Największą barierą dla rozwoju OZE w Polsce pozostaje tzw. ustawa odległościowa, która blokuje rozwój nowych farm wiatrowych. Dzieje się tak za sprawą stosowania zasady 10H, czyli możliwości stawiania wiatraków w odległości nie mniejszej niż 10-krotność wysokości elektrowni w maksymalnym wzniesieniu łopaty wirnika.

Oznacza to, że dla nowoczesnych elektrowni wiatrowych, o wysokości szczytowej 150-180 m, minimalna odległość od zabudowań mieszkalnych wynosi ok. 1500-1800 m. Przyjęta w projekcie nowelizacji ustawy kluczowa zmiana przewiduje, że bezwzględna minimalna odległość pomiędzy wiatrakiem a zabudowaniami będzie wynosić 500 m.

Projekt nowelizacji ustawy opublikowano w maju 2021 r., ale niedługo później - po wyjściu środowiska Jarosława Gowina z koalicji rządzącej - temat utknął w resorcie rozwoju.

Reklama

Sprawy ruszyły do przodu dopiero pod koniec ubiegłego roku, gdy ustabilizowało się kierownictwo ministerstwa. Jego szefem został Piotr Nowak, a prowadzenie nowelizacji przejął wiceminister Artur Soboń, który z odcinka górniczego w Ministerstwie Aktywów Państwowych przeniósł się pole samorządowe w resorcie rozwoju. Branża ma nadzieję, że prace nad zmianą przepisów uda się zakończyć nawet w pierwszym kwartale 2022 r.

Jednocześnie sektor energetyki odnawialnej ma dwa inne postulaty, których spełnienie pozwoliłoby przyspieszyć rozwój OZE. Pierwszym jest umożliwienie budowy linii bezpośrednich pomiędzy odbiorcami przemysłowymi a wytwórcami energii odnawialnej. Natomiast drugie rozwiązanie to cable pooling, czyli dopuszczenie współdzielenia infrastruktury energetycznej pomiędzy rożne źródła wytwarzania, np. uzupełnienie farmy wiatrowej o dodatkową fotowoltaikę, co pozwoliłoby wykorzystać istniejące moce przyłączeniowe do budowy nowych mocy.

Kto mocno opowiada za pierwszym rozwiązaniem? Czy polski przemysł energochłonny zachowa swoją konkurencyjność? Dlaczego URE blokuje inicjatywy? Jakie są perspektywy cable poolingu? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl