Podczas panelu „Biotechnologia w Polsce – kosztochłonna mrzonka czy realna szansa” wszyscy uczestnicy byli zgodni, że do skutecznego rozwoju tej dziedziny nauki potrzebne są: wykwalifikowana kadra, pieniądze, uregulowanie kwestii własności intelektualnej oraz dobra infrastruktura. I choć to wszystko w Polsce już w pewnym zakresie istnieje, to nie ma odpowiedniej koordynacji i rozmachu w działaniach. W efekcie polska innowacyjność – jak podkreślał Tadeusz Pietrucha z Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP – obecnie jest nadal dziesiątki lat za najlepiej rozwiniętymi państwami. Dlatego według Josepha BenAmrama, prezesa MSD na Europę, Rosję, Bliski Wschód i Afrykę, trzeba bardzo aktywnych działań. Jego firma uruchomiła w 2010 roku w Warszawie centrum zarządzania danymi. Tu z całego świata trafiają rezultaty badań klinicznych. Centrum zajmuje się także m.in., monitorowaniem zdarzeń niepożądanych. To jedna z czterech takich placówek MSD na świecie, pozostałe są w Chinach, Argentynie i Kolumbii. Ponieważ – jak tłumaczył Joseph BenAmram – jedną z kluczowych kwestii w biznesie biotechnologicznym jest kapitał ludzki, firma postanowiła, że będzie przyjmować do pracy również osoby bez doświadczenia zawodowego, które są szkolone przez wewnętrznych trenerów. Własny system szkolenia kadr mają Zakłady Farmaceutyczne Polpharma.

Zdaniem Pietruchy, firmy edukują personel we własnym zakresie, ponieważ nauka w Polsce nie działa, tak jak powinna. – Nie wierzę w Polską naukę – mówił prowokacyjnie Tadeusz Pietrucha, który jest też pracownikiem Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. I dodawał, że dopóki nie będzie reformy nauki, która zapewni jej większą mobilność, umiędzynarodowienie i pozytywny dobór naukowców, to nie ma szans na rozwój biotechnologii w placówkach naukowych. – Ale za to wierzę w polskich naukowców. Nie jesteśmy gorsi, jeżeli chodzi o kreatywność i zdolność od amerykańskich. Dowodzi tego fakt, że w amerykańskich teamach badawczych często na wysokich stanowiskach są właśnie Polacy – dodał.

Nieodpowiedni sposób finansowania to według panelistów kolejna przyczyna słabości tej dziedziny badań w naszym kraju. – Środki na rynku są, ale nie zawsze dostosowane do rytmu pracy firm z branży. Te potrzebują czasu, by rozwinąć działalność. Ich badania często trwają dłużej niż w innych specjalnościach, tymczasem okres finansowania często jest krótszy – mówiła Zofia Szewczuk, starszy menedżer inwestycyjny w Polskim Funduszu Rozwoju (PFR). Jej zdaniem pieniądze są głównie na pierwszy etap badań: dla start-upów i naukowców. Problem z finansowaniem jest na ogół na późniejszym etapie.

Dlatego PFR powołał specjalną spółkę celową Life Science. Dysponuje ona 300 mln zł, które chce zainwestować w firmy biotechnologiczne. Na razie wydała 80 mln na polskie firmy Selvita oraz Mabion.

Kolejna pułapka, w którą wpadają tego rodzaju firmy, szczególnie małe, to parcie na osiągnięcie szybkiego sukcesu. – Wchodzą na giełdę, co nie zawsze jest optymalnym rozwiązaniem. Muszą raportować wyniki, wszyscy ich obserwują i liczą na dalsze sukcesy, a te nie zawsze nadchodzą, bo taka jest natura firmy biotechnologicznej, że przeprowadza się próby i zdarzają się porażki – tłumaczyła Zofia Szewczuk.

Dlatego Life Science chce wspierać spółki w dłuższym okresie, nawet do 15 lat. Jak podkreślała przedstawicielka PFR, działalność inwestycyjna funduszu jest odpowiedzią na cel, który został postawiony w rządowej Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju, gdzie jest mowa o rozwoju spółek biotechnologicznych. Mają temu służyć m.in. programy sektorowe, w których chodzi m.in. o łączenie sektora publicznego z prywatnym i koordynację działań.

Avi Matan, przedstawiciel Infarmy podkreślał, że oprócz pieniędzy najważniejsze jest sprzyjające środowisko, które pozwala na rozwój technologiczny. – Bez innowacji nie da się realnie myśleć o wzroście ekonomicznym i dlatego państwo musi je wspierać. Jednak trzeba pamiętać, że tu nie można się spodziewać szybkich wyników. To bieg długodystansowy – podkreślił Matan. Polska – w jego ocenie – ma kapitał ludzki, ma też know-how. Ale tego wszystkiego nie da się wykorzystać bez stworzenia sprzyjających warunków rozwoju. Co to znaczy? Jego zdaniem chodzi o dwa elementy: z jednej strony umiejętność zarządzania ryzykiem. Tutaj istotna jest współpraca sektora prywatnego i publicznego. Kolejnym elementem jest dbanie o własność intelektualną. Przykładem jego zdaniem są Chiny, które jakiś czas temu zdały sobie sprawę, że jak chcą zaistnieć, muszą postawić na krajową innowacyjność. I to im się udało. Jego zdaniem, Polska powinien korzystać z tych doświadczeń.

Joseph BenAmram wskazał jeszcze inne bardzo istotne elementy: partnerstwo rządu z instytucjami badawczymi i prywatnymi firmami, a także otwartość na innowacje. Jego zdaniem w Polsce refundacja innowacyjnych leków przebiega ciągle zbyt wolno. – Tymczasem szybki dostęp lekarzy i pacjentów do takich terapii stanowi motywację do inwestowania w danym kraju – przekonywał Joseph BenAmram. Musi być popyt na dane rozwiązania, żeby stworzyć zachętę do ich tworzenia. Jego zdaniem są już pozytywne sygnały: podniesienie nakładów na zdrowie czy też publiczne deklaracje, że biotechnologia jest istotnym elementem rozwoju gospodarczego. Nadal brakuje wizji rozwoju.

Eksperci przekonywali o znaczeniu biotechnologii dla zdrowia Polaków. Wydłuża ona życie, może zapewnić lepszy komfort życia. – Przełomem w medycynie było sekwencjonowanie ludzkiego DNA. Wtedy to kosztowało 500 mln dol., teraz można sekwencjonować cały genom za kwotę około 4 tys. To zaś powoduje radykalną zmianę w działaniu medycyny: można personalizować terapie, tworzyć cząsteczki pod zamówienie – tłumaczył Tadeusz Pietrucha. Jeżeli zabiorą się do tego polskie firmy, ceny nowych produktów będą niższe, a więc i realnie dostępne dla polskich pacjentów – mówi Pietrucha.

Eksperci podkreślali, że Polska nie powinna przegapić swoich możliwości. Zostały podjęte kroki w dobrym kierunku, ale na tym nie można się zatrzymać. Biotechnologia to szansa, ale nie można się zatrzymać na deklaracjach. Muszą iść za tym konkrety.