie zapisał, że ten plan będzie obowiązywał w wypadku, gdy nie dojdzie do pogorszenia sytuacji kryzysowej na świecie - mówi Marcin Piątkowski.

Trzeba szukać oszczędności

Aby wprowadzić euro w 2012 roku, w połowie przyszłego roku musimy się znaleźć w systemie ERM2, który jest przedsionkiem przed przyjęciem euro. Aby się to stało, polskie finanse muszą być zdrowe. Obowiązujący program konwergencji przewiduje, że za dwa lata deficyt spadnie do 1,5 proc. PKB. Te założenia można dzisiaj włożyć między bajki. Nawet ich autor, były wiceminister finansów prof. Stanisław Gomułka, uważa, że są to już założenia całkowicie nierealne. Konsekwencje tego mogą być bolesne dla wszystkich.
- Być może w 2010 roku konieczne będzie podniesienie podatków, by spełnić kryteria fiskalne związane z przystąpieniem do strefy euro - twierdzi prof. Gomułka.
Przypomnijmy, że od przyszłego roku mamy płacić niższy podatek dochodowy i mają obowiązywać tylko dwie stawki tego podatku. Inni ekonomiści twierdzą, że budżetowi mogłaby pomóc rezygnacja z niedawnej obniżki składki rentowej. Ze względów politycznych są to jednak rozwiązania mało prawdopodobne.

Wolniejszy wzrost

- Będzie bardzo dobrze, jeśli przyszłoroczne tempo wzrostu gospodarczego nie spadnie poniżej 3 proc., a w 2010 roku wzrost gospodarczy może być jeszcze niższy i wyniesie 2-3 proc. - prognozuje prof. Gomułka.
Czekają nas więc co najmniej dwa lata wyraźnie wolniejszego tempa wzrostu gospodarczego. Teoretycznie można w takiej sytuacji ograniczyć wydatki państwa, jednak nie jest to proste. Trzy czwarte wszystkich wydatków Skarbu Państwa to wydatki sztywne, których nie można zmniejszyć. Na pozostałą część składają się również inwestycje, w tym także te związane z organizacją Euro 2012. Trudno spodziewać się tutaj radykalnych cięć.
- Nie ma jednak tragedii, chodzi tylko o to, by Ministerstwo Finansów zmniejszyło tempo wzrostu tych wydatków - mówi ekonomista Ryszard Petru.
Nie zgadza się z tym Marcin Piątkowski.
- Czy mamy ciąć wydatki państwa i tym samym dobijać gospodarkę na początku spowolnienia gospodarczego, czy też zaryzykować i zwiększyć deficyt do 3 proc. PKB, obniżyć stopy procentowe i tym samym doprowadzić do tego, że w roku 2010 gospodarka znowu odżyje - pyta Piątkowski.
Według niego takim impulsem może być wcześniejsze zwracanie przedsiębiorcom VAT przez urzędy skarbowe, co poprawiłoby płynność wielu firm.
Innym jego pomysłem jest dokapitalizowanie Bankowego Funduszu Gwarancyjnego i banku PKO BP.
- W obecnej sytuacji bardzo ważne jest, jak zostanie rozwiązana sprawa emerytur pomostowych. Powinny być one jak najbardziej ograniczone i chyba trzeba będzie jeszcze wrócić do sprawy reformy KRUS-u - mówi Marcin Mrowiec, główny ekonomista banku Pekao.
Według niego sytuacja budżetu nie będzie bardzo zła, bo najprawdopodobniej część przyszłorocznych wydatków zostanie pokryta z tegorocznego niezrealizowanego deficytu budżetowego. Może chodzić o kwotę nawet 10 mld zł. Tej nadwyżki nie będzie już w roku 2010, a niemal na pewno będą wówczas większe transfery socjalne.
- Jest za późno, by wycofać się z zaplanowanej obniżki podatków, więc w tej sytuacji należy jeszcze uważniej pilnować wszystkich wydatków państwa - mówi Witold Orłowski.
Według niego, ze względów finansowo-gospodarczych, jest jednak mało prawdopodobne, by euro pojawiło się w naszych portfelach już w 2012 roku.
SZERSZA PERSPEKTYWA - ŚWIAT
Łączne straty z powodu kryzysu finansowego na świecie szacowane są już na 2-3 bln dol. W skali całego świata tempo wzrostu gospodarczego będzie niższe i recesja dotknie co najmniej kilka krajów. O prawdziwej recesji mówi się już w USA, gdzie konsumenci do tej pory wydawali rocznie 8 bln dol., a teraz na pewno będą wydawać mniej, więc światowy popyt na pewno się zmniejszy. W sferze realnej konsekwencje tego kryzysu dadzą o sobie znać przez co najmniej dwa lata. Według ekspertów w Stanach Zjednoczonych dochód narodowy spadnie o 3-4 proc., w Unii Europejskiej o 1-2 proc. To musi spowodować spowolnienie w całym świecie, bo USA i UE to 40 proc. światowej gospodarki.
OKAZJA DLA SPEKULANTÓW
Wchodząc do ERM2 nie powinno być żadnych wątpliwości dotyczących stanu naszej gospodarki i poziomu deficytu budżetowego. Informacja o tym, że polska waluta będzie przez dwa lata niemal sztywno związana z euro i nasz bank centralny będzie zobowiązany interweniować na rynku, w momencie gdy jej kurs zacznie się odchylać o +/- 15 proc. to niemal zaproszenie dla spekulantów. Zdaniem specjalistów taki czyściec może bez szwanku przetrzymać tylko gospodarka o zdrowych fundamentach. Dlatego wszystkie koszty, jakie teraz poniesiemy ograniczając poziom deficytu budżetowego, spowodują mniejsze wydatki przy ewentualnej obronie kursu naszej waluty, gdy będziemy już w wężu walutowym.
OPINIA
SEBASTIAN SALIŃSKI
Gold Finanse
Przy wstępowaniu do strefy euro podstawowym zagrożeniem dla przeciętnego Polaka jest kurs przeliczenia złotego na euro. Drugim zagrożeniem jest zaokrąglanie cen w górę, jak to się wydarzyło w Niemczech. Decyzja o przystąpieniu do ERM2 (okres przejściowy) musi być podjęta w tej chwili lub musi dojść do skrócenia dwuletniego okresu, w którym kurs naszej waluty będzie się wahał w stosunku do euro tylko o plus/minus 15 proc. Stabilny kurs walut jest istotnym elementem dla przeciętnego Polaka ze względu na utrzymanie stabilności cen oraz unikanie spekulacji kursem złotego.