Prezydenci miast twierdzą, że Krajowy Plan Odbudowy (KPO) dyskryminuje metropolie. Dlaczego?
Przede wszystkim brakuje dialogu. Program jest trochę narzucony – konsultacje służą bardziej zapoznawaniu nas z warunkami tej pomocy niż słuchaniu.
Odbyły się już trzy debaty. A od 22 marca trwa pięciodniowe wysłuchanie publiczne, w ramach którego samorządy mogą wyrazić swoją opinię. Jakiś dialog jednak jest.
Ale czy te konsultacje będą miały jakikolwiek wpływ na ostateczne decyzje? Doświadczenia – także z walki z epidemią – pokazują, że nasze uwagi często nie są brane pod uwagę. Mamy niestety wrażenie, że rządowi bardziej zależy na celach politycznych niż podniesieniu gospodarki i samorządów z kryzysu. W projekcie KPO nacisk położony jest na mniejsze miejscowości. Nie kwestionujemy, że one zasługują na pomoc. Ale KPO powinien być spójny i maksymalnie efektywny. A np. w kwestiach związanych z ekologią czy niską emisją duże miasta są pominięte, a to przecież w nich jest największe zanieczyszczenie powietrza. W tym kontekście wykluczenie ze wsparcia KPO tramwajów wydaje się niezasadne.
Reklama
Ale wśród celów są także np. inwestycje dotyczące poprawy jakości powietrza w miastach, przebudowa ulic, żeby uspokoić ruch, wymiana taboru autobusowego, inwestycje w technologie smart city. To mało?
Ale największym kosztem dla metropolii jest transport tramwajowy. Kilometr torowiska to dziesiątki milionów złotych, a jeden tramwaj kosztuje tyle, co cztery autobusy. Z niektórych elementów KPO duże miasta będą mogły skorzystać dopiero, gdy inni tego nie zrobią. I to nam się nie podoba.
Rozmawiał Tomasz Żółciak