"Cała sytuacja wokół pandemii na pewno ma wpływ na rynki finansowe, przez wiele rożnych mechanizmów" - ocenił Stolarski. "Ciężko jest odseparować działania rządu, czy samej polityki monetarnej bądź fiskalnej" - dodał.

Analityk stwierdził, że ewidentnie jednak widać zainteresowanie giełdą. "Na parkiecie NewConnect obroty w czerwcu wyniosły 8,8 mln euro, co jest wzrostem o 1121,8 proc., a na parkiecie głównym GPW odnotowaliśmy skok o 65 proc." - ocenił.

"Obserwujemy też napływ środków do funduszy inwestycyjnych - w maju odnotowaliśmy ponad 1 mld zł wpływu. To konsekwencja nie tylko kreacji pieniądza, ale też niskich stóp procentowych i poszukiwania przez klienta detalicznego alternatyw dla depozytów" - dodał.

Zdaniem Stolarskiego dużą rolę odgrywała "policy mix", czyli połączenie polityki fiskalnej i monetarnej, jednak trudno oddzielić tutaj wpływ poszczególnych czynników.

Reklama

"Na pewno pomoc rządowa pozytywnie wpłynęła na sytuację firm, podobnie jak w pozostałych państwach" - powiedział.

"Na początku pandemii, w marcu i kwietniu, inwestorzy obawiali się bankructw i kursy akcji pospadały po 30 - 40 proc. w krótkim czasie. Odbicie było wywołane, choćby po części, przez programy pomocowe, m.in. zawieszenie płatności danin, czy środki z tarczy PFR" - wskazał.

Wedle analityka po kilku miesiącach od wybuchu pandemii widać, że bankructwa są punktowe i dotyczą raczej firm, które już przed pandemią miały problemy.

"Nie zrealizował się czarny scenariusz z marca. Zakładamy, że wpływ pomocy rządowej będzie odzwierciedlony w wynikach spółek giełdowych za drugi kwartał 2020 r." - stwierdził.

"Sektor bankowy zaraportuje niższe koszty ryzyka, firmy z sektora przemysłowego poinformują o dokładnej wartości uzyskanych subsydiów, spółki detaliczne zaksięgują mniejsze koszty czynszu" - dodał.

W ocenie Stolarskiego sytuacja z pandemią w Polsce rozwija się zaskakująco dobrze w stosunku do marcowych obaw.

"Uniknęliśmy zapaści służby zdrowia jak np. w Lombardii, a "kroplówka" rządowa wydaje się adekwatna do skali wpływu pandemii" - ocenił. "A nawet być może zbyt duża, ponieważ nie wszystkie środki zostały - jak na razie - wykorzystane i prawdopodobnie nie będą" - dodał.

Analityk stwierdził, że banki mają rolę transmisyjną, a o poziomie oprocentowania depozytów i kredytów w dużej mierze decyduje Rada Polityki Pieniężnej podejmując decyzję o poziomie stóp procentowych.

"Te decyzje mają kluczowy wpływ na rentowność banków" - powiedział.

"Reagując na spadek przychodów, banki mogą pójść w kierunku obniżania kosztów, np. zamykając oddziały, czy zwalniając pracowników, albo mogą spróbować obniżyć cenę depozytów" - dodał.

Według Stolarskiego skutkiem działań pomocowych jest tworzenie pieniądza, co powoduje, że depozytów jest więcej. "W efekcie depozyty w 2020 r. urosną w tempie dwucyfrowym, szacujemy, że o około 12 a 13 proc., a kredyty między 2 a 4 proc., czyli depozytów będzie nadmiar, co z punktu biznesowego czyni niezasadnym, by za nie płacić" - skomentował.

Analityk przypomniał, że już przed zawieszeniem przez PKO BP lokat terminowych dla firm większość innych banków płaciła 0 albo 0,1 proc., bądź stawkę overnight. "Banki muszą się odnaleźć w nowym środowisku, w którym mają dużo więcej płynności i mniej zarabiają na kredytach. Powinny zmienić cenę depozytu" - ocenił.

"Część pieniędzy z depozytów ucieknie na rynek akcji, a klienci będą poszukiwali nowych form inwestycji, decydując się też na bardzo ryzykowne oferty inwestycyjne" - dodał.

Jego zdaniem banki podejmują dużo wysiłków, aby poszukiwać innych, niż odsetkowe, źródeł dochodu, w pierwszym rzędzie idąc w kierunku innych produktów finansowych, jak ubezpieczenia.

"Ale poszukiwania idą też dalej, czego symbolem jest oferowanie usług księgowych dla firm, czy platformy z autami przez PKO BP" - stwierdził analityk.

"Spodziewam się dalszych wysiłków w poszukiwaniu nowych dochodowych sektorów, a pamiętajmy, że banki mają ogromny dostęp do informacji o klientach, widzą m.in. historię transakcji" - dodał.

W jego ocenie w Polsce rentowność sektora bankowego spadła skokowo, a na Zachodzie banki dłuższy czas już funkcjonują w środowisku niskich stóp procentowych.

"Wiele zależy od kreatywności pracowników banków i efektywności wprowadzanych nowych pomysłów. Wchodzenie przez banki w inne segmenty zazwyczaj skutkuje dużym zaangażowaniem sił i środków, a losy nowych projektów poznamy za kilka lat" - powiedział. Dodał, że poszukiwanie nowych obszarów pozaodsetkowych jest równie ważne, jak cięcie kosztów, powiązane ze zmianą charakteru pracy bankowca, który praktycznie nie musi spędzać czasu w centrali i może pracować z domu, co m.in. umożliwiło wykluczenie papieru z obiegu bankowego i rozpowszechnienie się podpisu elektronicznego.

"Banki mają o tyle specyficzną sytuację, że znajdują się pod dużą presją regulacyjną i na niektórych swoich aktywnościach, jak utrzymywanie działów prawniczych, czy compliance nie zarabiają, tylko świadczą usługi podtrzymujące działalność" - zauważył Stolarski.

"Takich działów nie muszą utrzymywać fintechy, które nie oferują też całej palety usług, wybierając te najbardziej rentowne, jak karty, waluty, czy mikropożyczki, a ruchów na rynkach finansowych można się spodziewać po cyfrowych gigantach, jak Google, czy Facebook" - dodał.

Analityk wskazał, że od kryzysu finansowego lat 2008-10 liczba banków komercyjnych w Polsce zmniejszyła się o połowę, a tendencje prokonsolidacyjne się nasiliły.

"Aktualnie są hamowane przez niską rynkową wycenę, nikt nie sprzeda banku ze stratą. Sytuacje komplikują także duże portfele kredytów frankowych sprawiają, powodując że banki są +nietransakcyjne+" - skomentował. "Prognozuję, że w ciągu kilku lat konsolidacja nastąpi, jednak nie w krótkim okresie, dopóki utrzymają się niskie wyceny banków i będzie trwała niepewność związana z Covidem" - podsumował.