Polska to jest bazar mózgów dla globalnych korporacji czy też miejsce wykuwania technologii, które zrewolucjonizują świat?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy się cofnąć w czasie o ponad ćwierć wieku, kiedy pierwsze wielkie firmy, w tym nasza, postanowiły zlokalizować swoje centra w Polsce. Wybrały nasz kraj spośród wielu ze względu na świetny kapitał ludzki, a dokładniej – umysły. To jest podstawowy zasób, dzięki któremu Polska wygrała ów swoisty konkurs.

Ale początkowo – ujmę to obrazowo - myśmy raczej wkręcali śrubki wymyślone przez kogoś innego i jeszcze obcy wskazywali nam, gdzie je wkręcić.

W części to prawda, byliśmy wtedy po stronie sił odtwórczych na końcowych etapach tworzenia produktu. Większość pomysłów, idei, innowacji, pochodziło spoza Polski.

Reklama

W Polsce przełomu wieków zarabiało się średnio równowartość 437 dolarów i to było ponad siedem razy mniej niż np. w Niemczech.

Pod każdym względem byliśmy wtedy na innym etapie rozwoju. Ale kapitał ludzki sprawił, że błyskawicznie zaczęliśmy nadrabiać ten ogromny dystans. Powiem rzecz zdecydowanie nieoczywistą w Polsce: okazało się, że nasz system edukacji - szkoły podstawowej, średniej, uczelni wyższych – jest świetnej jakości.

Naprawdę?

Tak. Ponieważ fantastycznie przygotowuje ludzi do wykonywania wszystkich zadań, które nam powierzano. Notabene dziś widzimy, że również Ukraina ma kapitalny system edukacji i znakomicie przygotowała ludzi do wykonywania takich zadań.

Niespecjalnie złożonych?

Wręcz przeciwnie: innowacyjnych – tylko to się okazało z czasem. My, Polacy, wygraliśmy w tym obszarze wyścigz innymi dlatego, że obok wiedzy i kompetencji mieliśmy coś, czego nie miały inne narody: zawsze potrafiliśmy znaleźć rozwiązanie problemu.

Umiejętność improwizacji i kombinowania dały nam przewagę?

Tak. Jeśli się nie dało pójść jedną ścieżką, to szukaliśmy innej, do skutku. Robiliśmy to ze świadomością, że cały początkowy okres rozwoju międzynarodowego biznesu to jest coś w rodzaju honey moon - miesiąca miodowego.

Który zawsze finalnie się kończy?

Tak. Więc jeśli naprawdę zależy nam, żeby ten biznes nie tylko przyszedł do Polski i osiadł tu na chwilę, ale okrzepł i rozwijał się przez 30, 50 lat, to musimy się szybko przesunąć w łańcuchu tworzenia wartości – w kierunku proponowania nowych idei, nowych pomysłów, innowacyjności. I to nie tylko takiej podstawowej, polegającej na wymyśleniu nowej funkcjonalności czy nowego produktu, ale na wcieleniu tego w życie na całym świecie. Zawsze uważałem, że pomysł bez realizacji nie ma znaczenia.

Rozmawiam ostatnio z wysokimi menedżerami globalnych korporacji i dosłownie wszyscy mówią, że ich polskie oddziały są strategiczne, albo wręcz najważniejsze na świecie, bo właśnie tu się pracuje nad przełomowymi technologiami. To tylko takie dyplomatyczne gadanie?

Absolutnie nie. Ostatnie lata pokazały, że gigantyczna wiedza, jaka jest do tego potrzebna – nie tylko technologiczna, projektowa, architektoniczna, ale i ta o potrzebach klientów, o wyzwaniach czyhających za rogiem - skumulowała się właśnie w Polsce. W sektorze technologicznym świadomi tego faktu są właściwie wszyscy, dlatego nad Wisłę ściągnęło tak wiele firm. Kraków jest tutaj miejscem szczególnym, bo około połowy ogółu zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw (bez mikrofirm) pracuje tu w globalnych centrach nowoczesnych usług biznesowych. Lwia część tego to informatycy.

W Niemczech, Francji, Hiszpanii też są informatycy.

Ale większość naszych od zarania rozumie, że nie możemy poprzestać na pracy odtwórczej, że prawdziwą wartość dodaną tworzy się za sprawą kolejnych wcielanych w życie innowacji. I to nie tych, które zachwycą lokalnego klienta, ale takich, które przemówią do klientów na całym świecie. Myśmy wydrapywali sobie latami coraz lepsze miejsce w biznesowym łańcuchu, aż doszliśmy do takiego etapu, w którym w zasadzie wszystko, co stworzymy, idzie na cały świat.

To dlatego globalne korporacje przenoszą do Polski szereg zadań, a nawet całe oddziały z krajów zachodnich?

Nie tylko dlatego. Kompetencje i podejście do realizacji zadań to aspekt podstawowy, ale nie wystarczający. Myśmy tu stworzyli absolutnie unikatowy ekosystem kooperacji. Chociaż na co dzień w wielu obszarach konkurujemy, nie tylko biznesowo, ale i na rynku pracy, to jednocześnie bardzo transparentnie współpracujemy ze sobą, dzielimy się kluczowymi informacjami, bo to ułatwia rozwiązywanie problemów i przynosi wszystkim korzyści, a zarazem wzmacnia markę Polski i Krakowa.

Jak?

Każdy zainteresowany otrzymuje od nas spójny i jednoznaczny komunikat, że to jest fantastyczne miejsce do inwestowania. Równocześnie cały ten ekosystem potrafi sobie we własnym zakresie poradzić nawet z najbardziej złożonymi zadaniami i wyzwaniami. Nie musimy szukać wsparcia poza Polską, by wykreować finalny produkt, bo zawsze tu znajdziemy partnera biznesowego, który dostarczy niezbędny hardware, software czy usługę serwisową.

W tym ekosystemie trwa z jednej strony ostra konkurencja o specjalistów, a z drugiej pracownicy rozmawiają coraz częściej o zwolnieniach pracowników, do jakich doszło w Ameryce, Europie Zachodniej, ale także w Polsce.Fran Katsoudas, wiceprezeska Cisco, przekonywała mnie niedawno, że to naturalna korekta.

Bo tak jest. Obserwowaliśmy w ostatniej dekadzie silny trend polegający na przenoszeniu do Polski centrów biznesowych i otwieraniu całkiem nowych, ulokowało się ich w naszym kraju w krótkim czasie naprawdę rekordowo dużo, co sprawiło, że co roku notowaliśmy dwucyfrowe przyrosty zatrudnienia, okresowo przekraczające 20 proc. Zastanawialiśmy się na spotkaniach naszych organizacji – ASPIRE i ABSL oraz w AmCham, Amerykańskiej Izbie Handlowej w Polsce, czy w danym roku zatrudnienie w sektorze wzrośnie w Krakowie znowu o 10 tys. i czy Kraków jest w stanie dostarczyć taką liczbę odpowiednich specjalistów.

I był w stanie?

Mijał kolejny rok i okazywało się, że myśmy wszyscy zatrudnili nawet więcej ludzi niż zakładały prognozy z początku roku. Kraków dawał radę – siłami własnymi oraz Małopolski i całej Polski, a ostatnio także Europy i świata. Dlatego można powiedzieć, że przyzwyczailiśmy się, iż ten ekosystem biznesowy rozrasta się co roku o mniej więcej jedną piątą. Przyzwyczaili się do tego także pracownicy.

Niesłusznie?

To oczywiste, że taki żywiołowy wzrost jest na dłuższą metę niemożliwy. Myślę, że nadszedł w końcu moment, w którym ekosystem zaczyna się stabilizować, a my zaczynamy być częścią normalnej zachodniej gospodarki, która nie funkcjonuje w oderwaniu od świata, lecz poddawana jest wpływom wielu globalnych czynników – biznesowych i pozabiznesowych.

I dotyczy to także sektora technologicznego.

Właśnie. A on w różnych miejscach globu odnotował w minionym roku, wraz z całą światową gospodarką, spowolnienie i przeprowadził naturalne w tych okolicznościach korekty zatrudnienia. Dla pracowników i całego otoczenia biznesowego powinno być oczywiste, że na tym właśnie polega normalność: firmy modyfikują zatrudnienie zależnie od potrzeb i sytuacji biznesowej. Absolutnie się tego nie obawiam.

A pracownicy powinni się obawiać?

Również nie. Potrzeby kadrowe firm działających w tym sektorze są bardzo duże i przez lata pozostaną duże. Tymczasem dostęp do absolwentów w naszym kraju nie zwiększa się, lecz może topnieć z powodów demograficznych. Jeśli uczelnie nie poszukają innych źródeł napływu nowych studentów, zwłaszcza z zagranicy, to zjawisko nas dotknie. Już dotyka. Czy któryś ze zwolnionych w Krakowie specjalistów wrócił do domu i tam pozostał?

Nie słyszałem o takich przypadkach.

No właśnie, ja też nie. Wszyscy błyskawicznie znajdują nowe zatrudnienie. Kiedy spotykam się z młodymi ludźmi w szkołach podstawowych czy średnich, cały czas podkreślam, że każdy, kto wybierze zawód z szeroko pojętego obszaru IT, nigdy nie będzie szukał pracy, tylko praca zawsze będzie szukała jego.

Co za tym przemawia?

Właściwie wszystko. Cała zmiana w świecie, każda współczesna innowacja realizowana jest przy pomocy oprogramowania. Oczywiście, tylko część tego oprogramowania to jest sztuka innowacji, reszta to rzemiosło – ale właśnie to rzemiosło będzie się globalnie upowszechniać, bo taka jest logika postępu. Na razie bardzo nam do tego daleko. Potrzeby samych tylko przedsiębiorców są przeogromne. Mikrofirmy są w zasadzie na początku zmiany. Wszystkim potrzebni będą specjaliści, którzy pomogą wejść w ten nowy świat, przestawić biznesy na nowe, bardziej cyfrowe tory.

Ale globalne centra technologiczne w Polsce coraz bardziej potrzebują dziś ludzi bardzo kreatywnych, o wyśrubowanych kompetencjach.

Owszem, jeśli wszystko, co robi tutaj, w Krakowie, dana firma trafia na cały świat, a w wielu strategicznych obszarach wykonuje się w Polsce, pod Wawelem, pracę programistyczną od początku do końca, z testami włącznie, to mogą się tym zajmować wyłącznie specjaliści najwyższej klasy światowej. Bo to oni w wielu przypadkach stawiają przysłowiową finalną pieczątkę i oddają produkt w ręce klientów mówiących we wszystkich językach świata. Ich kompetencje nabrały znaczenia wraz ze wzrostem zagrożeń we współczesnym świecie.

Mamy w sąsiednim kraju regularną, pełnoskalową wojnę.

Ona stanowi niezwykle istotne, ale nie jedyne źródło globalnych zagrożeń. W ciągu ostatnich pięciu lat mieliśmy rekordowe od dekad spiętrzenie sytuacji kryzysowych, także tych o zasięgu światowym. Technologie cyfrowe, nad których rozwojem my się w Krakowie, w Polsce, skupiamy, odgrywają absolutnie fundamentalną rolę w zapewnieniu miliardom ludzi nie tylko cyberbezpieczeństwa, ale bezpieczeństwa w ogóle. I to w absolutnie kluczowych obszarach.

Jakich?

W krakowskich centrach usług mamy z jednej strony inżynierów oprogramowania, a z drugiej specjalistów od finansów w czołowych instytucjach finansowych świata, logistyków odpowiedzialnych za kluczowe z punktu widzenia globalnej gospodarki łańcuchy dostaw, specjalistów działów HR zarządzających w sumie milionami pracowników. Wszystkie te role – a właściwie osoby – decydują w jakimś stopniu o ludzkim bezpieczeństwie, o ludzkim życiu.

A co konkretnie możecie zrobić?

My na to patrzymy globalnie, a zarazem bardzo praktycznie. Na przykład widzimy, że z powodów technologicznych i organizacyjnych ludzie miewają problemy z dodzwonieniem się na numer ratunkowy - 112 w Europie i 911 w USA.Z naszych analiz wynika, że gdyby udało się przyspieszyć obsługę zgłoszeń statystycznie o jedną minutę, to można by globalnie uratować 10 tys. istnień ludzkich rocznie. Jak to zrobić? To wyzwanie. Jedno z wielu, jakie stawia przed nami świat w obszarze bezpieczeństwa.

A inne przemawiające do wyobraźni?

Weźmy obrazy z wszystkich kamer wideo instalowanych wokół nas dla zapewnienia bezpieczeństwa przez instytucje publiczne i podmioty prywatne. Tych kamer jest coraz więcej, ilość obrazów w systemach monitoringu rośnie w oszałamiającym tempie, a liczba ludzi, którzy byliby w stanie na okrągło skutecznie i sensownie analizować te obrazy pod kątem ewentualnych zagrożeń czy innych nadzwyczajnych sytuacji oraz alarmować, kogo trzeba, jest mocno ograniczona.

I kto ma to robić?

Naszym celem jest doprowadzenie do sytuacji, w której cała analiza obrazów z kamer i zapisów wideo oraz proponowanie na tej podstawie działań odpowiednich służb, będzie wykonywana przez oprogramowanie. Powtarzam: takich wyzwań jest mnóstwo.

Skąd brać ludzi, którzy będą umieli się z takimi wyzwaniami mierzyć, skoro liczba studentów w Polsce spadła w ciągu dwóch dekad z prawie 2 mln do 1,2 mln, a w Małopolsce z 200 tys. do 140 tys.?

Podstawowym warunkiem dalszego rozwoju naszego biznesu w Polsce jest, oczywiście, dostęp do talentów, specjalistów, wykwalifikowanych ludzi. Jak wspomniałem, my ich będziemy potrzebować cały czas, więc z uwagi na demografię – która działa przeciwko nam - musimy poszukiwać dodatkowych źródeł kadr. Pierwszym są kobiety, których nie było dotąd w naszym sektorze zbyt wiele.

Od kilku do piętnastu procent, zależnie od dziedziny.

Właśnie. Dlatego zachęcamy dziewczęta i młode kobiety do wyboru kierunków technologicznych, do pracy w zawodzie inżyniera oprogramowania. Kiedy po raz pierwszy wybraliśmy się z tym przekazem do szkół średnich, na studiach inżynierskich kobiety stanowiły, zależnie od uczelni, od 2 do 4 proc. studentów. Dziś na czołowych uczelniach udało się ten wskaźnik podbić powyżej 15 procent, więc postęp jest ogromny. Ale wciąż widzimy tu wielkie rezerwy.

Jak sobie radzą kobiety, które udało wam się przekonać?

Doskonale. Nie ma tu absolutnie żadnej różnicy w kompetencjach, w podejściu do pracy. Na licznych przykładach możemy dowieść, że kobiety padają w branży technologicznej ofiarami szkodliwego i niesprawiedliwego stereotypu. Powinniśmy z nim wszyscy walczyć. I walczymy z sukcesem.

A jakie są inne potencjalne źródła kadr?

Bardzo interesujący są dla nas ludzie, którzy wybrali kiedyś pewną ścieżkę zawodową i w trakcie studiów czy nawet po ich ukończeniu zorientowali się, że politologia, filozofia czy prawo to jednak nie jest to. Zastanawiają się, co ze swoim życiem zrobić, Mówimy im:spróbujcie kariery w sektorze technologicznym.

Ilu się udaje?

Jesteśmy już po czterech naborach i cyklach kształcenia i ponad 90 procent ludzi pracuje z nami i zbiera fantastyczne noty. Są wśród nich tacy, którzy pracowali wcześniej w tak drastycznie odmiennych zawodach jak barmani, czy nauczyciele wuefu.

W jakim wieku dokonują zwrotu w swoim życiu?

Bardzo różnym, są 20+, ale też 30+, w tym ludzie bliżej czterdziestki. Wszyscy okazali się nie tylko bardzo błyskotliwi, ale i niesamowicie zmotywowani, żeby coś w życiu zmienić, do czegoś dojść. Teraz stali się swoistymi ambasadorami tej ścieżki kariery wśród swoich bliskich, sąsiadów, koleżanek, kolegów.

A co ze starszymi pracownikami?

Staramy się coraz intensywniej pozyskiwać ludzi bardziej doświadczonych, 40+, 50+. Oni przeszli przez różne etapy swojego życia, często zrobili nawet spore kariery w swoich firmach, ale dziś nie czują się dobrze i chcieliby się wyrwać, spróbować czegoś innego, co jest fajniejsze, daje większe możliwości rozwoju i zarazem o wiele większe benefity. To ciekawe, że ludzie potrafią mieć latami tego typu przemyślenia i marzenia, ale nie wiedzą, jak się za to zabrać.

Dlaczego?

M.in. dlatego, że cechuje ich lojalność wobec pracodawcy i przywiązywanie do pracy – co jest generalnie cechą bardzo pozytywną. Ale w ich aktualnej sytuacji zawodowej i życiowej blokuje im drogę do korzystnej zmiany. Wysyłamy do nich sygnał: jeśli czujecie się źle ze swoją karierą, to ją zmieńcie, my wam pomożemy.

Tacy ludzie byli dotąd mocno osamotnieni. Zwłaszcza że mamy w III RP niechlubne doświadczenie dyskryminacji ze względu na wiek.

Społeczne nastawienie wobec doświadczonych pracowników zmienia się faktycznie bardzo powoli. Osobiście żałuję, że działań pracodawców z naszego sektora i wszystkich innych zainteresowanych kompetentnymi, wartościowymi, rzetelnymi pracownikami w nieco wyższych przedziałach wiekowych, nie wspiera systemowo państwo, ani samorząd. Przydałyby się dedykowane systemy kształcenia, reaktywizacji takich ludzi, bo to jest zasób cenny, o fantastycznym potencjale, a bardzo słabo zagospodarowany.

W krakowskich centrach widzę też coraz więcej cudzoziemców. To czwarty zasób?

Tak. Faktycznie, bardzo szybko przybywa nad Wisłą ludzi spoza Polski.

W krakowskim magistracie słyszę, że mamy już pracowników z ponad 150 krajów.

Ja tu dostrzegam ogromną zmianę nie tylko ilościową, ale i jakościową. Doszło do niej dosłownie w ciągu ostatniej dekady. Jeszcze przed pandemią, specjaliści z krajów Europy Zachodniej - Portugalii, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji - podejmowali pracę w części dlatego, że chcieli przeżyć przygodę w nieco egzotycznych realiach. Zatrudniali się więc np. na dwanaście miesięcy i potem wracali do krajów, w których chcieli żyć.

Dziś jest inaczej?

Diametralnie inaczej. Mamy u siebie praktycznie całą zachodnią Europę, mamy też oczywiście bardzo wielu przybyszy z Ukrainy, mamy ludzi z Indii, całego świata, w naszej firmie pracuje w sumie ponad 50 narodowości… Coraz więcej z nich nie przyjeżdża do Polski z myślą, że sobie parę miesięcy popracuje i wróci, ale z zamiarem pozostania i życia tutaj dłużej, a może nawet na zawsze. Robią to, ponieważ tu jest praca – wartościowa, perspektywiczna, satysfakcjonująca i świetnie płatna, zwłaszcza w odniesieniu do kosztów życia, a równocześnie znakomite warunki wokół, mówię tu m.in. o jakości infrastruktury, poziomie bezpieczeństwa oraz tym „czymś” – niby ulotnym, ale z miejsca wyczuwalnym. Wszyscy o tym mówią. Dlatego pracownicy przesiedlają się do Polski, do Krakowa, przyjeżdżają z rodzinami, także z krajów Europy Zachodniej, do których to my jeszcze niedawno migrowaliśmy. I świetnie!

Czy to jest moment, w którym Polska zgromadziła już dość zasobów, aby budować gospodarkę opartą na potencjale ludzkich umysłów, na wiedzy?

Na pewno mamy wszystko, co potrzebne, by uwolnić umysły Polek i Polaków od tego, co powtarzalne, rutynowe, czyli od wszelakich kwestii i zadań, które mogą być wykonywane automatycznie przez oprogramowanie. Dotyczy to także analiz wielkich zbiorów danych w celu wyciągania wniosków. Dynamicznie rozwijamy systemy oparte na oprogramowaniu umożliwiającym automatyczną analizę, automatyczne wyciąganie wniosków, automatyczne wykonywanie pewnych akcji. Człowiek w ogóle nie musi się tym zajmować.

A na co powinien poświęcić ten uwolniony czas?

Uwalniamy umysły po to, aby jak najwięcej ludzi mogło się skupić na działalności czysto innowacyjnej, na tworzeniu, rozwijaniu nowych pomysłów, ich wcielaniu w życie, komercjalizacji. Na krytycznym myśleniu, pozwalającym wychwycić w otaczającym nas zewsząd szumie informacyjnym to, co naprawdę ważne – i twórczo to zastosować, rozwinąć. W erze, która już się rozpoczęła, będzie to jedna z absolutnie kluczowych kompetencji. Zatem większość z nas to muszą być twórcy, a nie – jak w dotychczasowym modelu gospodarczym – odtwórcy. Jeśli nie dokonamy takiej zmiany, jeśli nie zaczniemy generować większej ilości innowacji, nie posuniemy się do przodu jako gospodarka, jako kraj.