"Niemieckie związki przemysłowe są słusznie zaniepokojone brakiem konkurencyjności i deindustrializacją swojego kraju. Potwierdzają to twarde dane. Jednak szczerze mówiąc, niemiecki przemysł i biznes nic nie zrobiły, żeby temu zapobiec. Kilka lat temu niemiecka elita gospodarcza całkowicie zrezygnowała z walki o realistyczną politykę klimatyczno-energetyczną po tym, gdy przegrała walkę polityczną z +zielonymi+ populistami" - komentuje O'Donnell.

Zieloni i gospodarczy hamulec

"Warto też zauważyć, że przemysł i biznes był od lat zdradzany przez dwie najważniejsze partie (chadecką CDU/CSU i socjaldemokratyczną SPD), które godziły się na kolejne kompromisy z fundamentalistami, domagającymi się przejścia na 100 proc. energii ze źródeł odnawialnych i rezygnację z atomu. Widząc co się dzieje, wszystkie duże niemieckie firmy i wiele firm średnich stwierdziło, że bardziej się opłaca wziąć wszelkie +proekologiczne+ dotacje rozdawane przez państwo i trzymać gębę na kłódkę, żeby przypadkiem nie stać się celem ataku +zielonych+ populistów" - dodaje.

Niepotrzebne uzależnienie od Rosji

Reklama

"Było to spektakularne samobójstwo. Tak samo, jak myślenie magiczne Zielonych o potencjale energii odnawialnej oraz o gazie, jako przejściowym źródle energii, dostarczanym przez +wiarygodnego partnera+ - Rosję. Państwa członkowskie na wschodzie UE - zwłaszcza Polska - i USA ostrzegały, czym to się może skończyć. Dziś sytuacja jest tak poważna, że nie ma już łatwego rozwiązania" - ubolewa ekspert, postulując przede wszystkim metodyczne, naukowe demaskowanie "zielonego" populizmu, jako technologicznej i ekonomicznej mrzonki.

Powrót energetyki atomowej

"Kluczowa jest reforma Energiewende (program niemieckiej transformacji energetycznej), tak, by obejmowała budowę kilkudziesięciu dużych elektrowni jądrowych generacji 3+ i małych elektrowni SMR oraz zamrożenie dalszych inwestycji w wiatraki i fotowoltaikę. Nie ma innej drogi dla UE i dla Niemiec" - ocenia Thomas O'Donnell.

Zapaść gospodarcza

"Chyba, że biznes zechce uznać i pobłogosławić ideologię postwzrostu (degrowth), jak robią to nie tylko Zieloni, ale też wielu członków SPD i CDU i cieszyć się, że żyją w kraju zmierzającym do statusu drugiego świata. Brzmi ekstremalnie? Ale z tym właśnie mamy w Niemczech do czynienia" - przekonuje amerykański analityk.

AfD nie boi się krytykować

Wskazuje też, że RFN cierpi na rodzaj politycznej choroby Alzheimera, ponieważ wszystkie "mieszczańskie", establishmentowe partie boją się otwarcie podejmować kwestię fiaska polityki energetycznej.

"Jakie są polityczne skutki? Większość zwykłych ludzi, konsumentów ma dość wysokich rachunków za energię, arbitralnych nakazów oszczędzania oraz ekstremistów +klimatycznych+, którzy bezkarnie blokują ulice i atakują kierowców. Trudno im się dziwić, że zaczynają życzliwiej spoglądać na prawicowo-populistyczną AfD, która w sondażach wyprzedziła nie tylko Zielonych i liberałów, ale nawet rządzącą SPD i zajmuje drugie miejsce po CDU/CSU. To logiczny efekt kapitulacji partii głównego nurtu i biznesu przed niemożliwymi do realizacji programami +zielonych+ fundamentalistów. Prawica ma bardzo łatwe zadanie: codziennie w Bundestagu wyśmiewa i obnaża oczywistą porażkę polityki energetycznej, podczas gdy cała reszta boi się to robić" - konkluduje Thomas O'Donnell.

Z Brukseli Artur Ciechanowicz