Wczoraj ruszyły negocjacje związkowców stoczni z Gdyni i Szczecina z przedstawicielami rządu na temat ochrony pracowników zagrożonych utratą pracy. Dotyczy to prawie 9 tys. osób z obu stoczni i ich spółek zależnych.
KE nakazała stoczniom zwrot nielegalnie udzielonej pomocy publicznej, a ucieczką od tego ma być sprzedaż majątku stoczni.
- Pracę mogą stracić nawet wszyscy stoczniowcy. Żadna ustawa nie da gwarancji, że się zgłosi chętny, aby prowadzić produkcję statków - mówi Krzysztof Dośla, przewodniczący zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ Solidarność.
Z projektu specustawy o sprzedaży majątku stoczni, do którego dotarła GP, wynika, że pracownicy, którzy stracą pracę, mają dostać ochronę, której nie mieliby w przypadku bankructwa stoczni (co także było brane pod uwagę). Zatrudnieni na umowę o pracę na czas nieokreślony w obu stoczniach do połowy czerwca 2008 r., mogliby liczyć na przejście do nowego pracodawcy kupującego majątek stoczni.
Reklama
- Można obarczyć takim obowiązkiem kupującego, co wcale nie znaczy, że ci ludzie zachowają tę pracę dłużej niż przez dwa, trzy dni. Mimo najlepszych chęci wszystkich ryzyk ustawą nie da się usunąć - mówi Krzysztof Dośla.
Pracownicy, którzy nie zechcą ryzykować, będą mogli, jak wynika z projektu ustawy, przystąpić do programu dobrowolnych odejść. Jeśli się zgodzą, mają im przysługiwać odprawy jak przy zwolnieniach grupowych, dodatki szkoleniowe wypłacane przez 6 miesięcy i jednorazowa odprawa.
- Rozmawialiśmy o tym, w jaki sposób odprawa może być naliczana. Zastanawiamy się nad wysokością kwoty odprawy. Patrzymy na górników, którzy w podobnej sytuacji, odchodząc z pracy, otrzymali po około 40 tys. zł - mówi Roman Kuzimski, wiceprzewodniczący zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ Solidarność.