W dokumencie, którego treść była negocjowana przez ponad pół roku, Polacy zobowiązali się do zapłaty odszkodowania (45 mln euro) oraz działań na rzecz ochrony środowiska w związku z oddziaływaniem kopalni węgla w Turowie. Tymczasem były szef czeskiego rządu Andrej Babiš i eksminister środowiska Richard Brabec krytykują warunki umowy i chcą, by przyjrzał się jej czeski parlament. Jeżeli punkt dotyczący porozumienia między Republiką Czeską a Polską w sprawie Turowa nie zostanie wpisany do agendy, posłowie partii ANO (do której należą obaj politycy) będą zbierać podpisy w celu zwołania nadzwyczajnego posiedzenia w tej sprawie.
Zarówno Brabec, jak i Babiš prowadzili pierwszą turę negocjacji, które zakończyły się niczym jesienią zeszłego roku tuż przed wyborami w Czechach. Teraz krytykują obecny rząd przede wszystkim za to, że zgodził się na pięcioletni termin ważności umowy. I uważają, że również inne warunki są niekorzystne dla Czech.
Według hetmana kraju libereckiego, którego mają dotyczyć działania naprawcze, Martina Půty, przedstawiciele poprzedniego rządu mieli okazję wynegocjować lepsze warunki jesienią ub.r., ale specjalnie nie doprowadzili do porozumienia, bo bali się zawrzeć ugodę na krótko przed wyborami parlamentarnymi.
Půta już wcześniej mówił (i w DGP, i w czeskich mediach), że wówczas możliwe było wynegocjowanie siedmioletniego nadzoru sądowego i wyższego odszkodowania. Zarówno Babiš, jak i Brabec odpierali zarzuty, twierdząc, że to zwykłe kłamstwo, ich zdaniem to Polska czekała na „nowy słaby rząd”.
Reklama
Sprawa wywołuje nadal duże emocje również wśród organizacji pozarządowych. W niedzielę w centrum Pragi protestowało kilkaset osób. „Pieniędzy nie da się pić” – to jedno z ich haseł, nawiązujące do ryzyka zanieczyszczenia wód. Organizacje chcą też pozwać rząd za brak ochrony swoich obywateli.