Chociaż wynalazek dotyczy energetyki, dobrym punktem wyjścia do jego opisu będą auta wyposażone w silnik Diesla. Użytkownicy tych samochodów wiedzą, że największą słabością tych napędów jest emisja szkodliwych gazów (pokazała to afera VW z 2015 r.). W codziennej eksploatacji oznacza to zaprzyjaźnienie się m.in. z płynem AdBlue, który jest potrzebny do tego, aby silnik nie emitował do atmosfery tlenków azotu.
Tak się składa, że w energetyce opalanej węglem tlenki azotu także stanowią poważny problem. Bardzo podobny jak w przypadku silników Diesla jest też sposób walki z nimi. Ameryki nikt w tym przypadku już od dawna nie odkrył, ale to nie znaczy, że na wytrwałych nie czekają nieznane lądy. – My pokazujemy, że w tym procesie kryją się jeszcze oszczędności. I że tradycyjna energetyka może być czystsza za mniejsze pieniądze – tłumaczy dr Maciej Kapkowski z Uniwersytetu Śląskiego.

Trener personalny

Tlenki azotu nie przyczyniają się do efektu cieplarnianego (a przynajmniej nie bezpośrednio), ale mają wpływ na jakość powietrza – stanowią m.in. jeden ze składników smogu. Stąd ich emisje do atmosfery od wielu lat ograniczają coraz ostrzejsze normy.
Reklama