Choć partia Jarosława Kaczyńskiego przejęła władzę w aż sześciu regionach, nie zamierza na tym poprzestać. Mierzy w jak najwięcej sejmików.
Podkarpackie, lubelskie, małopolskie, świętokrzyskie, łódzkie, podlaskie, mazowieckie, dolnośląskie i śląskie – w tych województwach PiS wygrał wybory do sejmików. W sześciu ma samodzielną większość. Na razie musi jeszcze postarać się o to, by rządzić na Dolnym Śląsku, Śląsku i Mazowszu, gdzie zapewne będzie najtrudniej.
– Rozmawiamy we wszystkich województwach. Jesteśmy otwarci na dialog – mówi DGP Michał Dworczyk, szef KPRM, który odpowiada za negocjacje.
Trwa wyścig z opozycją, kto przeciągnie na swoją stronę niezdecydowanych i zapewni sobie wpływy w większości województw.
Podchody pod SLD, PSL i Bezpartyjnych Samorządowców, ale i pod lokalne ugrupowania w sejmikach mogą partii Jarosława Kaczyńskiego dać koalicje w kilku województwach. Ale jednocześnie PiS wysyła emisariuszy do wybranych radnych, licząc na ich przyciągnięcie do partii. Takich misji podjęli się m.in. czołowi politycy PiS w poszczególnych regionach.
Reklama
PiS oferuje posady w państwowych firmach za koalicje w sejmikach
Na stole negocjacyjnym leżą różne propozycje, np. funkcje marszałków i wicemarszałków w regionach i posady w spółkach Skarbu Państwa.
Zwłaszcza Mazowsze, gdzie od dawna rządzą PO i PSL, a marszałkiem od 2001 r. jest Adam Struzik, jest kuszącym celem, gdyż oznaczałoby to potężny cios dla PSL w miejscu, gdzie ludowcy mają najwięcej radnych poza Świętokrzyskiem. PiS liczy, że PSL w końcu pęknie i porzuci PO, choćby z uwagi na to, że zdobycie przez PiS samodzielnej większości w kilku województwach ściany wschodniej oznacza utratę pracy dla wielu działaczy ludowców.
– Mówi się, by wyciąć tych z PSL do pnia – twierdzi jeden z naszych rozmówców. Ta wizja może wzmóc naciski szeregowych ludowców na kierownictwo partii, by jednak spróbować dogadać się z PiS.
Opozycja nie przygląda się biernie. Wczoraj szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz zwołał pilną naradę szefów struktur wojewódzkich partii. Platforma Obywatelska stara się pokrzyżować plany PiS w pierwszej kolejności na Dolnym Śląsku. Czas ustaleń mija za trzy tygodnie, gdy formalnie ukonstytuują się sejmiki, które wskażą marszałków.

Cel partii Kaczyńskiego to rządzenie w połowie województw

Główne zamierzenia partii rządzącej są dwa. Pierwsze to możliwie daleko idąca wycinka ludowców lub ich podporządkowanie. Jeśli chodzi o ogólną liczbę mandatów, to w porównaniu do 2014 r. PSL stracił nawet ponad połowę miejsc w sejmikach. Niemal tyle samo zyskał PiS, głównie dzięki, jak się okazało, częściowo skutecznej polityce deprecjonowania PSL na wsi. Jarosław Kaczyński i jego partia chcą więc wykorzystać moment, by dodatkowo pozbawić ludowców wpływów w regionach.
Drugi zamiar PiS to osiągnięcie przyjętego przed wyborami założenia, aby sprawować realną władzę co najmniej w połowie województw (dotąd tylko na Podkarpaciu). Aby oba te cele zrealizować, PiS jest gotów bardzo wiele zaoferować potencjalnym koalicjantom.
Polityczne rozgrywki dotyczą np. Dolnego Śląska, gdzie do wzięcia jest 36 mandatów i rysuje się perspektywa na koalicję PiS z Bezpartyjnymi Samorządowcami (co dałoby większość w postaci 20–21 mandatów). Z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika, że partia już we wtorek wysłała tam swoich emisariuszy. Sporo do powiedzenia ma też prezydent Lubina Robert Raczyński (Bezpartyjni Samorządowcy). Z naszych informacji wynika, że w trakcie rozmów koalicyjnych stawia on warunek zniesienia podatku miedziowego dla KGHM, z którego żyje niemal cały Lubin. – Telefony były już z PO i PiS – przyznaje prezydent Raczyński i dodaje, że nie ma na razie pośpiechu. – Sejmik będzie obradował dopiero za trzy tygodnie, a zarząd województwa ma aż trzy miesiące na wybór marszałków. Pracujemy nad swoimi warunkami, jednym z nich na pewno będzie sprawa podatku miedziowego – wskazuje Robert Raczyński. Jak dodaje, każda ze stron gwarantuje w rozmowach, że dotychczasowy marszałek Cezary Przybylski (Bezpartyjni Samorządowcy) może spać spokojnie.
Targi trwają też na Mazowszu. Dla PiS celem jest nie tylko usunięcie wieloletniego marszałka z PSL Adama Struzika, ale też zdobycie istotnego przyczółka przy Warszawie, oddanej Platformie (prezydent i zdecydowana przewaga w radzie miasta). Koalicja Obywatelska wraz z PSL mają w sejmiku Mazowsza większość (26 do 24 mandatów), która może się zachwiać, jeśli PiS przeciągnie na swoją stronę Konrada Rytla z Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej i choćby jednego radnego z innego klubu. – Rytel co prawda jest związany bardziej z PiS niż z opozycją, ale ostatnio są w konflikcie. Nie spodziewam się, by PiS udało się przekabacić jakiegokolwiek członka PSL, marszałek Struzik ma tu armię wiernych ludzi – twierdzi jeden z naszych rozmówców z urzędu marszałkowskiego. Ale PiS ma nadzieję, że jeśli nie uda się z radnymi PSL, to może uda się z tymi z Koalicji Obywatelskiej. – Schetyna ma nie tylko ludzi z PO, to często osoby luźno związane ze strukturami – mówi jeden z posłów PiS.
Z punktu widzenia PiS zdobycie Mazowsza to klucz do osłabienia PSL, co było głównym celem tej kampanii wyborczej. PiS liczy nawet na scenariusz, w którym dojdzie do wymiany prezesa PSL. – Jest moment przesilenia i jeśli do władzy wróci Waldemar Pawlak, to może być reset stosunków – mówi polityk PiS.
Na Śląsku partia Kaczyńskiego liczy na to, że może uda się przekonać do współpracy SLD. Inaczej dla PiS (mającego 22 mandaty) istnieje ryzyko, że Koalicja Obywatelska (20 mandatów) porozumie się z lewicą (2) i PSL (1), i tym samym zdobędzie przewagę.
KO liczy, że strach przed PiS i obawa o to, że wytargowane korzyści będą krótkotrwałe, okaże się wystarczającym argumentem, by na zachodzie i w centrum Polski – poza enklawami zdobytymi większością głosów – PiS nie był w stanie przejąć władzy poprzez budowę realnych większości w sejmikach.