Czy bez członkostwa Polski w Unii Europejskiej sukces sektora nowoczesnych usług biznesowych nad Wisłą byłby możliwy?

Na pewno wejście Polski do Unii Europejskiej było dla nas momentem przełomowym. Inwestorzy, wybierając projekty, starają się minimalizować ryzyko i zapewnić wysoki procent przewidywalności i zwrot z inwestycji. Do tego zaś są potrzebne: stabilność, przewidywalne przepisy prawa międzynarodowego i przejrzysty system podatkowy. Członkostwo w UE sprawia, że dla inwestorów obecnych na europejskim rynku jesteśmy bardziej przewidywalni. Przystąpienie do UE to był ogromny skok do przodu dla Polski i na pewno wykorzystaliśmy ten moment w historii.

W 2023 r. szacowany udział sektora w PKB Polski wyniósł 4,5 proc. To dane z raportu ABSL. Co zrobić, żeby utrzymać ten poziom, a może i zawalczyć o jego zwiększenie?

Zaczynamy od sukcesu sektora i sukcesu, jaki odniosła Polska w zakresie nowoczesnych usług biznesowych, a ten sukces nie został osiągnięty jednorazowo. To, co się działo w ostatnich latach – obok dwucyfrowego często wzrostu zatrudnienia w sektorze przede wszystkim wzrost wartości eksportu usług – to pasmo sukcesów. Tyle że świat nie stoi w miejscu. Doskonale wykorzystaliśmy wszystkie atuty naszego kraju, które mogliśmy wykorzystać – talenty, położenie geograficzne, konkurencyjny w tamtym czasie poziom wynagrodzeń i sprzyjającą koniunkturę gospodarczą, bo wiele zagranicznych firm inwestujących w Polsce skorzystało z różnego rodzaju ulg. Od kilku lat obserwujemy jednak trend, z którym musimy się zmierzyć. Świat stał się nieprzewidywalny. Doświadczyliśmy pandemii, a za naszą wschodnią granicą toczy się wojna. Następuje rozwój sztucznej inteligencji, który sprawia, że trzeba się przebranżawiać, pracować nad zapewnieniem talentów i rozwojem kompetencji przyszłości. Kolejna kwestia to coraz większa konkurencja, w związku z którą konieczne jest podnoszenie kwalifikacji. I tu pojawia się pojęcie KIBS – Knowledge Intensive Business Services, czyli zaawansowanych wiedzochłonnych procesów, które wymagają zupełnie innego rodzaju specjalistów. Inne zagadnienie to rozwój przywództwa, bo chcemy, żeby coraz większą rolę w sektorze odgrywali liderzy i innowatorzy kreujący trendy, a do tego potrzebne są określone kompetencje i doświadczenia. Wspomniane 4,5 proc. udziału w PKB to bardzo dużo i, obserwując ewolucję sektora przez ostatnie kilkanaście lat, jesteśmy w ABSL przekonani, że przed nami dalszy wzrost. Środowisko i wymagania się jednak zmieniają i trzeba się do nich dostosować.

Reklama

Rewolucja w dziedzinie sztucznej inteligencji pomaga czy szkodzi sektorowi? Istnieją obawy, że AI pozbawi pracy część specjalistów.

Przede wszystkim zmienia sektor i to jest trend, do którego jesteśmy dobrze przygotowani. Jeśli chcielibyśmy się zatrzymać w miejscu i nadal kreować branżę taką, jaka jest dzisiaj, a więc definiowaną przez liczbę nowych miejsc pracy, które tworzymy w tradycyjnie rozumianym obszarze outsourcingowo-procesowym, to sztuczna inteligencja oczywiście przeszkadza, jeśli mówimy o liczbie zatrudnionych, bo w prosty sposób przejmuje rutynowe i powtarzalne operacje. Natomiast pomaga, bo niejako wymusiła transformację i przechodzenie do procesów wyższego rzędu. Zamiast mówić o zmianie, musieliśmy się do niej przygotować i po prostu zacząć ją wdrażać. I wiele firm robi to już od kilku lat i one nie widzą zagrożeń związanych ze sztuczną inteligencją. Wręcz przeciwnie – chcą ją wykorzystywać do podnoszenia kwalifikacji pracowników i zajmowania się bardziej zaawansowanymi procesami.

Jaką część sektora stanowią te firmy?

Ostatnia edycja raportu ABSL mówi, że 57 proc. wszystkich procesów obejmowanych przez sektor to procesy wysoko wiedzochłonne. Myślę jednak, że definicja tego typu usług trochę odstaje od tego, w jaki sposób chcielibyśmy widzieć poziom zaawansowania procesów. Myślę, że te firmy, które wykorzystują skomplikowane algorytmy i rzeczywiście zaprzęgają do pracy sztuczną inteligencję, mogą stanowić 40–50 proc. sektora. Jest to odsetek, który daje ogromną nadzieję i pokazuje, że firmy nie przespały momentu upowszechnienia AI, tylko bardzo aktywnie i odważnie wdrażają te technologie.

Ile może potrwać wspomniana przez pana transformacja sektora?

Ona nigdy się nie skończy. Nigdy nie będzie tak, że powiemy sobie, że opanowaliśmy sztuczną inteligencję i teraz nie ma już zagrożenia, że zostaniemy w tyle. Jesteśmy w cyklu, który wymusza na nas ciągłą zmianę i redefinicję samych siebie. Te role, które 10 lat temu były kluczowe, podstawowe z punktu widzenia sektora, dzisiaj są zautomatyzowane. Za dwa–trzy lata procesy, o których dzisiaj myślimy jako o podstawowych, będą już zupełnie inne i będziemy obserwować kolejne etapy rozwoju.

Co jest potrzebne, żeby sektor nowoczesnych usług biznesowych w Polsce był atrakcyjny dla zagranicznych inwestorów?

To suma wielu składowych i na tym polu nikt samodzielnie nie będzie w stanie odnieść sukcesu. Na koniec dnia to biznes wie najlepiej, co jest potrzebne i w jakim kierunku powinny ewoluować procesy i praca. Ale to nie wystarczy. Potrzebna jest praca nad ekosystemem w trójkącie biznes-uczelnie-administracja. A nasz obecny ekosystem nie zapewni nam takiego poziomu wzrostu sektora i kompetencyjności, jakim cieszyliśmy się przez ostatnie 10–15 lat.

W przypadku uczelni kluczowy jest proces kształcenia przyszłych pracowników sektora, którzy będą przygotowani do pracy w nieco innym albo w zupełnie innym środowisku niż osoby wchodzące na rynek pracy 20 lat temu. Potrzebujemy m.in. inżynierów przygotowanych do podejmowania nowych wyzwań technologicznych, przed jakimi staje sektor, którzy będą jednocześnie wyposażeni w kompetencje miękkie. Znajomość języków obcych czy umiejętność poruszania się w międzynarodowym środowisku to już nie jest żadna przewaga konkurencyjna. Zaplecze kadrowe musi się dostosować do nowych uwarunkowań, co wiąże się z budowaniem świadomości cyfrowej i kształceniem kompetencji w zakresie zaawansowanych technologii algorytmicznych i ich wykorzystywania w codziennej pracy. Drugi obszar to wspomniane umiejętności miękkie, począwszy od komunikacji, przez umiejętność pracy w grupie czy w bardzo zdywersyfikowanym, międzynarodowym środowisku, a na wszelkich umiejętnościach liderskich skończywszy. Bez tych ostatnich nie będziemy w stanie ściągać do Polski zagranicznych firm, bo nie będziemy mieli liderów potrafiących przewodzić transformacji, o której rozmawiamy.

A czego sektor oczekuje od państwa?

Przede wszystkim stabilności i pewności, że nie dojdzie do zmian legislacyjnych, które mogłyby zaniepokoić inwestorów. Czynniki takie jak nieprzewidywalność prawna, zaskakiwanie czy niewywiązanie się z zapowiedzi mogą spowodować, że firmy zainteresowane uruchomieniem lub rozwojem działalności w Polsce zaczną się zastanawiać, czy to na pewno właściwy kierunek. Konkurencja jest ogromna, a w biznesie nikt nie lubi niespodzianek – ani dobrych, ani złych. Trzeba też patrzeć na cały ekosystem legislacyjny, np. w zakresie pozyskiwania pozwoleń na pracę dla obcokrajowców. To jest nasza pięta achillesowa, bo z jednej strony stoimy przed wyzwaniami demograficznymi i w związku z tym talentów też jest coraz mniej, a z drugiej strony mamy długie procedury udzielania pozwoleń na pracę obcokrajowcom, którzy chcą tu przyjeżdżać i których bardzo potrzebujemy. W tym zakresie oczekujemy współpracy i zmian.

A czy istnieje coś takiego jak dyplomacja gospodarcza? Co sprawia, że niektóre firmy decydują się ulokować duże inwestycje z obszaru rozwoju nowych technologii np. w Niemczech, a nie w Polsce, która nadal jest tańsza?

Dyplomacja gospodarcza to bardzo szerokie pojęcie, które nie sprowadza się do uwarunkowań konkretnej ekipy rządzącej czy do kwestii legislacji. Dotyczy też tworzenia szeroko pojętego procesu, który będzie promował rozwiązania analityczne i narzędzia business intelligence i który będzie uwzględniał trendy ESG. Władza, na poziomie zarówno centralnym, jak i regionalnym czy wręcz lokalnym, powinna iść z duchem czasu i wspierać firmy – wychodzić im naprzeciw z propozycjami długofalowych ulg podatkowych. Nie jest tak, że firmy, które lokują w Polsce swoje centra usług biznesowych, chcą tylko oszczędzać pieniądze i wyprowadzać od nas kapitał. To są firmy, które na dłuższą metę chcą inwestować.

Inna kwestia, która ma znaczenie przy podejmowaniu decyzji o miejscu inwestycji, to innowacje, a tu wciąż mamy jeszcze wiele do poprawy, także ze względu na legislację czy zachęty dla inwestorów. Wreszcie w grę wchodzi to, że firmy trzymają najcenniejsze miejsca pracy przy sobie, a więc w kraju siedziby, a nam chodzi o coś dokładnie odwrotnego: zależy nam na tym, żeby stanowiska decyzyjne, liderskie, związane z nowymi kompetencjami były lokowane właśnie tutaj. To jest walutą w nowej grze. Nie wystarczą już czysta matematyka i statystyki związane z przyrostem liczby nowo utworzonych centrów i nowych miejsc pracy w danym roku. Zmiany wymaga podejście do sposobu mierzenia rozwoju sektora – nie tylko w przeliczeniu na produkt krajowy brutto, lecz także z uwzględnieniem efektywności, wydajności i poziomu innowacji. To są te elementy, nad którymi musimy pracować z rządem i z uczelniami, żeby być konkurencyjni wobec krajów, które bacznie nas obserwowały w ostatnich latach i wyciągnęły rozsądne wnioski.

Za nami szeroko komentowane przez opinię publiczną zwolnienia grupowe w krakowskim biurze firmy Aptiv. Media donoszą o planach redukcji zatrudnienia w kolejnych centrach usług wspólnych. W Krakowie, który jest jednym z kluczowych punktów na mapie centrów usług biznesowych w Polsce, firmy zgłosiły do urzędu pracy zamiar zwolnienia ponad 400 pracowników w styczniu i ponad 500 pracowników w lutym, o czym pisała „Gazeta Wyborcza”. Zwolnienia w sektorze to już niepokojący trend czy chwilowa zadyszka?

Na pewno jest to trend. Czy niepokojący? Powiedziałbym raczej, że przewidywalny. Czy jest to chwilowa zadyszka? Nie, nie rozpatrywałbym tego w kategoriach chwilowej zadyszki, dlatego że mówimy tutaj o transformacji całego sektora. Ta zmiana zmierzała do nas już od kilku lat i w tym momencie nieco przyspieszyła. Dla nas jest to element naturalnego cyklu transformacji, który się wydarza i będzie się wydarzał dalej. Nie dotyczy on tylko Polski, lecz całego regionu. Przekształcanie miejsc pracy, optymalizacja kosztów, zwiększanie efektywności są udziałem sektora również za granicą. Rozmawialiśmy o sztucznej inteligencji – ten trend będzie postępować. Miejsca pracy, które do tej pory były w miarę pewne, te – powiedziałbym – najmniej oparte na wiedzy – głównie one będą automatyzowane.

Drugi wątek wiąże się z kwestią oszczędności i nieprzewidywalności. Na pewno obecnie istnieją podwyższony poziom ryzyka oraz zmniejszony apetyt na inwestycje, szczególnie takie, które mogłyby nie przynieść szybkiego zwrotu, a w obecnej rzeczywistości firmy myślą raczej o szybkim zwrocie z inwestycji – nie chcą długo czekać, bo nie wiadomo, co się wydarzy za kilka lat. Dlatego trzeba wykazywać atrakcyjność tu i teraz oraz zdolność do adaptacji w nowym rozdaniu.

Bardzo dokładnie analizujemy te trendy. Proszę też pamiętać, że te liczby, o których tutaj mówiliśmy – ok. 1000 osób w skali kraju – to niecałe pół procenta zatrudnienia w naszym sektorze, a cały przez czas otwieramy nowe centra i tworzymy nowe miejsca pracy.

Jaką rolę ma do odegrania przez ABSL w przypadku zwolnień grupowych?

Jesteśmy we wszystkich większych miastach w Polsce, na bieżąco monitorujemy informacje dotyczące zmian w liczbie zatrudnionych i staramy się pomagać, zapewniać miejsca pracy, promować pracowników i pomagać w znalezieniu zatrudnienia, głównie w regionie i w branży, a jeśli to się nie uda, to w sektorze na poziomie całego kraju. Jako ABSL jak najbardziej mamy więc w tym zakresie swoją rolę i staramy się ją wypełniać z należytą starannością.

Rozmawiała Dominika Pietrzyk