Zgodnie z zapowiedziami De Croo szkoły zostaną otwarte w najbliższy poniedziałek. Jednak uczniowie w wieku od 15 do 18 lat będą mogli fizycznie uczęszczać na zajęcia w niepełnym wymiarze godzin - połowa lekcji dla nich będzie odbywać się zdalnie.

Tego samego dnia zostanie też zniesiony zakaz nieistotnych podróży do i z Belgii. Jednak osoby wracające z krajów czerwonej strefy będą musiały przejść kwarantannę i zostaną poddane testom pierwszego i siódmego dnia po powrocie.

"Chcę podkreślić, że to naprawdę nie jest dobry moment na rozpoczęcie podróży" - powiedział belgijski premier na konferencji prasowej, dodając, że taki system będzie obowiązywać do czasu, aż zostaną wdrożone unijne certyfikaty szczepionkowe.

Tydzień później - 26 kwietnia - sklepy, które nie oferują artykułów pierwszej potrzeby będą mogły być znów normalnie otwarte dla klientów, bez konieczności wcześniejszego umawiania się.

Reklama

Do pracy będą mogły też wrócić osoby wykonujące niemedyczne zawody wymagające bliskiego kontaktu - fryzjerzy, kosmetyczki i tatuażyści.

Liczba osób w grupie, z którą można spotykać na zewnątrz, wzrośnie z 4 do 10.

Kolejne ułatwienia De Croo uzależnił od postępów w kampanii szczepień.

"Pierwszym kamieniem milowym będzie moment, w którym siedem na dziesięć osób w wieku powyżej 65 lat otrzyma pierwszą dawkę szczepionki. Zakładamy, że ten moment nastąpi około 8 maja" - powiedział premier. Od tego momentu można będzie otworzyć ogródki w restauracjach i barach.

Tego samego dnia zniesiona zostanie godzina policyjna, a zastąpi ją zakaz gromadzenia się więcej niż trzech osób w godzinach od północy do godz. 5 rano.

Od tego momentu będą mogły się też odbywać nabożeństwa, jak również imprezy kulturalne na świeżym powietrzu dla maksymalnie 50 osób. Ponownie będą mogły zostać otwarte parki rozrywki.

Drugi kamień milowy w planie rządu to zaszczepienie prawie wszystkich osób powyżej 65. roku życia i tych szczególnie zagrożonych. "Oczekujemy, że nastąpi to na początku czerwca. Od tego momentu będą możliwe imprezy na zewnątrz. Na więcej można będzie sobie również pozwolić w pomieszczeniach" - poinformował De Croo.

Główny ekspert belgijskiego rządu ds. działań związanych z pandemią, wirusolog Marc Van Ranst, przyznał co prawda, że statystyki nie do końca uzasadniają poluzowanie, ale zwrócił uwagę, że cierpliwość społeczeństwa i gotowość do poświęceń jest na wyczerpaniu.

"Życie jest zawsze czymś więcej niż tylko wirusologiczną rzeczywistością" - dodał.

Były przewodniczący międzynarodowego Towarzystwa Badań nad Aerozolami (GAeF) Gerhard Scheuch cytowany w środę przez belgijski niemieckojęzyczny dziennik "Grenzecho" zauważył, że zamykanie ludzi w domach w czasie pandemii jest przeciwskuteczne.

"Kiedy wprowadzamy godzinę policyjną, sugerujemy ludności: Uwaga! Na zewnątrz jest niebezpiecznie. Ale jest dokładnie odwrotnie. Niebezpieczeństwo czai się w zamkniętych pomieszczeniach. Zakaz wychodzenia z domu, jogging w masce, zamknięte parki czy zakaz wychodzenia na spacer czy wieczornego papierosa z ciasnego mieszkania (...) to wszystko środki absurdalne. Zamiast tego obywatele powinni mieć możliwość wyjścia na zewnątrz" - podkreślił naukowiec.

We Flandrii i Walonii obowiązuje zakaz wychodzenia z domów bez ważnego powodu od północy do godz. 5 rano. W Brukseli - od 22.00 do 6.00.

Prawie 3 tys. szefów walońskich przedsiębiorstw wystosowało w środę do rządu Belgii list otwarty apelując o zmianę podejścia wobec restrykcji przeciwepidemicznych w gospodarce: "z przymusowego na pozytywne, z sektorowego na przekrojowe".

"Podobnie jak inni przedsiębiorcy w kraju (...) gonimy resztką sił. Od samego początku robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby przestrzegać zasad w nadziei na wyjście z nich i w oczekiwaniu, że skuteczne szczepienia ostatecznie rozwiążą problemy zdrowia publicznego i gospodarki. Ale zamiast dawać nam nadzieję i perspektywę, narzucacie nowe ograniczenia, nowe wymagania, nowe zadania administracyjne bez żadnej wartości dodanej. (...) Konieczne jest zaakceptowanie otwarcia i funkcjonowania wszystkich przedsiębiorstw, które wprowadziły adekwatne środki związane ze specyfiką miejsca, bez innych ograniczeń, zwłaszcza administracyjnych" - czytamy w liście.

Podobny postulat sformułowała grupa ekspertów, wirusologów i epidemiologów, w poniedziałek na łamach dziennika "Le Soir". Zamiast zbiorowego zamykania całych sektorów zaproponowali oni podejście zindywidualizowane. Konkretnie miałoby ono polegać na przyznawaniu przedsiębiorstwom certyfikatu bezpieczeństwa w oparciu o trzy czynniki: jakość wentylacji, możliwość noszenia maski i czas przebywania osób w zamkniętym pomieszczeniu.

"Ograniczeniem obecnego systemu jest to, że w każdym sektorze występuje inna sytuacja ryzyka. W salonie fryzjerskim, który dba o wentylację poprzez otwieranie okien i drzwi i gdzie każdy nosi maskę, ryzyko jest mniejsze niż w przypadku godzinnego zabiegu kosmetycznego w zamkniętym pomieszczeniu. Ale dzisiaj obie te usługi należą do tej samej kategorii" - ubolewali eksperci.

Zaapelowali też do rządu o rozpoczęcie podejście polegające na życiu "pomimo wirusa", poprzez "akceptację ryzyka szczątkowego, jak zawsze robiliśmy w innych obszarach, takich jak bezpieczeństwo na drogach czy pożary".