Mało tego. Od listopada w stanie upadłości jest FTX – do niedawna trzecia co do wielkości giełda obracająca kryptowalutami (przy okazji fundusz hedgingowy). Politolog i ekonomista z London School of Economics Jon Danielsson uważa, że to koniec kryptowalut. Nie żadne tam przejściowe trudności, które każde biznesowe przedsięwzięcie zdoła przezwyciężyć. Prawdziwy koniec. The End. Finito. Zresztą sam Jon Danielsson pisze o tym nie od wczoraj. Już w 2018 r. był autorem tekstu pod wiele mówiącym tytułem „Dlaczego kryptowaluty nie mają sensu?”. Teraz zaś to powtarza, dodając: „A nie mówiłem?”.
Dlaczego bitcoiny i ethereum (oraz ich liczni kuzyni) upadają? Zdaniem Danielssona przyczyna jest bardzo prosta: bo nie zdołały spełnić obietnicy, jaką dały inwestorom 15 lat temu. Tamta pionierska i (można by rzec) ewangeliczna obietnica złożona przez kryptowaluty zasadzała się na trzech filarach. Pierwszy był polityczny. Polegał na modnym w początkach internetowej rewolucji przeświadczeniu, że niewinna technologia jest w stanie zastąpić skorumpowaną politykę. Kryptowaluciarze powiadali, że ich projekt to alternatywa dla tradycyjnego systemu pieniądza fiducjarnego – opartego na wierze w to, że choć banki centralne na całym świecie co dnia generują miliony pieniądza bez pokrycia w kruszcu, to taki pieniądz jest w stanie utrzymać swoją wartość. Po drugie – chodziło o samą technologię. 15 lat temu banki tkwiły głęboko w epoce analogowej. Na tym tle to, czym były krypto, wydawało się czymś rodem z filmu science fiction. I wreszcie trzeci filar sukcesu kryptowalut. Przez pewien czas rzeczywiście były bardzo interesującym obszarem do zarabiania pieniędzy poprzez spekulacje. Jak w przypadku bitcoina – od 4 centów u zarania do dzisiejszych 16 tys. dol. (a było przecież i trzy razy tyle co dziś).