Szwajcarska waluta w ostatnich miesiącach jakoś wypadła z głównego obiegu. Na parach frankowych było raczej nudno, ich zmiany były bardziej determinowane przez drugą walutę w parze. Jednocześnie przyzwyczailiśmy się też do nudnych posiedzeń Narodowego Banku Szwajcarii, jakie mają miejsce co kwartał. Sformułowania, że frank jest "nazbyt wysoko" wyceniany, a bank centralny jest gotów temu przeciwdziałać, brzmiały jak nieco zdarta płyta. Dodatkowo od czasu pamiętnej kapitulacji z 2015 r. jest jasne, że SNB tak naprawdę wiele nie może poza gadaniem, chociaż to nie oznacza, że banku centralnego nie ma na rynku wcale.

Osłabienie franka szwajcarskiego

I nagle od kilku dni osłabienie CHF nabrało tempa. I nie jest to domena relacji EURCHF, czy USDCHF, chociaż te zwyczajowo przyciągają największą uwagę. Patrząc na miesiąc do tyłu szwajcarska waluta jest najsłabszą w zestawieniach. Zaczynają się spełniać marzenia Thomasa Jordana? Czy SNB stoi za ostatnim ruchem? Tradycyjnie bank centralny milczy i nie jest skłonny do komentowania swoich posunięć. Niemniej nie zdziwiłbym się, gdyby decydenci nieco pomogli w "wysadzaniu" rynkowych stop-lossów, bo na ten czynnik może być ważny zwraca uwagę dość wyraźna dynamika ruchu.

Co zniechęciło inwestorów do franka?

Reklama

Spróbujmy się jednak zastanowić nad fundamentami. Czy pojawiło się coś, co tak bardzo zniechęciło inwestorów do franka? Kilkanaście dni temu mieliśmy fazę słabszego jena za sprawą ruchu na USDJPY, który determinowany był przez wzrosty rentowności amerykańskich obligacji, a także sygnały dotyczące możliwych zmian w strukturze skupu aktywów przez Bank Japonii na posiedzeniu w marcu. Być może skłoniło to część inwestorów do zastanowienia się nad atrakcyjnością klasycznych safe haven, do których należą właśnie JPY i CHF. Niewykluczone, że tak. Zmiany widoczne już na globalnych rynkach długu zapowiadają zbliżające się post-pandemiczne ożywienie w gospodarkach. Dodatkowo większą uwagę może w najbliższych miesiącach koncentrować na sobie strefa euro. A to z kilku powodów. Po pierwsze proces szczepień ostatnio kulał, więc najbliższe tygodnie mogą przynieść zmniejszanie tzw. spreadu szczepionkowego wobec innych krajów. Po drugie biorąc pod uwagę ostatnie dane nt. inflacji za styczeń w strefie euro jest mało prawdopodobne, aby w EBC znalazła się większość mogąca przegłosować jakieś dodatkowe luzowanie w postaci zwiększenia skali zakupów aktywów (PEPP). Po trzecie rynek nie dyskontuje potencjalnych korzyści w postaci środków z Europejskiego Funduszu Odbudowy, które mogą przyczynić się do unowocześnienia gospodarek w kolejnych latach. Teoretycznie Europejczycy mają konkurencję w postaci szykowanego pakietu infrastrukturalnego administracji Bidena, ale to europejskie aktywa wydają się być w dłuższym horyzoncie bardziej niedowartościowane. Reasumując, takim driverem dla sentymentu wokół CHF może w najbliższych miesiącach być para EURCHF. A tutaj doszło ostatnio do wybicia ważnych oporów przy 1,0880, 1,0915 i 1,1000.

Autor: Marek Rogalski – główny analityk walutowy DM BOŚ