Oto nowa zagwozdka, która może przeszkodzić światu w ostatecznym rozwiązaniu problemu zmian klimatycznych: wyobraźmy sobie, że w ciągu najbliższej dekady znikąd pojawia się zupełnie nowa gospodarka wielkości Rosji. Ta nowa gospodarka, posiadająca czwarty co do wielkości sektor energetyczny na świecie i największy ciężar emisji z elektrowni po Chinach, Stanach Zjednoczonych i Indiach, sama w sobie wystarczyłaby, aby zniweczyć wysiłki na rzecz powstrzymania globalnego ocieplenia – zwłaszcza, jeśli nadal będzie się rozwijać w latach 2030. Takie właśnie jest ryzyko związane z pozornie nienasyconym apetytem Chin na energię z sieci pisze David Fickling w serwisie Bloomberg.

Biorąc pod uwagę imponujące tempo rozwoju OZE w ubiegłym roku, można by pomyśleć, że Chiny zwalczyły swoje uzależnienie od węgla. Podłączono rekordową moc 55 gigawatów energii słonecznej i 48 gigawatów energii wiatrowej – co można porównać do zainstalowania mocy wytwórczej Meksyku w mniej niż 12 miesięcy. W tym roku tempo to będzie jeszcze szybsze – według raportu China Electricity Council (CEC), stowarzyszenia branżowego, zostanie dodanych 93 GW energii słonecznej i 50 GW energii wiatrowej.

Te postępy mogą teoretycznie sprawić, że emisje sektora energetycznego kraju osiągną szczyt w ciągu kilku miesięcy – a nie, jak sugerował rząd, pod koniec lat 20-tych. W połączeniu z mniejszą ilością energii wodnej i jądrowej, dodatkowe panele słoneczne i turbiny wiatrowe w 2022 r. prawdopodobnie dodadzą około 310 terawatogodzin do produkcji zeroemisyjnej w tym roku. Ten wzrost o 3,8 proc. wystarczyłby do zasilenia całej Wielkiej Brytanii.

Kraje, które osiągnęły ten sam poziom zużycia energii elektrycznej na mieszkańca (już teraz dorównujący większości krajów Europy), zazwyczaj odnotowują połowę tego wzrostu. Dostawy energii z sieci mogłyby rosnąć w szybszym tempie niż Brazylia, Iran, Korea Południowa czy Tajlandia w ciągu ostatniej dekady – nie dodając przy tym ani tony dwutlenku węgla do atmosfery.

Reklama

Wielki powrót do węgla?

Jest jednak pewien problem. Jeśli zapotrzebowanie na energię elektryczną będzie rosło w jeszcze szybszym tempie, po prostu nie będzie wystarczająco dużo odnawialnych źródeł energii, aby zasilić sieć. Paliwa kopalne, w przeważającej mierze węgiel, wypełnią tę lukę.

Taki rezultat wydaje się bardzo prawdopodobny. Zużycie energii elektrycznej w 2021 r. wzrosło w nadzwyczajnym tempie 10 proc., a w tym roku wzrośnie ponownie o 5-6 proc., według CEC. Sugeruje to, że kraj jest na dobrej drodze, by sprostać prognozom dotyczącym wzrostu zapotrzebowania na energię elektryczną w nadchodzącym dziesięcioleciu, z produkcją na poziomie 11 300 terawatogodzin w 2030 roku. Analitycy zewnętrzni, tacy jak Międzynarodowa Agencja Energii (International Energy Agency – IEA) i BloombergNEF, przewidują skromniejszy wzrost: do około 10 tys. TWh.

Różnica między tymi dwiema prognozami jest ogromna – równa całej energii elektrycznej produkowanej przez Rosję lub Japonię. Jeśli CEC ma rację, a IEA i BloombergNEF się mylą, to nawet tak szybkie tempo instalacji odnawialnych źródeł energii, jakie obserwujemy obecnie, nie wystarczy, aby ograniczyć emisje z chińskiego sektora energetycznego.

Możliwe blackouty i obciążenia sieci

Kto ma rację? Z jednej strony można powiedzieć, że planiści energetyczni zazwyczaj skłaniają się ku przeszacowaniu. Jeśli prognoza zapotrzebowania na energię elektryczną jest zbyt wysoka, państwowe elektrownie będą mniej rentowne niż byłyby w innym przypadku. Ale jeśli jest zbyt niska, dojdzie do przerw w dostawach prądu i wyłączeń, których Chiny były świadkiem jesienią ubiegłego roku, co jest o wiele bardziej wstrząsające.

Z drugiej strony, dekarbonizacja chińskiej gospodarki sama w sobie powinna spowodować wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną znacznie powyżej tego, co obserwowaliśmy w przeszłości. W 2021 roku sprzedano około 3,3 miliona pojazdów elektrycznych, a BloombergNEF szacuje, że w 2022 roku zakupionych zostanie kolejnych 5,7 miliona. Każdy milion EV prawdopodobnie doda do sieci około 2 TWh obciążenia. Sumy te szybko rosną w kraju, w którym elektryczne układy napędowe przejmują rynek, na którym pojawia się ponad 25 milionów nowych samochodów rocznie.

Dekarbonizacja przemysłu – kluczowy element na drodze Chin do zerowej emisji – również może zmienić obraz sytuacji. IEA przewiduje, że do 2030 r. kraj ten zbuduje 25 GW elektrowni produkujących wodór, co wystarczy do samodzielnego zużycia około 200 TWh, jeśli będą one pracować w pełnym wymiarze godzin.

Mało wydajne, marnotrawne Chiny

To jednak wciąż za mało, by uzasadnić skalę prognozowanego popytu. Chiny już teraz są jednym z najmniej wydajnych krajów na świecie, jeśli chodzi o przekładanie energii na wzrost gospodarczy. Pomimo oficjalnych nacisków na najbardziej marnotrawne gałęzie przemysłu (takie jak stal, rafinacja ropy naftowej, szkło i cement) ich cele w zakresie bardziej oszczędnego wykorzystania energii pozostają nieosiągalne.

Kraje, które najszybciej zredukowały emisję dwutlenku węgla (Niemcy, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone) to te, w których zapotrzebowanie na energię elektryczną utrzymuje się na stałym poziomie lub nawet spada, dając nowym źródłom energii szansę na zastąpienie generatorów opalanych paliwami kopalnymi bez ciągłego obciążania sieci. Niezdolność Chin do zrobienia tego w momencie, gdy populacja wzrasta, a zużycie energii osiąga poziom krajów rozwiniętych, nie jest oznaką siły.

Wydaje się, że Chiny nie są w stanie dokonać transformacji od zanieczyszczającego przemysłu ciężkiego w kierunku wspólnego dobrobytu i ekologicznej cywilizacji, które obiecuje prezydent Xi Jinping. Dopóki Chiny nie opanują tego napędzanego kredytami modelu rozwoju, ryzyko dla ich gospodarki i globalnego klimatu będzie tylko rosło.