Zamówienia in-house nie przestają budzić w Polsce kontrowersji, co wynika przede wszystkim z faktu, że zakłócają wolną konkurencję na rynku. Pozwalają bowiem udzielać publicznych zleceń bez przetargu – albo w ogóle z pominięciem przepisów o zamówieniach (mały in-house) albo też zawierając umowę z wolnej ręki.
Dane ze sprawozdania Urzędu Zamówień Publicznych za ubiegły rok pokazują, że łącznie chodzi o ok. 2,2 tys. takich zamówień o wartości 424 mln zł (patrz: grafika). Z jednej strony to niebagatelna kwota, z drugiej jednak niewielki wycinek całego rynku sektora gospodarki odpadami komunalnymi, a to właśnie tu gminy najczęściej sięgają po in-house. Ubiegłoroczna wartość tego rynku została oszacowana przez Instytut Jagielloński na ok. 7,8 mld zł.

Głównie samorządy

In-house jest wykorzystywane w zdecydowanej większości przez samorządy. Łącznie (administracja samorządowa i jej jednostki organizacyjne) udzieliły w ub. r. 96 proc. wszystkich zamówień tego typu.
Reklama
„Zamówienia na usługi udzielane w formule in-house dotyczyły, podobnie jak w latach ubiegłych, przede wszystkim odbioru odpadów komunalnych i usług z tym związanych. Poza tym zamawiano usługi utrzymania czystości i porządku na ulicach, chodnikach miast; usługi utrzymania zieleni miejskiej czy usługi zimowego utrzymania dróg” – można przeczytać w sprawozdaniu.
W formule tej zlecano również zarządzanie nieruchomościami i utrzymanie infrastruktury. Jeśli chodzi o roboty budowlane, to wykorzystywano ją do remontów dróg, torowisk czy chodników oraz remontów budynków, budowy infrastruktury wodno-kanalizacyjnej, dróg i ulic. Natomiast w ramach dostaw zamówiono bilety dla młodzieży szkolnej i sprzęt informatyczny.
Wykorzystanie przepisów o in-house głównie przy zlecaniu wywozu i zagospodarowania odpadów nie powinno dziwić. To właśnie w tym sektorze działa wiele spółek kontrolowanych przez miasto, a więc tych, którym można udzielać zamówień z wolnej ręki.
Zdaniem prywatnych firm brak konkurencji daje się we znaki przede wszystkim przy zagospodarowaniu śmieci.
– Jednym z kluczowych problemów naszej krajowej gospodarki odpadami jest niedostatek mocy przetwórczych instalacji do zagospodarowania odpadów. Na tym rynku konkurencja w praktyce nie istnieje, gdyż gminy od wielu lat zlecają bez przetargów zagospodarowanie odpadów przede wszystkim własnym spółkom na zasadach in-house. Stanowi to istotną barierę dla inwestycji prywatnych, jak i tych realizowanych w formule partnerstwa publiczno-prywatnego – zauważa Dariusz Matlak, prezes zarządu Polskiej Izby Gospodarkami Odpadami.

Nierozstrzygnięte problemy

Już za niespełna cztery miesiące, z początkiem 2021 r. wejdzie w życie nowa ustawa – Prawo zamówień publicznych (Dz.U. z 2019 r. poz. 2019). Nie zmienia ona zasadniczo reguł udzielania zamówień in-house. Część ekspertów uważa, że to błąd, bo dotychczasowa praktyka pokazuje, że niektóre z nich budzą wątpliwości.
– Nie rozstrzygnięto kwestii, które uważam za najistotniejsze, w tym relacji in-house z regułami prawa konkurencji. Czy zamawiający mogą swobodnie i bez uzasadnienia, przede wszystkim ekonomicznego, ale również bez względu na jakość czy dostępność danej usługi decydować o formule in-house – zwraca uwagę dr Wojciech Hartung, adwokat z kancelarii Domański, Zakrzewski, Palinka.
– Wątpliwości powstają, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę sytuację na rynku usług komunalnych i rolę gminy jako organizatora usług publicznych. Polskie przepisy jednoznacznie wskazują, że musi ona w takim przypadku dbać o to, aby nie nadużyć swej pozycji dominującej w tym zakresie. Oczywistym jest przy tym, że korzystanie z zamówień in-house eliminuje z rynku usług komunalnych inne podmioty na nim dotychczas działające na rzecz podmiotu gminnego – dodaje prawnik.
Zwraca też uwagę na inny systemowy problem – oprócz zwykłej formuły in-house w Polsce równolegle funkcjonuje też druga, tzw. powierzenie samorządowe. Zakłada ona co prawda brak odpłatnej umowy, ale ostatecznie sprowadza się do tego samego – realizacji zamówienia bez przetargu.
– Relacje między tymi dwoma modelami również powinny zostać wyjaśnione, przy czym warto wskazać, że o ile w przypadku przepisów o zamówieniach inni wykonawcy mają chociaż możliwość kwestionowania poprawności udzielenia takiego zamówienia przed Krajową Izbą Odwoławczą, to w tym drugim modelu takiej możliwości są pozbawieni – a przynajmniej pozbawia ich tego dotychczasowe orzecznictwo sądów administracyjnych – podkreśla dr Wojciech Hartung. ©℗
Tysiące zamówienie na setki milionów