To może się wydawać zamierzchłą historią, ale jeszcze w 2008 r. kurs euro wynosił zaledwie 3,20 zł i był to poziom historyczny. Dziś za euro płacimy 4,60 zł, czyli o ponad jedną trzecią więcej. Słabość złotego, obok podwyższonej inflacji, jest jednym z głównych zarzutów stawianych Narodowemu Bankowi Polskiemu i Radzie Polityki Pieniężnej. Krytycy twierdzą m.in., że pod koniec ubiegłego roku NBP jeszcze celowo osłabił naszą walutę po to, by zanotować dodatni wynik finansowy. Osłabienie kursu złotego podwyższa relatywną wartość rezerw utrzymywanych przez NBP, dzięki czemu na papierze może on wykazać zysk. Przy pomocy kreatywnej księgowości bank centralny w czerwcu tego roku wpłacił do budżetu państwa prawie 9 mld zł. Gdyby nie zeszłoroczna interwencja, mógłby być nawet kilka miliardów złotych pod kreską.
W sytuacji 7-proc. inflacji i euro kosztującego 4,60 zł obrona polityki Narodowego Banku Polskiego musi wydawać się samobójcza. Tym bardziej że twitterowe konta biura prasowego NBP i samego NBP nie ułatwiają zadania i codziennie się kompromitują, uczestnicząc w przepychankach słownych niczym rasowe trolle. Wszystko to kwestionuje powagę instytucji. Wisienką na torcie była twitterowa sonda, w której biuro prasowe NBP zapytało internautów, „kto jest kierownikiem polowania”, tzn. rzekomej nagonki na NBP. Do wyboru były odpowiedzi: Donald, Colargol, Maja, Gargamel. Jak zauważyli użytkownicy Twittera, nawet bank centralny Rosji wykazuje się wyższym poziomem profesjonalizmu w mediach społecznościowych.
Polityka trwałego utrzymywania słabej waluty w polskich warunkach nie musi być jednak szaleństwem – choć polityka komunikacyjna NBP może na to wskazywać. Słaby złoty zarówno w czasie pandemii, jak i w latach poprzednich przynosił gospodarce wiele korzyści. Niewykluczone, że podobnie będzie w niedalekiej przyszłości. W tym szaleństwie może być metoda.

Korzyść, którą cenimy

Reklama
W maju 2016 r., a więc w czasie, gdy bankiem centralnym kierował Marek Belka, Deutsche Bank opublikował analizę, w której określił złotego jako „najtańszą światową walutę”. Według autorów badania, Alana Ruskina i George’a Saravelosa, złoty był niedowartościowany o 10 proc. i wyprzedził pod tym względem nawet jena, który od lat był celowo osłabiany przez japoński bank centralny. W tamtym czasie euro kosztowało 4,40 zł, a dolar 3,90 zł (obecnie 3,97 zł). Marek Belka jako szef NBP wielokrotnie zapewniał, że nie zamierza bronić kursu niedowartościowanego złotego, a jeśli czegoś się obawia, to jego deflacji lub aprecjacji względem euro.