Francuzi sięgnęli po dekret

Może nawet dziś, a jeśli nie - to jutro francuski rząd ma opublikować dekret, w którym zostaną zakazane wypłaty premii i oraz opcji na akcje menedżerom firm, które korzystają z państwowej pomocy. Dekret to nie przypadek: Francja miała swoją własną wersję „afery AIG” z wypłatami dużych premii. Opcje na akcje dla menedżerów i pracowników banku Societe Generale (w Polsce właściciela Eurobanku) wywołały polityczną burzę, po której czterech wynagrodzonych opcjami menedżerów zrezygnowało z tych bonusów.

Ale bonusy wypłacano też w innych dużych firmach – u producenta części samochodowych Valeo, GDF Suez, w spółce maklerskiej banku Credit Agricole (w Polsce właściciela Lukas Banku).

Francuski rząd naciska też na odchodzącego szefa producenta części samochodowych – Valeo – Thierry’ego Morin, by zrezygnował z otrzymywanego na odchodne z firmy prezentu – 3,2 mln euro i go zwrócił.

Reklama

Z kolei pracownicy GDF Suez zablokowali pracę w terminalu przeładunkowym płynnego gazu na południu Francji w proteście dla przekazania 1,13 mln opcji na akcje firmy dla dwóch menedżerów. Mi Mo, że GDF Suez nie korzysta z pomocy państwa, rzecznik Pałacu Elizejskiego mówi o odpowiednim zachowaniu w obecnej sytuacji.

Francuski podatnik nie zapłaci za premie

Prezydent Nicolas Sarkozy powiedział w miniony czwartek wprost: „nie powinno być już żadnych złotych spadochronów, bonusów, żadnych bezpłatnych akcji czy opcji na akcje w firmach, które korzystają z pomocy rządu”.

Dekret rozwiąże zresztą problem, który mógłby się ewentualnie pojawić, gdyby przepisy w sprawie premii miały dotyczyć wszystkich firm, bo wówczas powinny pojawić się w ustawie. Gdyby nie dało się sporządzić dekretu, to może pojawić się specjalny podatek od opcji na akcje – informowały francuskie Les Echos.

Firmy niepubliczne też wykazują „wrażliwość”

Pozostanie jednak problem z firmami, które nie korzystają z pomocy publicznej, ale wysyłają pracowników na „częściowe” bezrobocie bądź w dużym stopniu zatrudniają pracowników tymczasowych. Również w tych przypadkach prezydent Sarkozy chciałby zakazać wypłaty premii, ale może mieć problem z organizacjami pracodawców.

Laurence Parisot, szef Medef (Mouvement des Entreprises de France) mówi co prawda, że firmy nie będą sprzeciwiać się prawu ograniczającemu nadmierne wypłaty, ale podkreśla też, że opinia publiczna jest znacznie skuteczniejsza niż prawo w ograniczaniu nadmiernych wynagrodzeń. Parisot zaapelowała zresztą do przedsiębiorców, by „pokazali wrażliwość” na wspólny interes.

Co prawda francuskie banki od jesieni zobowiązały się do zmiany wynagrodzenia traderów, by nie popychać ich do ryzykownych operacji, nie ma też już miejsca na wykupy akcji. Menedżerowie zrezygnowali z premii, które w 2009 r. miały być dodane do wynagrodzeń za wyniki 2008 r. – przypominają francuskie Les Echos. Jest też kodeks Afep-Medef, dwóch organizacji pracodawców i menedżerów. Ale w drodze do etycznych wynagrodzeń zapomniano o niektórych możliwościach wypłaty bonusów, takich jak opcje na akcje czy akcje bezpłatne, a właśnie sprawa opcji na akcje doprowadziła do afery banku Societe Generale.

Z ziemi francuskiej do amerykańskiej

Societe Generale to zresztą dobry łącznik między aferami europejskimi i amerykańskimi. Chwilę przed sprawą SocGen, w USA wybuchła sprawa premii dla pracowników AIG Financial Products, którzy ryzykownymi operacjami na rynku kapitałowym prawie doprowadzili grupę AIG do upadku. Przed plajtą uratowało ją przejęcie prawie 80 proc. akcji przez rząd i plan ratunkowy wart już ponad 170 mld dolarów. Na jaw wyszedł też sposób wydatkowania tych publicznych pieniędzy. Bank Societe Generale, tak jak kilka innych banków amerykańskich i europejskich, otrzymał zwrot za wcześniejsze kupno instrumentów pochodnych, bazujących na toksycznych aktywach hipotecznych. Ze 105 mld dolarów zwrotów za kupno toksycznych papierów do SocGen trafiło 11,9 mld dolarów. To oznacza, że francuski bank był jednym z największych beneficjentów pomocy amerykańskiego podatnika.

Jednak tym, co naprawdę wzbudziło gniew opinii publicznej i politycznej w USA, były miliony dolarów premii dla pracowników AIG Financial Products. Część z nich to miały być premie zatrzymujące dobrych pracowników w spółce, jednak – jak pokazało dochodzenie prokuratora generalnego stanu Nowy Jork Andrew Cuomo, część z tych pracowników odeszła z firmy.

Szef AIG Edward Liddy, zatrudniony by przeprowadzić AIG przez finansową przepaść (Liddy sam pracuje za wynagrodzenie wynoszące 1 dolara) wikłał się w tłumaczeniach. Prezydent Barack Obama uznał bonusy za „oburzające”. Szef doradców ekonomicznych Białego Domu Lawrence Summers mówił, że „wiele fatalnych rzeczy wydarzyło się w ciągu minionych 18 miesięcy, jednak to co się stało w AIG jest najbardziej skandaliczne”. Politycy prześcigali się w wyrazach oburzenia, a pod siedzibą AIG pojawiły się demonstracje.

Jak nie przepisy stanowe, to podatek

Liddy przyznawał, że wypłata premii jest w złym guście i trudna do obrony, ale tłumaczył, że jest zobowiązany do ich przelania postanowieniami umów o pracę. W sumie w tym roku AIG miało wydać 1,2 mld dolarów na bonusy za 2008 i 2009 r. Zdążyło wypłacić 165 mln dolarów.

Po interwencji sekretarza skarbu Timothy Geithnera AIG najpierw ograniczyło wypłaty i powiązało bonusy z odzyskiwaniem dobrej kondycji finansowej przez AIG. Potem prokurator Cuomo zażądał listy nazwisk beneficjentów premii. Wyszukał też nowy argument dla postraszenia opornych: nowojorskie prawo zakazujące tak zwanego oszukańczego przekazywania funduszy. Chodzi o przypadki, gdy firma zobowiązuje się do wypłaty pieniędzy, których efektywnie nie posiada.

Nacisk w końcu pomógł: Cuomo mógł poinformować, że przeważająca większość menedżerów American International Group, którzy otrzymali najwyższe premie (z ponad 200 wynagrodzonych nimi pracowników), obiecała ich zwrot.

Być może przestraszyli się w końcu groźby obłożenia bonusów 90-proc. podatkiem, zawartym w rozwiązaniach przegłosowanych w Izbie Reprezentantów tydzień temu, choć niedługo po ich przyjęciu okazało się, że prezydent Obama nie chce – jak mówił – rządzić w gniewie, skoro premie zaczęto zwracać.

Ale i tak wszystkie tłumaczenia Liddy’ego i zwroty pieniędzy nie pomogły. W czwartek komisja usług finansowych Izby Reprezentantów zaaprobowała propozycje ograniczeń w wypłatach premii przez firmy otrzymujące pomoc publiczną. Koniec bonusów, które nie odwołują się do dobrych wyników, koniec też premii „nierozsądnych lub nadmiernych” do czasu spłacenia przez taką firmę pomocy publicznej. Projekt został przesłany do dalszych prac w Kongresie, choć republikańska opozycja chce szerszych wyjaśnień.

Jesienią ubiegłego roku w Belgii i we Francji oburzenie wywołała warta 3,7 mln euro odprawa szefa francusko-belgijskiego banku Dexia, który uniknął upadku tylko dzięki zastrzykowi gotówki (6,4 mld euro) od rządów w Paryżu i Brukseli.

Francuska minister finansów Christine Lagarde zmusiła bankowca do zrzeczenia się odprawy, uzależniając od tego pomoc dla upadającego banku. Wówczas jednak nikt nie spodziewał się, że kolejni menedżerowie będą do tego stopnia nieczuli na rosnące napięcie w komentarzach.

Oddajcie pieniądze, bo…

A powinni uważać. W minionym tygodniu edynburski dom byłego prezesa Royal Bank of Scotland, Freda Goodwina, został zaatakowany: w nocy wybito szyby na parterze i zniszczono samochód. Goodwin był prezesem RBS wówczas, gdy podjęto decyzję o przejęciu ABN Amro, która w końcu doprowadziła do katastrofy.

Brytyjski rząd rozważa podjęcie kroków prawnych przeciw Goodwinowi w sprawie 703 tys. funtów jego emerytury (rocznie), niespełna 50-letni były prezes nie chce zmniejszyć tych wypłat. Teraz RBS korzysta z rządowej pomocy - dostał 20 mld funtów od rządu, które miały uchronić bank przed upadkiem. Do odpowiedzialności za atak w e-mailu przesłanym do gazety "Edinburgh Evening News" przyznała się grupa "bank bosses are criminals" (szefowie banków to przestępcy). Uprzedzono, że atak na willę Goodwina to początek działań grupy.