Orlen zwiększy zysk o 5,8 mld zł, bo nie dostał gazu, który zabezpieczał

Orlen powiększy swój zysk na ubiegły rok o 5,8 mld zł. To spora kwota, ale chyba jeszcze większe wrażenie robi powód, dla którego będzie można ten zysk zaksięgować. Dotyczy on należącej od niedawna do Orlenu spółki PGNiG, która zarobiła tę kasę, bo nie dostała gazu, który zamówiła od amerykańskiego dostawcy – firmy Venture Global Calcasieu Pass.

Z komunikatu spółki wynika, że zamawiając gaz jednocześnie zawarła ona kontrakty na rynku terminowym zabezpieczające przez zmianą ceny w czasie realizacji umówionych dostaw. Tymczasem umówione na kolejnych 20 lat dostawy się opóźniają. Nie zrealizowano na razie ani jednej z nich. Kontrakty zaś, zamiast zabezpieczać faktyczne fizyczne dostawy, wciąż „samodzielnie” istnieją na rynku finansowym i na szczęście przynoszą zyski, a nie straty. Orlen do tej pory zgodnie z zasadami księgowości zapisywał je w swoim bilansie jako pozycje powiększające kapitał własny spółki. Teraz jednak postanowił uznać, że skoro dostaw wciąż nie ma, to „nie może oczekiwać wystąpienia zabezpieczanych przepływów pieniężnych dotyczących instrumentów zabezpieczających”. Skoro tak, to zgodnie z zasadami sztuki księgowej, przeksięguje te zyski z bilansu do rachunku wyników i pokaże jako zysk spółki w wysokości 7,2 mld zł. Po opodatkowaniu zostanie z tego na poziomie wynik netto 5,8 mld zł.

Reklama

Wcześniej Orlen raportował, że w 2023 roku zarobił netto 27,6 mld zł. Teraz więc okaże się, że zysk sięgnął aż 33,4 mld zł. Swoją drogą, to i tak mniej, niż zysk za rok 2022, który wyniósł 39,8 mld zł.

Orlen to największa spółka notowana na warszawskiej giełdzie. Jej wartość rynkowa to 72,4 mld złotych.

Tylko 10 mld zł popytu na przetargu za 8,3 mld, miało być 9 mld

Za nami pierwsza nieudana aukcja obligacji skarbowych w tym roku. Minister finansów chciał otrzymać ze sprzedaży nowych obligacji 9 mld zł, jednak popyt ze strony banków uczestniczących w aukcji sięgnął tylko 10,1 mld zł, a niektóre z ofert nie nadawały się w oczach resortu do realizacji, więc sprzedano papiery tylko za 8,3 mld zł, nie realizując zamierzonego planu w 100 procentach.

Takie sytuacje zdarzają się rzadko. Ostatni raz coś podobnego widzieliśmy 23 października ubiegłego roku. Wtedy jednak ówczesny minister chciał ściągnąć z rynku aż 11 mld złotych, a udało mu się zdobyć tylko 9 mld zł. Potem w siedmiu kolejnych przetargach aż do tego wczorajszego wszystko wyglądało wzorowo. Popyt ze strony banków zawsze był o kilkadziesiąt procent większy od oferty ministerstwa. Rząd nie miał też żadnego problemu z tym, aby ulokować na rynkach zagranicznych emisje obligacji w euro (w styczniu) i w dolarach (parę dni temu).

Z drugiej strony prezesi polskich banków wielokrotnie mówili o tym, że potrzeby pożyczkowe państwa są w tym roku tak duże, że być może nie będą w stanie kupić od rządu wszystkich obligacji, które ten chciałby im sprzedać. Banki wprawdzie mają ogromne, sięgające setek miliardów złotych zapasy gotówki, więc nie chodzi tu o ewentualny brak płynności. Jednak starają się one, aby w strukturze ich aktywów nie było zbyt dużo obligacji skarbowych, ponieważ taka nadmierna koncentracja stanowi dodatkowe ryzyko. Banki wyceniają większość kupowanych obligacji po kursie rynkowym. Jeśli więc najpierw kupią one bardzo dużo tych papierów od ministra finansów, a potem coś się stanie i zaczną one tanieć na rynku, to banki będą musiały z tego tytułu księgować straty. Stąd też starają się one nie przesadzać z wielkością zakupionych obligacji w swoich aktywach.

Akcje Tesli najtańsze od maja przez Wells Fargo

Akcje Tesli spadły wczoraj na giełdzie nowojorskiej o 4,5 proc. i są najtańsze od maja ubiegłego roku. Od ostatniego szczytu z lipca straciły już ponad 43 proc. swojej wartości, zaś aby pobić swój rekord wszech czasów z listopada 2021 r., musiałyby podrożec dwu i pół krotnie.

ikona lupy />
Tesla, akcje / Forsal.pl / Rafał Hirsch

Ostatni spadek notowań to efekt głównie dość brutalnej oceny spółki w wykonaniu analityków banku Wells Fargo. Rekomendują oni „niedoważanie” spółki w portfelu, co w praktyce inwestorzy mogą interpretować jako po prostu rekomendację sprzedaży.

Zdaniem Wells Fargo, obniżki cen stosowane przez Teslę w trwającej na świecie wojnie cenowej z głównie chińskimi producentami konkurencyjnych aut elektrycznych, mają coraz mniejszy wpływ na sprzedaż. Czyli sytuacja jest jeszcze gorsza, niż do tej pory sądzono. Wiedzieliśmy o wojnie cenowej i o tym, że coraz niższe ceny aut spowodują, że przychody Tesli będą rosnąć wolniej, a jej marże będą mniejsze. Teraz jednak, zdaniem Wells Fargo, może okazać się, że nawet przy obniżonych cenach Tesla będzie mieć problem z przychodami ze sprzedaży. W związku z tym bank obniża swoją wycenę akcji spółki Elona Muska z 200 do 120 dolarów za sztukę. W tej chwili na giełdzie akcje Tesli są po 169 dolarów, tak więc analitycy Wells Fargo zakładają, że kurs akcji powinien spaść jeszcze o blisko 30 proc.

Unia ma ograniczyć import zboża z Rosji

Komisja Europejska dała się przekonać grupie państw, w której jest między innymi także Polska i ma w przyszłym tygodniu zarekomendować ograniczenie importu zboża z Rosji, a także z Białorusi. Kluczowe jest tu jednak zboże rosyjskie. Świetne w ciągu ostatnich dwóch lat żniwa w Rosji spowodowały, że znacząco zwiększyła ona eksport zboża, napędzając tym samym podaż na świecie i przyczyniając się do znacznego spadku ceny. Eksperci od rynków rolnych twierdzą, że to ona właśnie, a nie Ukraina, odpowiada za niskie ceny zabijające rentowność biznesu rolniczego w całej Europie.

Według doniesień radia RMF z Brukseli, propozycje Komisji mają pojawić się jeszcze przed unijnym szczytem, który rozpoczyna się za tydzień w czwartek. Dotychczasowa polityka Komisji Europejskiej była dość zaskakująca, ponieważ obostrzeniami objęty był tylko import zboża z Ukrainy, ale znacznie większy import zboża z Rosji już nie. Teraz ma to zostać naprawione, chociaż mowa jest tylko o „ograniczeniach”, a nie o sankcjach, tak aby nie zakłócać eksportu zboża z Rosji do krajów afrykańskich, które od importu zboża są uzależnione.

Zablokowanie rosyjskiego zboża na rynkach unijnych być może zahamuje trwający już prawie dwa lata trend spadkowy, jeśli chodzi o ceny (chociażby pszenicy). Od początku tego miesiąca na największej w Europie giełdzie rolnej w Paryżu kontrakt na dostawę pszenicy w maju podrożał o blisko 8 proc. W ostatnich miesiącach takie ruchy w górę należą do rzadkości.

Santander: inflacja w marcu 2,3 proc.

Już jutro dowiemy się, jaka była inflacja w Polsce w lutym. Ekonomiści oczekują, że spadła w okolice 3,2 proc. z 3,9 proc. w styczniu. Wszyscy są też raczej zgodni, że nie będzie to ostatni miesiąc spadku inflacji, i że w marcu zejdzie ona jeszcze niżej.

Według nowej prognozy ekonomistów Santander Banku w marcu inflacja spadnie nawet do 2,3 proc. W drugiej połowie roku podskoczy jednak ponownie do 5,3 proc.

Inflacja bazowa, czyli tak bez cen żywności i energii ma spaść w połowie roku w okolice 4 proc. ale na koniec roku być na poziomie 5 proc.

Przyczyna ponownego wzrostu inflacji w drugim półroczu ma być „narastająca presja ze strony jednostkowych kosztów pracy”, czyli po prostu wyraźny wzrost płac, który utrzymuje tempo w okolicach 10 proc. rocznie.

Santander zakłada też, że ceny prądu i gazu po ich odmrożeniu urosną w lipcu o 15 proc., a powrót stawki VAT na żywność do poziomu 5 proc. wywoła wzrost cen żywności o 4 proc.

Ekonomiści banku uważają także, że deficyt sektora finansów publicznych będzie w tym roku większy od 5,1 proc. PKB planowanych przez rząd i sięgnie 5,5 proc., ponieważ wpływy z VAT do budżetu będą o 25-30 mld zł mniejsze od założonych.