"Mam poważne wątpliwości, czy zostały pogodzone interesy stron: południe Europy, te kraje, które mają kłopoty, były znacząco bardziej zainteresowane rozwiązaniami krótkookresowymi, które by uspokoiły sytuację na rynkach finansowych i pozwoliły im wrócić do finansowania się po takich cenach na rynku, które zapewniają opłacalność. Natomiast kraje północy - Niemcy, Finlandia, Dania - były zainteresowane położeniem akcentu na rozwiązania długookresowe, systemowe: dotyczące unii bankowej, a w konsekwencji unii fiskalnej. One były też zainteresowane uzyskaniem przyrzeczenia od krajów południa, że będą realizowały swoje zobowiązania zawarte w programach pomocowych.

Wydaje mi się, że wynik finalny jest mieszany, a żadna ze stron nie jest zadowolona w pełni: Niemcy trochę się ugięły, jeśli chodzi o możliwość wykorzystania środków z Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej dla zakupu obligacji krajów, których rentowności znacząco przekraczają poziom uznany za opłacalny. To jednak chyba za mało, żeby uspokoić sytuację na rynkach. Zdecydowanie brak jest klarowności i ta różnica akcentów, dotyczących rozwiązań krótko- i długookresowych dała tu bardzo mocno znać o sobie.

Mimo wszystkich zastrzeżeń do sposobu zarządzania tym kryzysem, uważam, że powoli, ale jednak zmiany następują. Kwestia unii bankowej jest - moim zdaniem - właściwie rozstrzygnięta. A od unii bankowej do unii fiskalnej jest znacznie bliżej, niż było na początku kryzysu dwa lata temu.

Mamy pewną skłonność, żeby całą sytuację postrzegać krótkookresowo z punktu widzenia rynków finansowych i dostrzegać ich niezadowolenie z radykalności przyjętych rozwiązań, ale trzeba też widzieć, że powoli, bo powoli, ale sytuacja w Europie zmienia się. Z całą pewnością po tym kryzysie instytucjonalne rozwiązania w Unii będą inaczej wyglądały".

Reklama